Nawigacja
Karolina Sikorska: Kilka przemyśleń młodej drużynowej zuchów
Na różnych imprezach, typowo zuchowych, jako świeża drużynowa staram się przyglądać innym, by się uczyć. Chce wiedzieć więcej, by moje "zuszydła" wprowadzić godnie w harcerskie życie. Co jednak zauważam? Wiele różnic pomiędzy stylem pracy naszej, leśnej gromady a większością innych.
Najbardziej je widać przy prostych czynnościach takich jak np. toaleta. Stojąc przed łazienką, nie myłam zuchom zębów i nie stoję nad nimi pilnując, jak to robiły inne drużynowe, a to moje zuchy wychodzą czyste i suche, inne wyraźnie przeżywały "wojny na chlapanie" pomimo bliskiego nadzoru opiekuna.

Trochę czasu zajęła mi analiza tego przypadku. Myślę, że ufając zuchom, pomimo ich młodego wieku, zyskałam to, że zuchy wciąż o nie zabiegają i pilnują siebie nawzajem, a to właśnie takie traktowanie Ich pozwoliły mi wyłonić liderów szóstek. Jedzenie też przebiega zawsze spokojnie. Zuchy jedzą i trzymają się wyraźnie określonych zasad. Po jedzeniu sprzątają i ładnie dziękują, pomimo że nigdy nie zwracałam im na to szczególnej uwagi. Zuchy zawsze zgłaszają mi wszystkie swoje problemy i prośby. Szukają u mnie pomocy w większości swoich małych spraw. Pomimo, że z zewnątrz dla innych drużynowych wyglądam na oschłą, wielką babę zuchy zawsze wspierają mnie, dokładnie tak samo jak ja Je.

Myślę, że w naszych czasach dla takich małych ludzi dane im zaufanie, że dadzą radę bez szczególnego nadzoru i pomocy starszych o siebie zadbać, pozwala im nie tylko nauczyć się samodzielności, ale i cieszyć się każdym obowiązkiem. Moje metody i zuchy zawsze się wyróżniały, obrzędowość która dziwiła większość drużynowych zuchowych z mojego otoczenia. Moje zuchy to nie "zuszki" a "zuszydła". Moje zuchy działając grupą potrafią dokonać wielkich rzeczy. A to, że nie lubią pląsać za często ? Czy to złe?



Byłam na zbiórkach innych gromad przeprowadzonych wzorowo. Tylko tak po moich skromnych rozmyślaniach stwierdzam, że metoda choć piękna przesunęła się o poziom. Zuchy to już nie zuszki, tylko mali harcerze. Dzieciaki dorastają szybciej. Wiele form pracy powinno być przekształconych. Wiem, że to ryzykowne stwierdzenie, ale sadzę, że nam wychowawcom przede wszystkim powinno zależeć na rozwoju dzieciaków.
Wiele rzeczy które robię, robię niestety wciąż pod wpływem emocji, wciąż szukam w gromadzie miejsca, gdzie mogę być apodyktyczna, jak ja to lubię najbardziej. Z zuchami powinno być inaczej, każdy z nich to mały człowiek, który ma swoje zdanie, a ja niestety wciąż zbyt często zuchom narzucam swoje. W gromadzie owszem rządzi drużynowy i decyduje, ale jeżeli nie nauczymy dzieciaków wyrażać swojego zdania, to zrobimy z nich powolnych niewolników, zamiast świadomych obywateli.

Kiedy widzę jak moje zuchy wyrosły, kiedy słyszę od personelu szkoły, że byli tacy niegrzeczni a teraz swoją nadprogramową energię wykorzystują pozytywnie, utwierdzam się w przekonaniu, że postępuję słusznie i ze miałam niesamowite szczęście że do mojej gromady przyszły zuchy o podobnie mocnym charakterze co mój. Moje zuchy lubią pracować , robić różne rzeczy, działać. Nie przeżywają jakoś szczególnie szoku przejścia do drużyny harcerskiej. Wiele środowisk straciło na tym, że zuchy były przyzwyczajone do nadmiernej opieki i ciągłej zabawy bez wyraźnego celu, bo cele dla takich dzieci muszą być wyraźnie określone. Kiedy wstępowały w harcerskie szeregi wszystko się zmieniało.



Do pionu harcerskiego często przychodzą ludzie którzy wcześniej nie byli zuchami. Muszę stwierdzić, że niestety byłe zuchy często są na niższym poziomie rozwoju niż ci nowo przybyli. Wniosek? Uczestnictwo w zbiórkach gromady nie tylko nie rozwinęło zuchów, ale zatrzymało ich rozwój. Były zuch szukając zabawy, nie przejmując się niczym, bo i tak druhna o niego zadba zniechęca się do harcerstwa, i często odchodzi. Jak skorygować te błędy? No cóż dochodzę do wniosku, że chyba zbyt często źle nauczamy przyszłych drużynowych zuchowych. Taki drużynowy gromady nie analizuje tylko często prowadzi zbiórki wg schematu. Książeczki ze sprawnościami często podpowiadają jak powinna wyglądać każda zbiórka cyklu. Drużynowy przychodzi przeprowadza, kończy. A za tydzień? Przychodzi, przeprowadza, kończy. Pytanie tylko czy żyjemy w jakimś świecie klonów?

No cóż, nasz świat to zdecydowanie świat indywidualistów, nie każda zbiórka wymyślona przez kogoś kto odniósł sukces, zagwarantuje taki sam sukces w innej gromadzie... no tak ale po co myśleć?


Reasumując: Nie chcesz myśleć, nie bierz się za harcerskie wychowywanie.

pwd Karolina Sikorska
drużynowa GZ "Mali odkrywcy"
III SH Leśni
www.lesni.pl


-------------------------------------------------
Nr HR-a: 1/2010

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

10
MaciekP dnia marca 02 2010 11:31:49

Przeczytałem uważnie tekst Sikorki i z jedną tezą się nie zgadzam: nie trzeba niczego zmieniać, tylko tak, jak w całym harcerstwie, wrócić do źródeł. Sięgnij jeszcze raz do Kamińskiego i zobaczysz, że on by się pod twoim tekstem podpisał. Po 1989 roku zagubiono całkowicie dorobek Centralnej Szkoły Instruktorów Zuchowych, która właśnie akcentowała jako zdanie drużynowego zuchów przyspieszanie ich rozwoju osobowego. Przyspieszanie, a nie hamowanie, z czym mamy do czynienia dziś.
I to nie jest tak, że dzieci teraz szybciej dojrzewają, to jest mit. Tempo dojrzewania jest takie samo od tysięcy lat. Naprawdę jest tak, że instytucje wychowawcze coraz bardziej się infantylizują. To, co dziś robią HS, dwadzieścia lat temu robili harcerze. To, co dziś robią harcerze, dwadzieścia lat temu robiły zuchy itp, itd. Stąd dysonans, o którym pisze Sikorka.
Cała idea badenpowellowska polega na tym, by młodemu człowiekowi dać odpowiedzialność wykraczającą poza jego wiek i "poziom rozwoju" i przez to dać mu szansę na szybsze dojrzewanie. Jeśli to gubimy z oczu stajemy się bandą dzieci ubranych jak kretyni pod komendą kretynów ubranych jak dzieci.

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.