Nawigacja
hm. Tomasz Maracewicz: o nowinkach, formie i esencji.

Chcę powiedzieć kilka słów …

o nowinkach, formie i esencji.

Wyrwany do tablicy „w temacie” kształcenia powrócę chętnie do pewnej starej dyskusji, która miała miejsce, przy okazji konferencji kadry kształcącej, a dotyczącej nowoczesnych form i technik szkoleniowych stosowanych w harcerstwie. Dyskusja owe były o tyle chwalebna, że pozwalała moim zaaferowanym rozmówcom „odkryć” ponad wszelką wątpliwość, zupełnie na nowo całe mnóstwo „Ameryk”. Na przykład takich:

  • że stosowane obficie na spotkaniach instruktorskich (ku zgrozie purystów metodycznych) zuchowe pląsy, pełnią rolę tzw. „Ice breakingu”;

  • że popularne obecnie „zajęcia outdorowe” znamy doskonale z harcerstwa pod nazwą zajęć terenowych;

  • że zastępy zastępowych, same o tym nie wiedząc, uprawiają m. in. „team building”;

  • że wiele naszych gier harcerskich to po prostu „Role playing games”;

  • że tak modny obecnie w biznesie „Coaching” istnieje u nas od „zarania dziejów” pod postacią działań opiekuna próby czy też opiekuna drużyny;

  • że system stopni i sprawności to m. in. „techniki motywacji”, a harce to również „zajęcia aktywizujące”

  • że nowoczesny model przywództwa w biznesie to coś, z naszej relacji mistrz-uczeń, a nowoczesny lider ma cechy wodza skautowego rodem z badenpowelowskich „Wskazówek...” itd. itd. itd.

Odkrycia powyższe ujawniły, że wiele modnych „nowinek”, których tajemnicze, angielskobrzmiące nazwy, z nabożną czcią próbują nam przekazywać specjaliści (pardon – trenerzy!) od szkoleń korporacyjnych, znamy w harcerstwie od dawna. To chyba dobrze. Zresztą nic przecież nie szkodzi odkrywać je na nowo i nazywać na nowo. Pamiętając wszakże o ryzyku, iż bezkrytyczne uleganie owej swoistej kształceniowej nowomowie spowodować może utratę wiarygodności i ośmieszenie.

Otóż uczestniczyłem kiedyś w pewnym zdarzeniu. Było to na kursie w N. Zajęcia odbywały się na skraju lasu. Siedzącym w trawie przyszłym instruktorom pewien młody, zaangażowany podharcmistrz wykładał zasady zarządzania projektami i coś tam jeszcze o roli lidera w zespole projektowym. Brzmiało to bardzo mądrze i zarazem nowocześnie. I nagle tak się zdarzyło, że całkiem niedaleko nas na niebie ukazał się klucz majestatycznie lecących, pięknych ptaków. Kursanci zaczęli pokazywać palcami, szeptać, pytać: „co to było”? Autorytet błyskotliwego prowadzącego spowodował, że wszystkie oczy spojrzały na niego. Cóż, nie wiedział.

Chcąc ratować sytuację rzuciłem z tyłu od niechcenia: „to gęsi zbożowe, lecą na południe, na zimowiska”. Konsternacja: "A skąd Druh wie?". Masz babo placek. Spróbowałem odpowiedzieć tak, żeby było dobrze, motywacyjnie i w ogóle: „no cóż, jestem harcerzem”. I to był błąd. Tym jednym, prostym zdaniem ukradłem prowadzącemu cały show. Bo te gęsi były autentyczne i ja z nimi, brodaty harcmistrz – również byłem autentyczny, harcerski, instruktorski... . Dość powiedzieć, że kursanci do samego końca łazili za mną jak młode za kwoką, pytali o wszystko, i zachłannie słuchali.

A tak przy okazji: ilu z Was umiałoby rozpoznać gęsi zbożowe w locie?

Do „nowinek” trenersko-szkoleniowych wracając. O pewnym, dość nowatorskim programie kursu instruktorskiego usłyszałem: "to musi być dobre, skoro nawet biznes stosuje taki system. Bo biznes korzysta tylko z tego co dobre, skuteczne, efektywne... ". Otóż nie. Wiele z tych biznesowych „nowinek” przeszczepionych na grunt harcerski nie działa tak jak byśmy chcieli. I to nie tylko dlatego, że materia jest bardzo odległa. Pamiętajmy również, iż inne są motywacje twórców, zleceniodawców i uczestników szkoleń korporacyjnych, a inne – harcerskich instruktorów.

Reasumując więc, można powiedzieć: korzystajmy ostrożnie z „nowinek” w kształceniu. Tak, by nie wypaczyć sensu prowadzonych szkoleń, a także po prostu by się nie ośmieszyć. To pierwsza refleksja.

Są też inne. Otóż, zajęcia na owej konferencji, podobnie jak w wielu tego typu przedsięwzięciach w harcerstwie, prowadzone były w dużej, wygodnej sali, przy użyciu komputera, rzutnika itp. Przyznam się, że to właśnie zapowiedź owego rzutnika zainspirowała mnie, co do tematu rozważań. Zacznijmy od początku.

Istotą oddziaływania harcerskiego jest wykorzystywanie sytuacji wychowawczych, które stwarza program! Kursy bez programu harcerskiego, nie dają szans na praktykowanie takich narzędzi. No bo jakie inspirujące sytuacje wychowawcze mogą się zdarzyć kursantom, siedzącym w wygodnym foteliku, w półmroku, przy szemrzącym dźwięku wentylatora chłodzącego lampę projektora. To po pierwsze.

Idąc dalej: gdyby tak zastanowić się nad tym, jakie są cele kursów instruktorskich, to wyjdzie, że na pewno chodzi nam bardziej o zdobycie umiejętności niż czystej wiedzy. A co jak co: nauka praktycznych umiejętności domaga się praktyki, a nie prezentacji. Ale przecież w procesie kształtowania instruktora, od wiedzy i umiejętności jeszcze ważniejsze są postawy. Te na kursie kształtować można poprzez poprzez nadawanie działaniom ducha harcerskiego. Jak tego ducha harcerskiego wydobyć z notebooka? Zamiast pięknie mówić o zachowaniach, relacjach między wzajemnie się wychowującymi czy obrzędach – trzeba je po prostu praktykować.

Tak jak w wówczas, podczas konferencji – widzieli to przecież uczestnicy wieczornego kominka, rota wypowiedzianego przy płomieniu świecy Przyrzeczenia, zastąpić potrafiła z powodzeniem wielogodzinną dyskusję o misji harcerstwa, wizji przyszłości czy sylwetce ideowej Harcerza Rzeczypospolitej. Czuliście to kiedyś? Bo ja tak. I tu czas na drugą refleksję: forma także jest treścią. Częstokroć poprzez formę szkolenia, sposób jego przeprowadzenia - przekazujemy uczestnikom dużo więcej ważnych treści niż przez... treść. Bo fakty zawsze można doczytać. Sztuka, żeby się zachciało... .

Warto też zwrócić uwagę na pewną wadę typowych prezentacji. Otóż prezentujący próbuje zwykle przedstawić temat w sposób uporządkowany, usystematyzowany i kompletny (takie są reguły prezentacji). Wstęp, tezy, rozwinięcie, podsumowanie. Słowem, większość prezentacji aspiruje do czegoś w rodzaju wykładu kursowego, czegoś w rodzaju ogólnej teorii wszystkiego podanej w formie nie znoszącej sprzeciwu. Znacie to? Pozwoliłem sobie zrobić badanie podczas owej konferencji: Jaki znacie najlepszy podręcznik obozownictwa? Werdykt był jasny: „Pod totemem słońca” druha Wasilewskiego. A czy to jest w ogóle podręcznik? Przecież to zwykła książka przygodowa: ot, relacja z jednego z obozów CTW.

Czy zastanawialiście się dlaczego Aleksander Kamiński, wzorem Korczaka, odżegnywał się od pisania podręczników o wychowaniu? Cóż, wiedział on, że przełożenie wiedzy o wychowaniu na język podręcznika, wykładu, systemu – zubaża ją i zakreśla sztuczne granice. Wolał więc, po swojemu snuć gawędę o harcerstwie, o swoich doświadczeniach, o tym co widział i słyszał. Wiedział, że tylko w ten sposób będzie wiarygodny i skuteczny. Więc jeśli już musimy cokolwiek prezentować, unikajmy tworzenia ogólnej teorii wszystkiego. Unikajmy budowania zwartego i kompletnego systemu tam gdzie potrzebna jest opowieść o harcerskim życiu i własnym doświadczeniu. Indywidualna, niepowtarzalna, oryginalna...

I jeszcze jedno na koniec, bo widzę, że te moje rozważania zaczynają się dłużyć. No właśnie. Dlaczego zawsze na szkoleniu chcemy powiedzieć/przekazać tak bardzo dużo, tak za dużo? Pytałem uczestników owej konferencji, o to co pamiętają ze swoich pierwszych kursów instruktorskich. Były to pojedyncze impresje, odczucia, wspomnienia. I nic więcej.

Ba, podobnie było z jednym z moich pierwszych kursów instruktorskich (odbywającym się wprawdzie ponad trzydzieści lat temu), kursu z którego pamiętam zaledwie kilka zdań. Zdań, które stały się moim podręcznikiem harcerstwa na wiele lat. Mówił je jakiś „zewnętrzny specjalista”, psycholog, a szło to mniej więcej tak: ale Wam zazdroszczę. To harcerstwo jest takie proste. Wystarczy skupić wokół siebie grupkę chłopaków. Ot, łobuziaków z podwórka. Wystarczy ich sobą zafascynować. A potem to już można zająć się własnymi zainteresowaniami, robić to co Was ciekawi, rozwijać własny charakter, tężyznę fizyczną, wiedzę. A chłopcy pójdą za Wami ... .

Wychowanie harcerskie w pigułce. Bo to jest przecież tak, że z każdego, nawet najlepszego szkolenia i tak pamięta się zaledwie jedno, czy dwa zdania. Rolą prowadzącego jest, by zapamiętać te właściwe ... .

 

Marabut


o Autorze:

"hm. Tomasz Maracewicz „Marabut” Od 1978 do 1986 r. drużynowy 1 Wodnej Drużyny Harcerzy im. Tadeusza Kościuszki w Gdańsku. W latach osiemdziesiątych XX w. wiceprzewodniczący gdańskiego KIHAM-u i działacz Ruchu Harcerskiego. Założyciel ZHR, pierwszy Naczelnik Harcerzy, a także kilkakrotnie członek jego władz naczelnych. Twórca Pisma Instruktorskiego „Pobudka”, a także kursu podharcmistrzowskiego „Jakobstaf”. W latach 2011-14 – Prezes Zarządu Fundacji Harcerstwa Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni. Autor podręczników harcerskich i żeglarskich. Obecnie instruktor Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy ZHR w rezerwie." 

 

 

 

Nr HR-a:  I/2015 Numer Specjalny - Kształcenie



Social Sharing: Facebook Google Tweet This

2
Wilk Samotnik dnia marca 17 2015 22:30:00

Ech! Ten artykuł powinien być obowiązkową lekturą wszystkich uważajacych się za kadrę kształcącą!

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.