- Drukuj
- 01 maj 2009
- Gromadki Antka Cwaniaka
- 5335 czytań
- 2 komentarze
Mały Krzyś przed chwilą stworzył komputerowo nową cywilizację, uratował świat przed zagładą i rozwalił kilku zombie. Zaraz potem przyglądał się w telewizji jak niepozorne karty zamieniają się w agresywne potwory a pluszowe maskotki urywają sobie głowy. Mały Krzyś za chwilę założy mundur i pójdzie na zuchową zbiórkę. Tam czeka go śpiewanie "misiem ja, misiem ty" i szukanie karteczek. Wróci na następną, czy zostanie przed komputerem?
Na listach dyskusyjnych i ZHP-owskich forach wiele już zostało powiedziane na temat jakości harcerskiego programu. Sztampowość, brak wyzwań, niedopasowanie do wieku zarzuca się zwykle pionom harcerskim i wędrowniczym. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że także program tworzony dla najmłodszych członków naszej organizacji w wielu przypadkach jest po prostu porażką. Dlaczego mało kto zwraca na to uwagę?
- Przecież zuchy zawsze coś robią - usłyszałam od znajomych drużynowych.
Fakt. Bardzo często to "coś" mało ma jednak wspólnego ze wspieraniem młodego człowieka we wszechstronnym rozwoju i kształtowaniem charakteru poprzez stawianie wyzwań. Jak rozpoznać, czy program naprawdę odpowiada potrzebom zucha? Wystarczy przyłożyć do niego szablon misji ZHP:
Wspieraniem - a nie wyręczaniem! Częstym błędem instruktorów zuchowych jest to, że nie pozwalają zuchom na samodzielność. Jeśli szóstki już chodzą po punktach, to tylko z opiekunem. Jeśli podczas zajęć przygotowujemy jedzenie, to tylko opiekun kroi, jeśli budujemy coś w podobozie, tylko opiekun posługuje się siekierą. A wystarczy okazać zuchom trochę zaufania - punkty prowadzone przez opiekunów rozmieścić w zasięgu głosu, nauczyć wbijać gwoździe i sęczkować żerdki. Na obozowe wędrówki pójść do najbliższego miasta, zamiast jechać autokarem do McDonald's. Rodzice często trzymają dzieci pod kloszem i wyręczają je we wszystkim. A skoro oni tego nie wiedzą, to my - instruktorzy - musimy pamiętać, że silne drzewo w szklarni nie wyrośnie.
Młodego człowieka - tak, wbrew pozorom zuch też człowiek. Tyle że mniejszy. Instruktorzy zuchowi zapominają, że zuchy myślą, analizują rzeczywistość, szybko się uczą. Rozmawiając z małymi Krzysiami zdrabniamy wyrazy, używamy jak najprostszych słów, nie pozwalamy na podejmowanie decyzji. I tak też planujemy nasze programy. Zapychamy je pląsami, które zastępują kreatywne zabawy, zasłaniamy się stwierdzeniami "to za trudne", "tego i tak nie zrozumie". A potem dziwimy się, kiedy zuchy nie chcą wykonywać naszych poleceń, oburzamy się na słowa krytyki, które padają z ich strony. Karzemy i uciszamy, zamiast wysłuchać opinii i zmodyfikować program.
We wszechstronnym rozwoju - opracowana przez instruktorów GK oferta programów sprawności, z których można konstruować plany pracy rocznej i obozowej jest dość obszerna. Kiedy jednak porównuję plany różnych gromad okazuje się, że ogromna większość z nas wybiera te same zestawy: Robin Hood, Indianin, Marynarz, Aktor, Ekoludek. Co najzabawniejsze - zajęcia wyglądają tak samo co roku. Zmieniają się tylko nazwy zdobywanych sprawności. Dlaczego nie robimy z zuchami sprawności Chemika? Dlaczego nie dotykamy w ogóle Ambasadora Przyjaźni czy Europejczyka? Niewidzialnej Ręki? Pomijając te tematy zaprzeczamy idei wszechstronnego rozwoju. Korzystając ze schematów, które pamiętamy często z naszego zuchowego dzieciństwa, wychowujemy zucha do realiów, które były aktualne 15 lat temu.
Kształtowanie charakteru - Aleksander Kamiński: "Czem jest nasz ruch zuchowy? Zabawa trwająca całe dnie, tygodnie, miesiące i lata. Zabawa w chłopców - zuchów, którzy są odważni w mówieniu prawdy, którzy są zwinni i zręczni, mają bystre oczy, bystre palce i bystre głowy. Zabawa w majster-klepków, potrafiących wykonać własnoręcznie wiele rzeczy [...]. Zabawa wymagająca karności i współdziałania, opanowania i poświęcenia. Zabawa prowadzona przez samych chłopców. Radosna, porywająca zabawa, w której nabywa się dobrych przyzwyczajeń!". Czy program gromady w Waszym szczepie sprawi, że zuchy będą właśnie takie? Czy "misiem ja, misiem ty" ich tego nauczy?
Poprzez stawianie wyzwań - nie będę ukrywać, że do tej części mam szczególnie emocjonalny stosunek. Przed obozem trzy lata temu przeanalizowałam sześć programów letniej pracy mojej gromady - składanych przeze mnie i przez poprzednią drużynową (zresztą wspaniałą instruktorkę). Bawiliśmy się kolejno: w Rycerzy Króla Artura, Harrego Pottera, Obrońców Fantazjany, Żeglarzy, Rycerzy z Narni i Śródziemie. Pamiętam, że każdego roku spędzaliśmy całe tygodnie na wymyślaniu zajęć, które finalnie... zawsze okazywały się takie same! To odkrycie totalnie podkopało mój zapał do prowadzenia drużyny. Ale potem pozwoliło mi zastanowić się nad tym, czy musi tak być. Trzy lata temu ja i moja kadra zabroniliśmy sobie być rycerzami w świecie fantazji. Wehikułem czasu polecieliśmy na poszukiwanie korzeni ruchu zuchowego. Byliśmy wśród Chłopców z Pl. Broni i w Powstaniu Warszawskim. Rok później poszliśmy jeszcze dalej - daliśmy zuchom aparaty cyfrowe i na obozie staliśmy się wytwórnią filmową. W tym roku zostaniemy ekipą Agenta 007 - po całym świecie będziemy ścigać niebezpiecznego złoczyńcę, przy okazji poznając kulturę Islamu, chińskie wynalazki i największe problemy współczesnej Afryki.
Drogi Drużynowy, Drogi Komendancie Szczepu! A co na obozie zrobią Twoje zuchy?
pwd. Anna Wittenberg - drużynowa 40 Warszawskiej Gromady Zuchowej, pełnomocnik Komendanta Hufca Warszawa Mokotów ds. zagranicznych.
Social Sharing: |
Za wiele wspólnego z zuchami nie mam, ale ostatnio czytałem "Antka Cwaniaka" i byłem naprawdę w szoku. Zajęcia, które pokazano w tej książce są raczej na poziomie tego co czasami robimy z harcerzami, niż tego co sobie wyobrażałem o robieniu z zuchami. Niedawno usłyszałem też rozmowę dwóch mam harcerek jadących pierwszy raz na obóz, które omawiały między sobą listę rzeczy do zabrania i były przerażone, kiedy przeczytały, że mają dać dzieciom nóż. Wydaje mi się, że coraz bardziej "udziecinniamy" dzieci, które w efekcie stają się coraz mniej samodzielne.
I chyba mamy odpowiedź na pytanie o spadek liczebny. Nikt nie lubi być traktowany jakby był młodszy, niż jest, nikt nie lubi podkreślania, że nie dorósł. Jeśli 11-latek gania samodzielnie po mieście, a na zbiórce może poza harcówkę/szkołę wyjść tylko w obstawie dorosłych, to czuje się - jak by to ujął Gombrowicz - upupiany i ucieka.