Nawigacja
Bruno Rondet: Duchowość drogi
- Drukuj
- 18 mar 2008
- Z archiwum HaeRa
- 3419 czytań
- 0 komentarzy
Bruno Rondet
/droga jest tu użyta w znaczeniu wędrówki i obozu wędrownego/
Tłumaczył - Zbigniew Minda
Policzywszy dni spędzone na wędrówce, zajmuje ona tylko małą cząstkę życia wędrownika, jeśli zestawimy ją z czasem poświęconym rodzinie lub pracy zawodowej. W rzeczy samej to nie wędrownikami jesteśmy najpierw, ale synami, braćmi, małżonkami, ojcami rodziny, studiujemy lub pracujemy. Jednakże wybraliśmy drogę bycia wędrownikami i wartość czasu spędzonego na wolnym powietrzu z naszymi braćmi, wędrownikami nie mierzy się liczbą dni.
Odczuwamy potrzebę rozbicia łańcucha monotonii dni zbyt sztywno zaprogramowanych i często zbyt wypełnionych, wymknięcia się z dusznych skupisk miejskich, transportu komunalnego, wszechogarniającej administracji, mód, bombardowania mediów i publikacji.
Któregoś dnia zasmakowaliśmy uroku opuszczenia dróg krajowych, przeskoczenia przez strumień, przejścia na przełaj przez wrzosowiska i zagajniki, rozpalenia ogniska na polanie i przygotowania na ogniu skromnego posiłku, gaszenia pragnienia przy źródle i zaśnięcia pod gwiazdami rozsypanymi na firmamencie.
Odkryliśmy, że jest czymś wspaniałym zafascynować się chmurami, które zwiastują burzę, przestraszoną wiewiórką, bawiącą się w chowanego lub wypłoszonym zającem na polu.
Na łonie przyrody uspokajamy nasze nerwy nieraz wystawione na próbę, przemywamy nasze oczy i naszą duszę, żyjemy spokojnymi i naturalnymi uczuciami, które odpowiadają naszej głębokiej naturze.
Droga wyprowadza nas na nowo w życie w pełni ludzkie. Takie, jakiego chciał Bóg dla człowieka gdy go umieścił w rajskim ogrodzie. Odnajdujemy wskazówki czasu i przemijania w życiu wyznaczanym wschodami i zachodami słońca, dniami i porami roku, które nie mają ani mechanicznej regularności naszego współczesnego świata, ani brutalnej nieregularności rozpętanych rytmów, które dzisiejszy człowiek stworzył będąc przekonanym o ich dobrodziejstwie.
Odkrywamy życie dwuwymiarowe, z przemiennością działania i kontemplacji, dzielonego między pracę ciała i ducha, które w ten sposób dochodzi do równowagi.
W istocie droga jest powrotem do źródeł. Odkrywamy styl życia i środki lokomocji naszych przodków przez tysiąclecia. Albowiem nasi poprzednicy, którzy mieli do dyspozycji tylko własne nogi, byli niezmordowanymi piechurami. Zbyt często o tym zapominamy.
Lecz poza tym pierwszym wezwaniem do odkrycia rytmu naturalnego życia, droga wysyła nam inne wyzwanie, o wiele głębsze, to, które jest odkrywaniem sensu naszego życia.
Posłuchajmy tego, co ma nam do powiedzenia na ten temat jeden ze starych wędrowników:
"Jest obrazem życia. Czy tego chcesz czy nie, jesteś na drodze. Trzeba wędrować, maszerować bez wypoczynku dopóki nie naznaczy cię piętno śmierci ciała. Trzeba maszerować naprzód. Bez wątpienia wszystkie ścieżki wiodą ku twej śmierci, ta która przypada tobie, tobie i nikomu innemu. Chodzi o to, by znaleźć tą jedyną drogę i iść nią nie oglądając się na boki i do tyłu.
Mówiłem Ci o wezwaniu - uściślam: To wezwanie, to powołanie, twoje przeznaczenie tak tu na ziemi jak wiecznie. A tym, którego głos zaprasza cię przeze mnie, jest Chrystus - i kto idzie za nim, niosąc swój krzyż nie idzie w ciemnościach.
Gdy Jezus chciał się objawić ludziom, mówiąc "Ja jestem drogą" nie bał się porównać samego siebie do tej pokornej ziemi, po której stąpają nasze stopy, postawił ją obok dwóch fundamentalnych rzeczywistości, prawdy i życia, wiążąc je w ten sposób definitywnie.
Powtórzmy więc tą prawdę, którą Jan Paweł II nam przypomniał: Jezus jest moją drogą, prawdą i życiem. To przez niego trzeba przejść, to poza nim nie istnieje nic poza ślepym zaułkiem bez wyjścia.
Droga nas uczy, że nasze życie jest przygodą i to przygodą niebezpieczną, albowiem od naszego kursu tu na ziemi zależy nasza wieczność. To tu znajduje się rzeczywistość fundamentalna i decydująca: z jednej strony beznadziejność bez końca, z drugiej wieczna radość. Droga chrześcijańska uczy nas, że jest tylko jedna przygoda, świętości w życiu codziennym, pokorna, radosna, pomieszana z upadkami, lecz za nimi jest nieskończone miłosierdzie Boga.
Idole, wzory, bohaterowie, których się nam proponuje rzadko są świętymi. Tymczasem święty jest zawsze bohaterem, ponieważ z samej definicji jest tym którego bohaterstwo było najwytrwalsze, którego życie stało się nieustannym zwycięstwem. To chrześcijańskie bohaterstwo jest w zasięgu tych, którzy chcą nim żyć. Najniebezpieczniejszą drogą jest droga wewnętrzna, ta, która idzie po nierównościach sumienia i niebezpieczeństwie duchowym, jakim jest grzech, jest najgorsza ze wszystkich.
Całe życie może być bohaterskie, nawet jeśli nie jest to dostrzegane na zewnątrz.
Oto wyzwanie jakie stawia przed nami Droga.
Ten, kto zgadza się wyruszyć w drogę, ten godzi się na twardą szkołę życia i tą szkołą jest szkoła błogosławieństw praktykowanych w życiu codziennym.
Droga jest szkołą ubóstwa. Ten, kto niesie na swoich plecach wszystko, co jest mu niezbędne do życia przez wiele dni, ten, kto przygotowuje sam swoje posiłki na ogniu, ten siłą rzeczy, musi się ograniczać do tego co najpotrzebniejsze. Wyrzeka się więc i staje ubogim.
Albowiem droga jest szkołą pokory. Ten, kto godzi się wziąć swój plecak harcerski i założyć mundur harcerski, jaki by nie był jego wiek, by wyruszyć na szlak z kilkoma towarzyszami, musi nie zważać na opinię ludzką i nie bać się co ludzie powiedzą, musi jednocześnie przełamać opozycję swoich bliskich. Musi zgodzić się na to, by pozostać samemu i nie działać tak jak ludzie w społeczeństwie, które uważa się za "wolne", a w rzeczywistości jest bardzo konformistyczne. Droga nauczy go także, co to znaczy potrzebować drugiego człowieka, czy to będzie prośba o jakąś przysługę, czy wskazanie drogi, której nie może odnaleźć, czy prośba o pozwolenie na rozbicie namiotów w rogu łąki, o wodę czy drzewo na opał. Zwykle będzie dobrze przyjęty, wszelako nie zawsze, ponieważ przybycie dwudziestu wędrowników do małej wioski przybiera czasem rozmiary rewolucji.
Miasta są z natury pyszne i wyniosłe. Człowiek z miasta wierzy w swoje bezpieczeństwo i z łatwością uznaje się za Boga, bowiem świat, w którym żyje, został uczyniony rękoma ludzkimi.
W plenerze, na łonie przyrody jest inaczej, bowiem przyroda nie przestaje głosić Chwały Bożej. Wystarczy wielka burza lub medytacje pod rozgwieżdżonym niebem, by powrócić do prostszego postrzegania rzeczy. Człowiek jest tylko dzierżawcą, Mistrz, pewnego dnia zażąda od niego zdania sprawy z jego rządów.
Albowiem droga jest szkołą posłuszeństwa. Aby maszerować długi czas trzeba dyscypliny grupowej. Trzeba wiedzieć, o której godzinie jest wymarsz, którym szlakiem idziemy, o której mamy posiłek i jak będą rozdzielone różne służby niezbędne dla życia kręgu. Tu nie wystarczy życzliwość i przyjaźń, tu jest potrzebny szef, mimo że obóz trwa krótko.
Tym co nadaje wartość posłuszeństwu na drodze, jest to, że jest to posłuszeństwo dobrowolne, nie wymuszone. Kierownik, dowódca wojskowy dysponują środkami przymusu. Niczym takim nie dysponuje szef wędrowników, bowiem jeśli chłopcy tu są, to dlatego, że oni sami tak zdecydowali. Albowiem droga jest szkołą prostoty. W krótkim czasie maski opadają, lakier jakim powlekamy naszą osobowość odpada i nagle prezentuje się wobec innych w swym najgłębszym wymiarze. Życie we wspólnocie i zmęczenie oczyszczają. Małe przejścia, egoizm, nerwowość, autorytaryzm, próżność cała znika jeśli chcieć je wykorzenić. Ale każdy oczywiście wiedząc jak jest niedoskonały, akceptuje siebie takiego jakim jest, akceptuje innych takimi jakimi są.
Bowiem droga jest szkołą bycia panem samego siebie. Trzeba mieć policzone kilometry, ponieważ się nie chce więcej, lub jakiś drobiazg sprawia nam ból, woda powolutku przesiąkająca przez twój mundur lub słońce letnie palące wam skórę, żeby wiedzieć, że radość jaką przynosi droga ma swoją cenę. Lecz przeżywana w duchu chrześcijańskim, droga jest umieraniem błogosławionym, tzn. jest środkiem zbawienia.
Gdy jest się u kresu marszu, błędem będzie sądzić, że nadszedł czas odpoczynku. Trzeba jeszcze się zebrać w sobie i walczyć ze swoim wrodzonym egoizmem, bowiem nie można się obejść bez jedzenia, picia i spania. I jeśli nie zrobi się tego samemu, to kto to zrobi? Trzeba być na przemian Martą i Marią. Jednak nie zyska się prawa bycia Marią, jak tylko wykonawszy pracę Marty. Oto Boża pedagogika. Dzięki ci Panie!
Albowiem droga jest szkołą braterskiej miłości. Na łonie kręgu, w każdej chwili, jedni potrzebują drugich: ten zna skróty, które pozwolą nam zyskać 1 godzinę marszu, inny ma dar intonowania piosenek, które jednoczą serca w trudnych momentach, tamten akompaniuje mu na flecie, jedni idą szukać drzewa lub wody, inni ustalają jadłospis i obierają warzywa. Następnie, będzie trzeba pozmywać, zamaskować ognisko i wszystko pozostawić w jak najlepszym porządku. Wszystko to odbywa się w sposób naturalny. Trzeba, by się to odbywało, zatem się odbywa w przyjaźni, ta przyjaźń, to miłość braterska.
Jedną z charakterystycznych cech kręgu wędrowników jest połączenie klas społecznych, regionów, czasem krajów. Po małych wahaniach na początku, marsz, zmęczenie, praca do wykonania, życie na łonie przyrody błyskawicznie tworzą jedność w kręgu. Jednak ta jedność nie jest jednością, uniformizacją. To jest jedność przede wszystkim wewnętrzna, i realizuje się przez to, co w górze, przez realizację wspólnego ideału.
Albowiem droga jest przede wszystkim szkołą duchową. Codziennie wędrownik uczestniczy we Mszy i przyjmuje Ciało swego Pana, prawdziwy sakrament jedności. W istocie krąg jest prawdziwą małą wędrującą parafią. Jest to o tyle prawdą, że parafie, przez które przebiega szlak wędrówki odzyskują życie. Jak wielu z nas mogłoby o tym zaświadczyć, niekiedy ze łzami w oczach!
Podczas drogi, rozmowy są kontynuacją medytacji rozpoczętej rano. I jeśli często rozmawia się o problemach bardzo przyziemnych, rozmawia się także o filozofii, apostolstwie, godności ludzkiej, pojednaniu. Na wędrówce ksiądz zachowuje całą swoją godność kapłańską. Pozostaje tym, który konsekruje na Mszy św., i udziela odpuszczenia grzechów w imię Pana, tym który poucza i radzi. Jednak będąc ciągle "innym", jest bliski, bowiem jest uczestnikiem radości i zmartwień. Tak jak wszyscy ludzie dyszy ze zmęczenia, cierpi, śpiewa. Często otwierają się serca. Jak wiele nawróceń i powołań kapłańskich, zakonnych i świeckich pojawiło się na wędrówce? Jest to Bożą tajemnicą.
Bowiem droga pozwala nam zrobić rekolekcje w szczerym polu i głębokiej puszczy. Znajdują się tam wszystkie istotne ku temu warunki: oddalenie od świata, rutyny i trosk codziennych, cisza, modlitwa, przywołanie wszelkich prawd, pozostanie w obecności samego siebie i Boga. Jest to okazja do refleksji, po to by lepiej wrócić do życia, by odnaleźć na nowo naszych braci w większej prawdzie.
Lecz droga jest czymś więcej niż rekolekcjami, jest szkołą, szkołą życia osobistego i wspólnotowego życia.
Copyright by Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" FSE
/droga jest tu użyta w znaczeniu wędrówki i obozu wędrownego/
Tłumaczył - Zbigniew Minda
Policzywszy dni spędzone na wędrówce, zajmuje ona tylko małą cząstkę życia wędrownika, jeśli zestawimy ją z czasem poświęconym rodzinie lub pracy zawodowej. W rzeczy samej to nie wędrownikami jesteśmy najpierw, ale synami, braćmi, małżonkami, ojcami rodziny, studiujemy lub pracujemy. Jednakże wybraliśmy drogę bycia wędrownikami i wartość czasu spędzonego na wolnym powietrzu z naszymi braćmi, wędrownikami nie mierzy się liczbą dni.
Odczuwamy potrzebę rozbicia łańcucha monotonii dni zbyt sztywno zaprogramowanych i często zbyt wypełnionych, wymknięcia się z dusznych skupisk miejskich, transportu komunalnego, wszechogarniającej administracji, mód, bombardowania mediów i publikacji.
Któregoś dnia zasmakowaliśmy uroku opuszczenia dróg krajowych, przeskoczenia przez strumień, przejścia na przełaj przez wrzosowiska i zagajniki, rozpalenia ogniska na polanie i przygotowania na ogniu skromnego posiłku, gaszenia pragnienia przy źródle i zaśnięcia pod gwiazdami rozsypanymi na firmamencie.
Odkryliśmy, że jest czymś wspaniałym zafascynować się chmurami, które zwiastują burzę, przestraszoną wiewiórką, bawiącą się w chowanego lub wypłoszonym zającem na polu.
Na łonie przyrody uspokajamy nasze nerwy nieraz wystawione na próbę, przemywamy nasze oczy i naszą duszę, żyjemy spokojnymi i naturalnymi uczuciami, które odpowiadają naszej głębokiej naturze.
Droga wyprowadza nas na nowo w życie w pełni ludzkie. Takie, jakiego chciał Bóg dla człowieka gdy go umieścił w rajskim ogrodzie. Odnajdujemy wskazówki czasu i przemijania w życiu wyznaczanym wschodami i zachodami słońca, dniami i porami roku, które nie mają ani mechanicznej regularności naszego współczesnego świata, ani brutalnej nieregularności rozpętanych rytmów, które dzisiejszy człowiek stworzył będąc przekonanym o ich dobrodziejstwie.
Odkrywamy życie dwuwymiarowe, z przemiennością działania i kontemplacji, dzielonego między pracę ciała i ducha, które w ten sposób dochodzi do równowagi.
W istocie droga jest powrotem do źródeł. Odkrywamy styl życia i środki lokomocji naszych przodków przez tysiąclecia. Albowiem nasi poprzednicy, którzy mieli do dyspozycji tylko własne nogi, byli niezmordowanymi piechurami. Zbyt często o tym zapominamy.
Lecz poza tym pierwszym wezwaniem do odkrycia rytmu naturalnego życia, droga wysyła nam inne wyzwanie, o wiele głębsze, to, które jest odkrywaniem sensu naszego życia.
Posłuchajmy tego, co ma nam do powiedzenia na ten temat jeden ze starych wędrowników:
"Jest obrazem życia. Czy tego chcesz czy nie, jesteś na drodze. Trzeba wędrować, maszerować bez wypoczynku dopóki nie naznaczy cię piętno śmierci ciała. Trzeba maszerować naprzód. Bez wątpienia wszystkie ścieżki wiodą ku twej śmierci, ta która przypada tobie, tobie i nikomu innemu. Chodzi o to, by znaleźć tą jedyną drogę i iść nią nie oglądając się na boki i do tyłu.
Mówiłem Ci o wezwaniu - uściślam: To wezwanie, to powołanie, twoje przeznaczenie tak tu na ziemi jak wiecznie. A tym, którego głos zaprasza cię przeze mnie, jest Chrystus - i kto idzie za nim, niosąc swój krzyż nie idzie w ciemnościach.
Gdy Jezus chciał się objawić ludziom, mówiąc "Ja jestem drogą" nie bał się porównać samego siebie do tej pokornej ziemi, po której stąpają nasze stopy, postawił ją obok dwóch fundamentalnych rzeczywistości, prawdy i życia, wiążąc je w ten sposób definitywnie.
Powtórzmy więc tą prawdę, którą Jan Paweł II nam przypomniał: Jezus jest moją drogą, prawdą i życiem. To przez niego trzeba przejść, to poza nim nie istnieje nic poza ślepym zaułkiem bez wyjścia.
Droga nas uczy, że nasze życie jest przygodą i to przygodą niebezpieczną, albowiem od naszego kursu tu na ziemi zależy nasza wieczność. To tu znajduje się rzeczywistość fundamentalna i decydująca: z jednej strony beznadziejność bez końca, z drugiej wieczna radość. Droga chrześcijańska uczy nas, że jest tylko jedna przygoda, świętości w życiu codziennym, pokorna, radosna, pomieszana z upadkami, lecz za nimi jest nieskończone miłosierdzie Boga.
Idole, wzory, bohaterowie, których się nam proponuje rzadko są świętymi. Tymczasem święty jest zawsze bohaterem, ponieważ z samej definicji jest tym którego bohaterstwo było najwytrwalsze, którego życie stało się nieustannym zwycięstwem. To chrześcijańskie bohaterstwo jest w zasięgu tych, którzy chcą nim żyć. Najniebezpieczniejszą drogą jest droga wewnętrzna, ta, która idzie po nierównościach sumienia i niebezpieczeństwie duchowym, jakim jest grzech, jest najgorsza ze wszystkich.
Całe życie może być bohaterskie, nawet jeśli nie jest to dostrzegane na zewnątrz.
Oto wyzwanie jakie stawia przed nami Droga.
Ten, kto zgadza się wyruszyć w drogę, ten godzi się na twardą szkołę życia i tą szkołą jest szkoła błogosławieństw praktykowanych w życiu codziennym.
Droga jest szkołą ubóstwa. Ten, kto niesie na swoich plecach wszystko, co jest mu niezbędne do życia przez wiele dni, ten, kto przygotowuje sam swoje posiłki na ogniu, ten siłą rzeczy, musi się ograniczać do tego co najpotrzebniejsze. Wyrzeka się więc i staje ubogim.
Albowiem droga jest szkołą pokory. Ten, kto godzi się wziąć swój plecak harcerski i założyć mundur harcerski, jaki by nie był jego wiek, by wyruszyć na szlak z kilkoma towarzyszami, musi nie zważać na opinię ludzką i nie bać się co ludzie powiedzą, musi jednocześnie przełamać opozycję swoich bliskich. Musi zgodzić się na to, by pozostać samemu i nie działać tak jak ludzie w społeczeństwie, które uważa się za "wolne", a w rzeczywistości jest bardzo konformistyczne. Droga nauczy go także, co to znaczy potrzebować drugiego człowieka, czy to będzie prośba o jakąś przysługę, czy wskazanie drogi, której nie może odnaleźć, czy prośba o pozwolenie na rozbicie namiotów w rogu łąki, o wodę czy drzewo na opał. Zwykle będzie dobrze przyjęty, wszelako nie zawsze, ponieważ przybycie dwudziestu wędrowników do małej wioski przybiera czasem rozmiary rewolucji.
Miasta są z natury pyszne i wyniosłe. Człowiek z miasta wierzy w swoje bezpieczeństwo i z łatwością uznaje się za Boga, bowiem świat, w którym żyje, został uczyniony rękoma ludzkimi.
W plenerze, na łonie przyrody jest inaczej, bowiem przyroda nie przestaje głosić Chwały Bożej. Wystarczy wielka burza lub medytacje pod rozgwieżdżonym niebem, by powrócić do prostszego postrzegania rzeczy. Człowiek jest tylko dzierżawcą, Mistrz, pewnego dnia zażąda od niego zdania sprawy z jego rządów.
Albowiem droga jest szkołą posłuszeństwa. Aby maszerować długi czas trzeba dyscypliny grupowej. Trzeba wiedzieć, o której godzinie jest wymarsz, którym szlakiem idziemy, o której mamy posiłek i jak będą rozdzielone różne służby niezbędne dla życia kręgu. Tu nie wystarczy życzliwość i przyjaźń, tu jest potrzebny szef, mimo że obóz trwa krótko.
Tym co nadaje wartość posłuszeństwu na drodze, jest to, że jest to posłuszeństwo dobrowolne, nie wymuszone. Kierownik, dowódca wojskowy dysponują środkami przymusu. Niczym takim nie dysponuje szef wędrowników, bowiem jeśli chłopcy tu są, to dlatego, że oni sami tak zdecydowali. Albowiem droga jest szkołą prostoty. W krótkim czasie maski opadają, lakier jakim powlekamy naszą osobowość odpada i nagle prezentuje się wobec innych w swym najgłębszym wymiarze. Życie we wspólnocie i zmęczenie oczyszczają. Małe przejścia, egoizm, nerwowość, autorytaryzm, próżność cała znika jeśli chcieć je wykorzenić. Ale każdy oczywiście wiedząc jak jest niedoskonały, akceptuje siebie takiego jakim jest, akceptuje innych takimi jakimi są.
Bowiem droga jest szkołą bycia panem samego siebie. Trzeba mieć policzone kilometry, ponieważ się nie chce więcej, lub jakiś drobiazg sprawia nam ból, woda powolutku przesiąkająca przez twój mundur lub słońce letnie palące wam skórę, żeby wiedzieć, że radość jaką przynosi droga ma swoją cenę. Lecz przeżywana w duchu chrześcijańskim, droga jest umieraniem błogosławionym, tzn. jest środkiem zbawienia.
Gdy jest się u kresu marszu, błędem będzie sądzić, że nadszedł czas odpoczynku. Trzeba jeszcze się zebrać w sobie i walczyć ze swoim wrodzonym egoizmem, bowiem nie można się obejść bez jedzenia, picia i spania. I jeśli nie zrobi się tego samemu, to kto to zrobi? Trzeba być na przemian Martą i Marią. Jednak nie zyska się prawa bycia Marią, jak tylko wykonawszy pracę Marty. Oto Boża pedagogika. Dzięki ci Panie!
Albowiem droga jest szkołą braterskiej miłości. Na łonie kręgu, w każdej chwili, jedni potrzebują drugich: ten zna skróty, które pozwolą nam zyskać 1 godzinę marszu, inny ma dar intonowania piosenek, które jednoczą serca w trudnych momentach, tamten akompaniuje mu na flecie, jedni idą szukać drzewa lub wody, inni ustalają jadłospis i obierają warzywa. Następnie, będzie trzeba pozmywać, zamaskować ognisko i wszystko pozostawić w jak najlepszym porządku. Wszystko to odbywa się w sposób naturalny. Trzeba, by się to odbywało, zatem się odbywa w przyjaźni, ta przyjaźń, to miłość braterska.
Jedną z charakterystycznych cech kręgu wędrowników jest połączenie klas społecznych, regionów, czasem krajów. Po małych wahaniach na początku, marsz, zmęczenie, praca do wykonania, życie na łonie przyrody błyskawicznie tworzą jedność w kręgu. Jednak ta jedność nie jest jednością, uniformizacją. To jest jedność przede wszystkim wewnętrzna, i realizuje się przez to, co w górze, przez realizację wspólnego ideału.
Albowiem droga jest przede wszystkim szkołą duchową. Codziennie wędrownik uczestniczy we Mszy i przyjmuje Ciało swego Pana, prawdziwy sakrament jedności. W istocie krąg jest prawdziwą małą wędrującą parafią. Jest to o tyle prawdą, że parafie, przez które przebiega szlak wędrówki odzyskują życie. Jak wielu z nas mogłoby o tym zaświadczyć, niekiedy ze łzami w oczach!
Podczas drogi, rozmowy są kontynuacją medytacji rozpoczętej rano. I jeśli często rozmawia się o problemach bardzo przyziemnych, rozmawia się także o filozofii, apostolstwie, godności ludzkiej, pojednaniu. Na wędrówce ksiądz zachowuje całą swoją godność kapłańską. Pozostaje tym, który konsekruje na Mszy św., i udziela odpuszczenia grzechów w imię Pana, tym który poucza i radzi. Jednak będąc ciągle "innym", jest bliski, bowiem jest uczestnikiem radości i zmartwień. Tak jak wszyscy ludzie dyszy ze zmęczenia, cierpi, śpiewa. Często otwierają się serca. Jak wiele nawróceń i powołań kapłańskich, zakonnych i świeckich pojawiło się na wędrówce? Jest to Bożą tajemnicą.
Bowiem droga pozwala nam zrobić rekolekcje w szczerym polu i głębokiej puszczy. Znajdują się tam wszystkie istotne ku temu warunki: oddalenie od świata, rutyny i trosk codziennych, cisza, modlitwa, przywołanie wszelkich prawd, pozostanie w obecności samego siebie i Boga. Jest to okazja do refleksji, po to by lepiej wrócić do życia, by odnaleźć na nowo naszych braci w większej prawdzie.
Lecz droga jest czymś więcej niż rekolekcjami, jest szkołą, szkołą życia osobistego i wspólnotowego życia.
Copyright by Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" FSE
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.