Nawigacja
Magda Pabin, Kraków i po Krakowie
- Drukuj
- 19 lis 2010
- Prosto w oczy !
- 29279 czytań
- 42 komentarze
Cóż, od zakończenia Zlotu w Krakowie minęły już prawie 3 miesiące a ja jakoś nie mogłam zebrać się do napisania tego tekstu. Ale jednak, siedząc na korytarzu uczelni znalazłam chwilę, aby podzielić się z Wami moimi odczuciami. Żeby jednak dopełnić całości i dostarczyć pełnego obrazu moich odczuć będę często dostarczać Wam wtrąconych aluzji dotyczących innych wydarzeń.
Miejsce zlotu.
Cóż - Kraków Krakowem i wiadomo, że Błonia to jedno z tych najbardziej charakterystycznych miejsc tego miasta. Moim zdaniem jednak zdecydowanie za duże, zwłaszcza że tereny przydzielone gniazdom zajmowały tylko połowę terenu zaznaczanego i opłotowanego jako teren zlotowy. Przed wejściem na teren zlotowy ustawiona była scena koncertowa. Dlaczego tak? Przecież w tym momencie harcerze musieli często w późnych godzinach opuszczać teren zlotu, a w czasie powrotów pojawiała się konieczność zwiększenia (nielicznej niestety) ochrony HSP. Biedne HSP dwoiło się i troiło, ale posiadając niecałe 60 osób na cały Zlot i tak musiało dojść do zgrzytów. Kolejnym wielkim problemem okazał się brak drzew. Można zacząć się przyzwyczajać do tego, że zloty harcerzy zazwyczaj połączone są z opadami deszczu i wichurami (mieliśmy to w Gnieźnie, było i w Kielcach), jednak w Kielcach przynajmniej dzięki zalesieniu terenu nasze obozowiska nie były małymi jeziorkami, a do domu nie przywieźliśmy dość sporej ilości błota.
Warto jednak podkreślić, że Błonia posiadały jeden duży plus: bliskość krakowskiego Rynku i związanej z nim infrastruktury turystycznej - dwie największe w Polsce restauracje typu Fast Food przeżywały swój "złoty tydzień", a jedna z krakowskich pizzerii dostarczała na teren Zlotu pizze, których zakup za okazaniem ulotki odbywał się z 50% upustem. Miejmy przynajmniej tylko nadzieję, że większość harcerzy miała okazję obejrzeć też historyczną i artystyczną stronę Krakowa, przespacerować się Kazimierzem i odkryć te miejsca, które pomijane są w większości przewodników...
Jedzenie
Temat dość oczywisty w relacjach pozlotowych. Każdy coś jeść musi, ale jak się okazuje po kilku kolejnych zlotach ZHP, brakuje "złotego klucza" - pomysłu na wyżywienie takiej grupy harcerzy. "Model Kielecki" (catering obiadowy oraz zakupy pozostałych produktów w marketach) nie do końca się sprawdził. Do tej pory nadal wszyscy mają w pamięci osławione historyczne już krokiety oraz problemy z dostawami produktów do marketów. Tym razem wrócono do tego, że harcerze jednak potrafią sami gotować i dostarczano nam półprodukty na obiad. Fajnie, można samemu dostosować ilość wydanych porcji i ich wielkość, zazwyczaj drugie danie znikało w całości, a pozostałą zupę po prostu wylewano.
Problem natomiast pojawiał się jeśli chodzi o przechowywanie żywności na śniadania i kolacje. Wiadomo, że nigdy nie można przewidzieć ile zjedzą nasi podopieczni, a przecież każdy musiał odebrać przydziałową porcję żywności. Mogę powiedzieć, że mój podobóz miał szczęście. Zabraliśmy ze sobą dodatkowy duży namiot pełniący rolę kuchni polowej oraz niewielką lodówkę turystyczną, która schowana w odpowiednim miejscu utrzymywała niższą temperaturę niż ta, panująca w czasie dziennych upałów na obozowisku. Jednak wielu z nas było zbulwersowanych ilością marnowanego na Zlocie jedzenia. Dopiero po 5 dniach zlotu pojawiła się możliwość zwrotu produktów, ale tylko tych całkowicie zamkniętych. Powstała więc sytuacja, w której nie można było zwrócić połowy dwukilogramowej paczki z wędliną tylko dlatego, że została w połowie zjedzona. Jakoś daliśmy sobie z tym radę, nasze kanapki posiadały po prostu dużą ilość obkładu, bo inaczej zostałby on wyrzucony.
Program
To chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych punktów moich subiektywnych notatek. W dobie komputeryzacji... internetowy system rejestracji na zajęcia pozwalał na rejestracje na te same zajęcia po kilka razy a jednocześnie w żaden sposób nie można było od samego początku zgrać ze sobą miejsc programowych. Codziennie rano pod biurem programowym Zlotu ustawiała się kolejka instruktorów pragnących w sensowny sposób połatać program dla swojego zastępu, ponieważ mimo stworzenia przez WNT dostępu do bezprzewodowego Internetu na terenie całego Zlotu system rejestracji na zajęcia programowe przestał działać, a po ponownym uruchomieniu okazywało się, że na zajęcia pomimo wolnych miejsc dla zastępów nie można się zapisać.
Program był owszem ciekawy, ale głównie nastawiony na to by harcerzy było widać. Oczywiście modne były zajęcia muzyczne, sportowe i pozwalające na jakąkolwiek działalność artystyczną. Niestety w trakcie przeglądania proponowanych zajęć programowych niewiele znalazłam takich, które pozwalają na wszechstronny rozwój harcerza i otworzą mu oczy na świat. Owszem, pojawiły się zajęcia o problemach etnicznych w Turcji czy o globalizacji. Lecz kierowane były one do wędrowników oraz do instruktorów, którzy niestety nie mogą zostawić samym sobie swoich harcerzy. Pod koniec zlotu zmieniłam jednak zdanie o odpowiedzialności instruktorów za harcerzy, dowiadując się, że jeden z przyszłych instruktorów pozwolił na samodzielny powrót z Rynku na teren podobozu swoim podopiecznym, wśród których żaden nie miał ukończonych 18-nastu lat, a i trudno doszukać się było w tym gronie 16-latka.
Wreszcie chyba już czas podzielić się moimi własnymi spostrzeżeniami zlotowymi, które odkryłam w będąc w swoim podobozie, ale także obserwując innych. Myślę, że pora zastanowić się nad drogą , którą kroczy nasz Związek. Kilka problemów sprawiło wręcz, że gotowa byłam spakować się i przenieść do innego podobozu. Jako osoba działająca w Związku od blisko 18 lat, całkowicie świadoma tego co chce robić od jakiś 10 lat, a od 2 będąca pełnoprawną instruktorką myślałam, że widziałam i słyszałam dużo. Jednak okazuje się, że mój pogląd był błędny. Na Zlocie dowiedziałam się bowiem, że np. przyszły instruktor może powiedzieć komendantowi obozu, że "on przyjechał tu wypocząć, a jeśli ten ma do niego jakąś sprawę to niech sam się pofatyguje. " Komendantka hufca może przy harcerzach zrugać komendantkę obozu za czynności, którymi sama obiecała wcześniej się zająć, lecz słowa nie dotrzymała. 40 harcerzy może czekać blisko godzinę na robiące się w markecie ostatnie przedzlotowe zakupy. W końcu dowiedziałam się, że zasady dobrego wychowania nie obowiązują w harcerstwie, że instruktora można obarczać całym złem tego świata tylko dlatego, że ma inne poglądy i nie pozwoli się obrażać.
Nigdy nie ukrywałam, że nasz Związek nie jest idealny, często miałam odmienne zdanie od tych, będących na górze. Jednak uważam, że każdy ma prawo do własnych opinii i sposobu myślenia. Zdaję sobie sprawę, że mój obraz Zlotu nie jest zbyt optymistyczny. Niestety po czasie miłe chwile odeszły w niepamięć bardziej z powodów czysto uczuciowych. Relacja ta ma charakter subiektywny i mimo tego, iż bardzo wiele złych wspomnień zostaje w pamięci wiem, że w Kraków był jedną z nielicznych okazji na spotkanie prawie całej ekipy "Regionów", najlepszych z biura prasowego XXXVI Zjazdu oraz wielu innych ludzi od lat spotykanych na harcerskim szlaku. A to chyba najważniejsze - bo to ludzie właśnie tworzą ten Związek...
pwd. Magda Pabin
Chorągiew Wielkopolska ZHP
Międzyhufcowy Zespół Kadry Kształcącej
(fotografie: phm. Anna Pospieszna, Katarzyna Niwińska, oraz autor nieznany)
Miejsce zlotu.
Cóż - Kraków Krakowem i wiadomo, że Błonia to jedno z tych najbardziej charakterystycznych miejsc tego miasta. Moim zdaniem jednak zdecydowanie za duże, zwłaszcza że tereny przydzielone gniazdom zajmowały tylko połowę terenu zaznaczanego i opłotowanego jako teren zlotowy. Przed wejściem na teren zlotowy ustawiona była scena koncertowa. Dlaczego tak? Przecież w tym momencie harcerze musieli często w późnych godzinach opuszczać teren zlotu, a w czasie powrotów pojawiała się konieczność zwiększenia (nielicznej niestety) ochrony HSP. Biedne HSP dwoiło się i troiło, ale posiadając niecałe 60 osób na cały Zlot i tak musiało dojść do zgrzytów. Kolejnym wielkim problemem okazał się brak drzew. Można zacząć się przyzwyczajać do tego, że zloty harcerzy zazwyczaj połączone są z opadami deszczu i wichurami (mieliśmy to w Gnieźnie, było i w Kielcach), jednak w Kielcach przynajmniej dzięki zalesieniu terenu nasze obozowiska nie były małymi jeziorkami, a do domu nie przywieźliśmy dość sporej ilości błota.
Warto jednak podkreślić, że Błonia posiadały jeden duży plus: bliskość krakowskiego Rynku i związanej z nim infrastruktury turystycznej - dwie największe w Polsce restauracje typu Fast Food przeżywały swój "złoty tydzień", a jedna z krakowskich pizzerii dostarczała na teren Zlotu pizze, których zakup za okazaniem ulotki odbywał się z 50% upustem. Miejmy przynajmniej tylko nadzieję, że większość harcerzy miała okazję obejrzeć też historyczną i artystyczną stronę Krakowa, przespacerować się Kazimierzem i odkryć te miejsca, które pomijane są w większości przewodników...
Jedzenie
Temat dość oczywisty w relacjach pozlotowych. Każdy coś jeść musi, ale jak się okazuje po kilku kolejnych zlotach ZHP, brakuje "złotego klucza" - pomysłu na wyżywienie takiej grupy harcerzy. "Model Kielecki" (catering obiadowy oraz zakupy pozostałych produktów w marketach) nie do końca się sprawdził. Do tej pory nadal wszyscy mają w pamięci osławione historyczne już krokiety oraz problemy z dostawami produktów do marketów. Tym razem wrócono do tego, że harcerze jednak potrafią sami gotować i dostarczano nam półprodukty na obiad. Fajnie, można samemu dostosować ilość wydanych porcji i ich wielkość, zazwyczaj drugie danie znikało w całości, a pozostałą zupę po prostu wylewano.
Problem natomiast pojawiał się jeśli chodzi o przechowywanie żywności na śniadania i kolacje. Wiadomo, że nigdy nie można przewidzieć ile zjedzą nasi podopieczni, a przecież każdy musiał odebrać przydziałową porcję żywności. Mogę powiedzieć, że mój podobóz miał szczęście. Zabraliśmy ze sobą dodatkowy duży namiot pełniący rolę kuchni polowej oraz niewielką lodówkę turystyczną, która schowana w odpowiednim miejscu utrzymywała niższą temperaturę niż ta, panująca w czasie dziennych upałów na obozowisku. Jednak wielu z nas było zbulwersowanych ilością marnowanego na Zlocie jedzenia. Dopiero po 5 dniach zlotu pojawiła się możliwość zwrotu produktów, ale tylko tych całkowicie zamkniętych. Powstała więc sytuacja, w której nie można było zwrócić połowy dwukilogramowej paczki z wędliną tylko dlatego, że została w połowie zjedzona. Jakoś daliśmy sobie z tym radę, nasze kanapki posiadały po prostu dużą ilość obkładu, bo inaczej zostałby on wyrzucony.
Program
To chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych punktów moich subiektywnych notatek. W dobie komputeryzacji... internetowy system rejestracji na zajęcia pozwalał na rejestracje na te same zajęcia po kilka razy a jednocześnie w żaden sposób nie można było od samego początku zgrać ze sobą miejsc programowych. Codziennie rano pod biurem programowym Zlotu ustawiała się kolejka instruktorów pragnących w sensowny sposób połatać program dla swojego zastępu, ponieważ mimo stworzenia przez WNT dostępu do bezprzewodowego Internetu na terenie całego Zlotu system rejestracji na zajęcia programowe przestał działać, a po ponownym uruchomieniu okazywało się, że na zajęcia pomimo wolnych miejsc dla zastępów nie można się zapisać.
Program był owszem ciekawy, ale głównie nastawiony na to by harcerzy było widać. Oczywiście modne były zajęcia muzyczne, sportowe i pozwalające na jakąkolwiek działalność artystyczną. Niestety w trakcie przeglądania proponowanych zajęć programowych niewiele znalazłam takich, które pozwalają na wszechstronny rozwój harcerza i otworzą mu oczy na świat. Owszem, pojawiły się zajęcia o problemach etnicznych w Turcji czy o globalizacji. Lecz kierowane były one do wędrowników oraz do instruktorów, którzy niestety nie mogą zostawić samym sobie swoich harcerzy. Pod koniec zlotu zmieniłam jednak zdanie o odpowiedzialności instruktorów za harcerzy, dowiadując się, że jeden z przyszłych instruktorów pozwolił na samodzielny powrót z Rynku na teren podobozu swoim podopiecznym, wśród których żaden nie miał ukończonych 18-nastu lat, a i trudno doszukać się było w tym gronie 16-latka.
Wreszcie chyba już czas podzielić się moimi własnymi spostrzeżeniami zlotowymi, które odkryłam w będąc w swoim podobozie, ale także obserwując innych. Myślę, że pora zastanowić się nad drogą , którą kroczy nasz Związek. Kilka problemów sprawiło wręcz, że gotowa byłam spakować się i przenieść do innego podobozu. Jako osoba działająca w Związku od blisko 18 lat, całkowicie świadoma tego co chce robić od jakiś 10 lat, a od 2 będąca pełnoprawną instruktorką myślałam, że widziałam i słyszałam dużo. Jednak okazuje się, że mój pogląd był błędny. Na Zlocie dowiedziałam się bowiem, że np. przyszły instruktor może powiedzieć komendantowi obozu, że "on przyjechał tu wypocząć, a jeśli ten ma do niego jakąś sprawę to niech sam się pofatyguje. " Komendantka hufca może przy harcerzach zrugać komendantkę obozu za czynności, którymi sama obiecała wcześniej się zająć, lecz słowa nie dotrzymała. 40 harcerzy może czekać blisko godzinę na robiące się w markecie ostatnie przedzlotowe zakupy. W końcu dowiedziałam się, że zasady dobrego wychowania nie obowiązują w harcerstwie, że instruktora można obarczać całym złem tego świata tylko dlatego, że ma inne poglądy i nie pozwoli się obrażać.
Nigdy nie ukrywałam, że nasz Związek nie jest idealny, często miałam odmienne zdanie od tych, będących na górze. Jednak uważam, że każdy ma prawo do własnych opinii i sposobu myślenia. Zdaję sobie sprawę, że mój obraz Zlotu nie jest zbyt optymistyczny. Niestety po czasie miłe chwile odeszły w niepamięć bardziej z powodów czysto uczuciowych. Relacja ta ma charakter subiektywny i mimo tego, iż bardzo wiele złych wspomnień zostaje w pamięci wiem, że w Kraków był jedną z nielicznych okazji na spotkanie prawie całej ekipy "Regionów", najlepszych z biura prasowego XXXVI Zjazdu oraz wielu innych ludzi od lat spotykanych na harcerskim szlaku. A to chyba najważniejsze - bo to ludzie właśnie tworzą ten Związek...
pwd. Magda Pabin
Chorągiew Wielkopolska ZHP
Międzyhufcowy Zespół Kadry Kształcącej
(fotografie: phm. Anna Pospieszna, Katarzyna Niwińska, oraz autor nieznany)
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
ad.20
MaćkuP Czy sam poszukałeś przepisów, czy jesteś na tyle pewny siebie, że nie musisz tego robić? Wyobraź sobie, że jest tego mnóstwo: Prawo Prasowe, Kodeksy Dziennikarskie, Międzynarodowe Zasady Etyki Zawodowej w Dziennikarstwie, Europejski Kodeks Deontologii Dziennikarskiej, itd.
Według niektórych głównymi przykazaniami osób piszących teksty są:
1)Dziennikarz musi się także wykazywać intelektualną dociekliwością, obiektywizmem i bezstronnością, życzliwością wobec innych a także bezinteresownością.
2)SAMO SPRAWNE PRZEKAZYWANIE INFORMACJI NIE SPRAWIA, ŻE KTOŚ STAJE SIĘ DOBRYM DZIENNIKARZEM !
AD.#19
MaćkuP zacytowałeś w swoim poście tekst nr 11, który napisała Hanka_87, a przypisałeś go mi. Kolejna manipulacja czy pomyłka? Jestem ciekawa czy jesteś gotów na tyle wyjść z dumy by mnie przeprosić.
Różnicą jest też "Jasne, nic nie mówmy. Siedźmy cicho", a "tekst Magdy nie powinien ukazać się jako artykuł". Nie wiem jak Hania_87 i inni ale ja uważam, że taki tekst jest na tyle słaby i niedojrzały, że w szanującym się piśmie czy na stronie nie powinien się ukazać.
Kolejny twój cytat jest zapewne także przypisany mojej osobie...? Ja osobiście nie lubię nie potwierdzonych informacji. Takie same jednak pojawiają się w tekście Madzi np: o Komendantce czy jakimś tam instruktorze zostawiającym podopiecznych.
Po tym i poprzednich postach myślę, że trafnie oceniłam kto manipuluje. Obrona polegająca na używaniu tych samych określeń jest nieumiejętnością obrony albo przyznaniem się do winy
AD.#18
Sikorku Przecież nikt nie wyłączył prawa do zabierania głosu. Tylko jestem ciekawa czy wy Administratorzy naprawdę uważacie, że to jest taki super tekst czy po prostu bronicie swojego imienia. Robicie kupę dobrej pracy tworząc tą stronkę, ale nie możecie wymagać by teksty na HRze podobały się wszystkim.
Jeżeli chodzi o Informacje i Opinie także odsyłam do praw i przepisów określających te wyrażenia, podpowiedź post nr#21.
Chcesz abym wskazała gdzie tym razem manipulowałeś, proszę: "To Ty wymagasz by każdy autor tekstów działał jak sąd" - nic takiego nie napisałam, nie powiedziałam, nawet nie zasugerowałam. Wymagam trochę rzetelności, poprawności języka i przyzwoitości, a tego autorce brakuje.
@Marta:
1. Sprawdź w tych przepisach czym się różni informacja od publicystyki. Bo mieszasz gatunki.
2. Gratuluję czytania ze zrozumieniem. Zwrot: "Marta:" oznaczał, że odpowiadam tobie, dziecko, a nie, że tobie przypisuję wypowiedź, której autora widzę kilka postów wyżej.
Reszta twojej wypowiedzi, to rozpaczliwe motanie na bazie sofizmatów i rżnięcie głupa. Każdy, kto jest inteligentny, umie czytać i wie, czym jest ironia, doskonale rozumie, że bredzisz, kotku.
MaćkuPe teraz widzę, że się na prawdę zdenerwowałeś. Nareszcie pokazujesz swoją prawdziwą twarz Ze swojego cytowania nie umiesz wyjść z twarzą. Jeżeli chcesz w ten sposób cytować to po moim nicku powinien być przecinek, a nie dwukropek. Miałeś Maciusiu J.Polski w szkole? Chyba, że to ja nie mam intuicji w tym przypadku. Jeżeli tak to przepraszam, ale wolałabym, aby na twój pościk rzucił okiem polonista, a nie nerwus Maciek, który ma problemy z budową komentarza
Rzeczywiście Maciek już nie może. Zagotował się.
Ja też się dziwiłam, że mój komentarz jest przypisany komuś innemu. Jednak to my źle odczytujemy idealnie i bez skazy skonstruowane teksty Maćka.
Świetnie Marto zauważyłaś, że do obrony wypocin druhny Pabin zaangażowały się 2 osoby;-)
Skoro ja niby przeprowadzam personalny atak pisząc o sytuacji, która miała miejsce to co niby robi druhna Pabin oskarżając w swoim artykule? Odpowiecie Panowie...?
Jeżeli ktoś pisze, że to są subiektywne przemyślenia i opinie dziewczyny to się z nim zgodzę. Ale coś takiego może napisać do swojego pamiętniczka, abo dzielić się z tym na forum. Ktoś kto publikuje tekst subiektywny, mało rzetelny z oskarżeniami nie popartymi faktami, teraz musi go bronić choć sam zauważa, że jest skazany na porażkę.
P.S.
Maćku, informacja nie jest gatunkiem chyba się coś pomieszałeś.
@ Hanka. Zaraz zaraz, tekst subiektywny w ogóle nie oznacza mało rzetelnego. Nie ma w tym tekście żadnych nieprawd a więc nie jest nierzetelny. Sam byłem na zlocie, przyglądałem się mu z bliska i możecie mi wierzyć, że gdybym ja napisał ten tekst to dopiero posypały by się wióry. Informacja też jest gatunkiem. Tak jak i esej, felieton i reportaż. Mamy wiek informacji. To sztuka ją dobrze i ciekawie napisać. Chociaż w tym przypadku to bardziej chyba reportaż.
Teraz do marty @23 ... Ależ zasugerowałaś ... Wymagając od artykułu że ma być bezstronny zabierając tym samym prawo oceny danych rzeczy autorowi.
Tak, jest dużo prawdy w tym tekście. Dużo prawdy brakuje. Były problemy z tonami resztek obiadowych, ale dopiero jeden z komentujących zauważył że jedzenie było dobre (dla mnie i jakościowo i smakowo). Prawdą jest to co razem widzieliśmy i możemy to udowodnić. Jak natomiast sprawdzimy historię z Komendantką, Instruktorem, samotnie wracającymi dziećmi, zakupy w markecie, czy zdanie: W końcu dowiedziałam się, że zasady dobrego wychowania nie obowiązują w harcerstwie, że instruktora można obarczać całym złem tego świata tylko dlatego, że ma inne poglądy i nie pozwoli się obrażać (skąd, do kogo, i po co autorka to napisała?).
Reportaż rzeczywiście jest gatunkiem, dokłdniej z grupy pogranicza literatury, nauki i publicystyki. Należy do tej grupy także esej i felieton. INFORMACJA natomiast nie jest gatunkiem. (Musiałam to wykuć na studiach )
Kiedyś esej i felieton też nie były gatunkiem. Wszystko się zmienia. Integrowanie informacji już dawno stało się sztuką...
Faktem jest że jak opisujemy jakąś sytuację to ja osobiście "walę po oczach" dając czas, miejsce i nazwiska. Tu Autorka pewnie postanowiła być delikatniejsza i pewne szczegóły pominęła. Jej prawo. Co zupełnie nie zmienia sprawy że sytuacje opisane miały miejsce.
A wracając do tego co się kuje na studiach... Stanowczo, zbyt często są to wiadomości przestarzałe.
Jeśli chodzi o jedzenie to strzałem w dziesiątkę był sposób, zestawienia posiłków to już mniej ciekawe (dietetyk spokojnie umarłby na zawał serca) Szczytem wszystkiego był pierwszy posiłek w którym dano sos boloński na którym wyraźnie było napisane: Weź 2 kg mięsa.... Tylko mięsa zapomniano. Tak więc pomyłek było naprawdę sporo. A kwestii programu nawet nie dotykam...