Nawigacja
hm. Marek Gajdziński: O harcerskim systemie kształcenia ... część I

Do odważnych świat należy

Jestem niezmiernie wdzięczny redakcji HR-a za to, że zwróciła się do mnie z propozycją udziału w dyskusji na temat kształcenia. Od dawna noszę się z myślą poświęcenia temu tematowi poważniejszego tekstu. Jednak ponieważ, oprócz autentycznej troski o dobro wspólne, nic mnie do napisania tego bezpośrednio nie mobilizowało, od lat odkładałem to na później. Aż tu nagle, telefon, propozycja i dwutygodniowy termin. Pomyślałem sobie – teraz albo nigdy i się zgodziłem. Dlaczego o tym wspominam? Bo chciałbym aby czytelnik wiedział, że w ciągu dwóch tygodni nie byłem w stanie stworzyć wystarczająco uzasadnionej pracy. A jeśli nawet bym zdążył, to byłby to tekst zbyt obszerny jak na charakter tego wydawnictwa. Dlatego z konieczności będzie to coś w rodzaju eseju. Piszę to w charakterze usprawiedliwienia i po to aby uczynić pewne zastrzeżenia względem czytelnika.

Otóż przedstawię tu swoje własne, subiektywne przemyślenia wsparte doświadczeniami kilkuletniej praktyki stosowanej w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy ZHR. Opiszę jak według mnie powinien wyglądać idealny system kształcenia instruktorów. Ci, którzy mnie znają i znają moje wysiłki, aby kształcenie w mojej organizacji postawić z powrotem na nogi, wiedzą, że większość stawianych przeze mnie tez mogę obszernie udowodnić. Jednak uzasadnienia tego nie mogę tu przedstawić. Czytelnikowi pozostaje więc wiara w moją intuicję oraz zaufanie do mojego doświadczenia. Ale jeśli ktoś, tak jak niewierny Tomasz, nie uwierzy dopóki nie zobaczy i żądać będzie ode mnie dowodów, ten musi poczekać na całościową publikację. Nie wykluczone zresztą, że częściowe uzasadnienie znajdzie już na łamach tego wydania HR w tekstach innych autorów. Kogo przekonam już teraz niech połączy się ze mną w wysiłkach uzdrowienia kształcenia instruktorskiego niezależnie od tego, jaki ma przydział organizacyjny. A ci którzy postanowią poczekać na głębsze uzasadnienie niech czekają aktywnie tzn. niech przynajmniej przyjmą, że Marek Gajdziński może mieć rację. A skoro nie jest to z góry wykluczone, niech postarają się otworzyć szeroko oczy i popatrzyć na otaczającą ich harcerską rzeczywistość przez pryzmat zaproponowanych przeze mnie tez. Obserwując świat przez ten filtr, być może sami znajdą dowody uzasadniające to co proponuję. Tego sobie, druhnom i druhom życzę i przechodzę do meritum.

Jaki powinien być cel kształcenia instruktorów harcerskich?

Jeśli przyjąć, że organizacja ma ten cel jasno i wyraziście sformułowany, to miejscem gdzie jest to opisane jest regulamin stopni instruktorskich, a dokładnie wymagania na te stopnie. Czym jest bowiem stopień instruktorski? Jest on swoistą formą harcerskiego certyfikatu poświadczającego posiadanie określonych kompetencji.

Wszystkie organizacje harcerskie (chyba?) zdecydowały się na trzystopniowy system certyfikacji kompetencji instruktorskich – mówiąc po ludzku – mamy trzy stopnie instruktorskie: przewodnik, podharcmistrz i harcmistrz. Wynika to z wieloletniej tradycji. Ale powiedzmy sobie od razu, że tak być nie musi, bo w wielu skautowych organizacjach jest tylko jeden stopień - albo się jest skautmistrzem albo nie, i że w Polsce nie zawsze tak było. Do pewnego momentu mieliśmy tylko dwa stopnie podharcmistrz i harcmistrz oraz tytuł preinstruktorski – „drużynowy po próbie”. Pisze o tym nie bez kozery. Dalej wyjaśni się dlaczego.

Nie wchodząc w szczegóły wymagań na poszczególne stopnie, można przyjąć, że w tradycji harcerskiej i w praktyce większości organizacji utrwaliła się następująca idea stopni instruktorskich:

  • przewodnik – odzwierciedla poziom kompetencji dobrego drużynowego;

  • podhacmistrz – odzwierciedla poziom kompetencji menadżera lokalnej jednostki organizacyjnej średniego szczebla (szczep, hufiec, związek drużyn, obwód, itp.);

  • harcmistrz – odzwierciedla poziom kompetencji menadżera na poziomie struktur regionalnych i krajowych albo kierownika jakiejś specjalistycznej komórki organizacyjnej na tym szczeblu (naczelnik, komendant chorągwi, szef szkoły instruktorskiej, itp.).

I teraz uwaga! Uważam, że tak zdefiniowane idee stopni instruktorskich i co za tym idzie cele kształcenia są szkodliwe dla ruchu harcerskiego. Zwłaszcza obecnie, a jeszcze bardziej będą mu szkodzić w przyszłość.

Wyjaśnię - to się wzięło z mechanicznego przeniesienia wzorców wojskowych do harcerstwa. W armii kolejne stopnie oficerskie są powiązane z uprawnieniem do zajmowania stanowisk dowódczych na coraz wyższych poziomach dowodzenia: porucznik – drużyna, kapitan – kompania, major – batalion, pułkownik – pułk, generał – dywizja, armia i wyżej. Jestem przekonany, że gdybyśmy mieli bardziej rozbudowaną strukturę i więcej szczebli organizacyjnych, mieli byśmy też większą ilość stopni instruktorskich. Logika, która legła u podstaw takiego, a nie innego systemu stopni, być może miała uzasadnienie w przeszłości. Dziś już nie ma! Czasy się zmieniają. Na skutek rewolucji informacyjnej i przemian kulturowych jakie zaszły w ostatnim ćwierćwieczu w nas samych i w naszym otoczeniu, model działania organizacji harcerskiej jest dziś zupełnie inny niż przed laty.

W przeszłości harcerstwo było wielką, silnie zhierarchizowaną organizacją podobną w stylu zarządzania do armii. Przez lata ludzie byli skłonni charakteryzować ją jako organizację paramilitarną. I częściowo był to pogląd słuszny. Dziś jest zupełnie inaczej. Co mam na myśli? Jestem obecnie komendantem chorągwi. Nie ma tygodnia, by nie zgłaszał się do mnie ktoś z jakąś propozycją, komu wydaje się, że ma do czynienia ze sprawnie dowodzoną jednostką harcerską, że jak komendant wyda rozkaz, to armia harcerzy stanie na zbiórkę i precyzyjnie wykona to, co się im rozkaże. Kto zna obecne realia harcerskie ten wie, że te czasy skończyły się gdzieś na etapie ostatniego Alertu Naczelnika ZHP, czyli jeszcze za komuny. Dziś harcerstwem zarządza się przez kształcenie instruktorów i inspirowanie, a nie przez polecenia i rozkazy. Jeśli chcemy, by coś się w harcerstwie, w sensie szerzej niż tylko w mojej drużynie zadziało, to muszę umieć do tego przekonać drużynowych. Mogę to robić poprzez kształcenie i podsuwanie propozycji, które będą mogły być przez nich uznane za wartościowe i przydatne. W przeciwny wypadku nic się nie wydarzy. Nie da się już kierować harcerstwem tak jak wojskiem przy pomocy poleceń i rozkazów.

Jestem wyrazicielem poglądu, że obecny stan rzeczy, pod tym względem, jest lepszy od poprzedniego. Jeśli zgodzimy się, że celem harcerstwa jest wychowanie młodzieży do aktywnego życia i służby w społeczeństwie obywatelskim, to ten model zarządzania współgra z tym celem. Nie chcemy obywateli wytrenowanych do wykonywania rozkazów. Chcemy obywateli aktywnych aktywnością własną, myślących samodzielnie, którzy sami sobie wytyczają cele i sami się organizują do ich urzeczywistnienia. Struktura silnie rozkazodawcza nie współgrałaby z tym celem.

 

Tu drobna dygresja – podobne zmiany zachodzą także w wojsku. Współczesne pole walki jest polem gdzie wygrywa inteligencja, a nie brutalna siła. Dawniej żołnierz i oficer nawykły do samodzielnego myślenia był osobnikiem ewidentnie szkodliwym dla wojska. Miał tylko wykonywać rozkazy, czyli robić to, co mu rozkazano. Tylko to i nic innego. W ten sposób, gdy się nim sprawnie dowodziło, siła oddziału stanowiła sumę siły poszczególnych żołnierzy i ich uzbrojenia - bez żadnych strat. Dziś od żołnierza wymaga się myślenia, inteligencji i kreatywności. Nie będę tego rozwijał, dość, że ta zmiana wymagań we współczesnych, nowoczesnych siłach zbrojnych pociąga za sobą także zmianę taktyki oraz sposobu i struktury dowodzenia.

Jestem zdania, że jeśli chcemy stawić czoła wyzwaniom przyszłości to musimy zacząć redukować swoje struktury, upraszczać procedury i stawiać na maksymalną samodzielność swoich podstawowych ogniw. Jestem całkowicie przekonany harcerstwo jeśli chce się dobrze zaadoptować do nowych czasów musi wzmacniać aspekt ruchowy, a redukować organizacyjny. Innymi słowy postawić na samodzielność silnych drużyn i środowisk lokalnych. Warunkiem powodzenia tej zmiany jest posiadanie odpowiedniej ilości dobrze przygotowanych drużynowych i lokalnych liderów. To oznacza konieczność redefinicji stopni instruktorskich oraz zmianę celów i modelu kształcenia.

Trzeba sobie postawić pytanie, czy my dziś potrzebujemy przede wszystkim hufcowych, komendantów różnych struktur i naczelników, czy może dobrych i doskonałych drużynowych?

Dla mnie to jest pytanie czysto retoryczne. Hufce bez drużyn nie są nam do niczego potrzebne. Natomiast jestem w stanie wyobrazić sobie harcerstwo złożone z samodzielnych drużyn bez hufców. Już dziś istniejące techniki komunikacji na odległość umożliwiają maksymalne spłaszczenie struktur. W przyszłości (naprawdę bardzo niedalekiej) będzie to jeszcze bardziej oczywiste. Potrzebujemy dobrych, samodzielnych drużynowych i system kształcenia powinien być skoncentrowany na nich. Nie musimy wcale kłaść nacisku na kształcenie lokalnych liderów. Oni pojawiają się w sposób naturalny. Jeśli ten naturalny proces nie zostanie niczym zaburzony to wodzem lokalnego środowiska harcerskiego (szczepu, hufca) zostaje przeważnie wyróżniający się drużynowy. Uważam, że obecnie obowiązujący system stopni ten naturalny bieg spraw zaburza. Opisze pokrótce dlaczego?

Spójrzmy na drużynowego, instruktora w stopniu przewodnika, który właśnie objął drużynę. Jest naturalne, że ma związane z tym ambicje i plany. Marzy o tym aby jego drużyna się wyróżniała. Nie chce zawieść ani swoich młodszych przyjaciół, którym wodzuje, ani starszych instruktorów, którzy mu zaufali i powierzyli drużynę. Ma misję do spełnienia i jest na niej skoncentrowany. Jeśli tak nie jest, to możemy sobie szczerze powiedzieć, że nigdy nie będzie dobrym drużynowym ani autentycznym liderem środowiska harcerskiego. W sytuacji kiedy mamy ograniczone siły i środki na kształcenie, nie ma sensu w takich inwestować. Inwestować powinniśmy w zapalonych, starających się drużynowych. Tylko oni mają szanse wypełniać misję harcerstwa i tylko oni mogą w przyszłości w sposób naturalny zostać liderami środowisk instruktorskich. Ale ci są aktualnie zaangażowani bez reszty w prowadzenie drużyny.

Jest naturalne, że ktoś kto się czuje silny w harcerstwie chce się dalej rozwijać, chce zdobyć kolejny stopień instruktorski. Tak to działa. Gdyby tak nie działało i nie wzmacniało aspiracji, system stopni nie byłby do niczego przydatny. Ale zobaczmy co się dalej dzieje w obecnym stanie rzeczy.

Przymierzając się do kolejnej próby instruktorskiej ten pełen zapału drużynowy orientuje się, że aby zdobyć podharcmistrza musi zainteresować się zupełnie czymś innym. Musi zdobyć specyficzny zestaw kompetencji i zaangażować się w próbę, której zadania zaczną go odciągać od prowadzenia drużyny. Jeśli bowiem poważnie traktujemy to, że stopień podharcmistrza odzwierciedla posiadanie kompetencji hufcowego oraz instruktora pracującego na wyższych szczeblach organizacji, to i kursy i próba muszą być poświęcone kształtowaniu odpowiednich do tego kompetencji.

Teraz warto sobie uświadomić, że zarówno w przeszłości jak i obecnie przytłaczająca ilość instruktorów nie planuje „kariery” w wyższych strukturach organizacji. Zostają drużynowymi z bardzo wielu, mniej lub bardziej chwalebnych powodów. Jedni z powodów ideowych - chcą służyć społeczeństwu odpowiednio wychowując młodzież. Inni bo czują, że w ten sposób spłacą dług wdzięczności za to co sami od swojego środowiska otrzymali. Inni decydują się ponieważ ktoś na nich liczy. Inni bo w sposób naturalny stali się faktycznymi wodzami dla swoich młodszych przyjaciół . Ale są i tacy którzy robią to dla realizacji swoich ambicji. Co byśmy powiedzieli o młodym człowieku, który zdecydował się zostać instruktorem bo planuje zrobić karierę w harcerstwie, o człowieku dla którego objęcie i poprowadzenie drużyny jest tylko pierwszym krokiem na drodze do tej kariery?

Z tego co widzę, a widzę dość szerokie środowisko instruktorskie, tylko ok. 20% instruktorów w ogóle rozważa zaangażowanie się poziomie hufca i chorągwi – dodajmy - nie zawsze z niskich pobudek. Zadałem sobie trud aby sprawdzić jak to było w przeszłości. Tak się składa, że jestem wychowankiem 16 Warszawskiej Drużyny Harcerzy. Warszawska Szesnastka istnieje nieprzerwanie od 1911r i przez większość tych lat była doskonałą, zaliczającą się do awangardy harcerstwa drużyną. Przez te 104 lata działalności wychowała ponad 90-ciu instruktorów. Proszę zgadnąć ilu z nich na poważnie zaangażowało się w działalność harcerską na wyższych szczeblach organizacji? Odpowiadam – biorąc pod uwagę także protoplastów, którzy jako twórcy skautingu w Kongresówce w sposób naturalny stali się animatorami całego ruchu, od roku 1911 do wojny było 4 takich instruktorów, a w okresie powojennym 12. Razem 16-tu czyli 18%. Podkreślam, to wszystko dotyczy nie bylejakiego środowiska – drużyny, która zawsze była w awangardzie ruchu. Obecnie w kierowanej przeze mnie chorągwi mazowieckiej jest ok. 200 instruktorów z czego w realne działania poza swoimi środowiskami włącza się ok. 40-tu - 20%. Tak jest w większości środowisk za wyjątkiem kanapowych gdzie wszyscy muszą robić wszystko i nic z tego nie wynika.

Co to oznacza? To oznacza, że cały system motywacyjny i system kształcenia na stopień podharcmistrza i harcmistrza adresowany jest do ok. 20% wszystkich instruktorów. Albo inaczej, że 80% instruktorów nie korzysta z motywacji do zdobywania stopni i nie widzi potrzeby dalszego podnoszenia swoich kwalifikacji instruktorskich w takim układzie. Większość drużynowych nie znajduje w tym kształceniu żadnej istotnej wartości dodanej. Jeśli w ogóle podejmują zdobywanie wyższych stopni to z powodów formalnych, dlatego, że jakieś absurdalne przepisy zewnętrzne lub wewnętrzne np. związane z uprawnieniami do organizacji obozów, wymuszają posiadanie odpowiedniego papierka. Jeśli ktoś idzie na kurs podharcmistrzowski z tego tylko formalnego powodu - dla papierka - nic ten kurs nie da ani jemu ani organizacji. To tylko para w gwizdek.

Kształcenie ma sens tylko wtedy gdy kształceni mają potrzebę się kształcić, a oferta kształceniowa ma szansę tę potrzebę zaspokoić.

Mało tego. Jeśli uznamy zarysowany obrazek za prawdziwy, to nasuwa się kolejna teza. Ten obrazek w rzeczywistości pokazuje mechanizm selekcji negatywnej. Bo pomyślmy. Zdobywanie stopnia podharcmistrza odciąga drużynowego od tego co powinien w danej chwili robić. Kieruje jego uwagę na inne kompetencje i na inne pole służby. Ten drużynowy, który nie musi zdobywać wyższego stopnia – nie robi tego i poprzestaje na przewodniku. Ten który „nie chce ale musi” – robi to dla formalności. A ten który chce – i decyduje się podjąć związany z tym wysiłek robi to albo z nieświadomości tego co go czeka i czym jest kształcenie podharcmistrzowskie – wtedy albo zaniedba drużynę albo nie podejdzie należycie do kształcenia i próby. Ani w jednym ani w drugim przypadku nie jest to korzystne dla ruchu. Albo – i ten przypadek jest najgroźniejszy – drogę tę wybierają ci którym prowadzenie drużyny nie idzie, źle się czują w roli drużynowego, nie mają sukcesu, nie odczuwają uznania i satysfakcji. To im najbardziej odpowiada kształcenie w obecnej formie. Pozwala zachować, a nawet umocnić swoją pozycję społeczną w środowisku i przy okazji pozbyć się funkcji która im nie leży. Ci najprędzej awansują w harcerstwie bo oni mają wyższe stopnie niż ci, którzy bez reszty angażują się w pracę wychowawczą w drużynie. Tych jest najwięcej w różnego rodzaju komendach. A są to przecież, ci którzy w założeniu mają pomagać drużynowym. Zgodzimy się chyba wszyscy ze stwierdzeniem, że sensem istnienia organizacji jest kształcenie i wspieranie drużynowych. A tu proszę – okazuje się, że biorą to na barki (najczęściej w dobrej wierze i ze szlachetnych pobudek) ludzie, którzy nie mogą się wykazać odpowiednim doświadczeniem, nie rozumieją drużynowych, nie wyczuwają ich potrzeb i uwarunkowań, nie są wstanie sformułować atrakcyjnych propozycji dla młodzieży. To oni decydują o formach kształcenia drużynowych i to oni prowadzą kształcenie. Dlatego to wszystko tak kuleje.

Jestem gotów opisać dziesiątki przypadków ludzi, których kariera instruktorska przebiegała tak.

Z jakiś powodów został drużynowym – ktoś musiał przejąć drużynę. Ponieważ nie miał żadnych predyspozycji do tego, nie potrafił pociągnąć za sobą młodzieży – drużyna kulała. To było dla niego źródłem frustracji. Zbliżały się wybory w hufcu. Nie było kandydata ma komendanta bo wszyscy byli zaangażowani w prowadzenie drużyn lub zwyczajnie nie mieli na to czasu ani ochoty. Ktoś wpadł na pomysł, że młody, ambitny i praktycznie wolny – bo drużyna ledwie zipie. Na bezrybiu i rak ryba! Hufiec musiał mieć komendanta – więc jak odmówić prośbom kolegów, którzy dodatkowo deklarują wsparcie. Młody ambitny daje się wybrać. Idzie na kurs podharcmistrzowski, zdobywa stopień. Zarządzanie strukturą idzie mu lepiej niż prowadzenie drużyny, którą nadal jeszcze usiłuje prowadzić tylko z jeszcze gorszym niż wcześniej skutkiem. Chłopak nie ma charyzmy zdolnej porwać młodzież ale potrafi manipulować ludźmi, więc w dziedzinie zarządzania ma lepsze wyniki niż w wychowaniu. W końcu decyduje się drużynę rozwiązać. Ma dobry powód - nie jest w stanie pogodzić dwóch funkcji na raz. Wkrótce zyskuje opinię sprawnego menadżera. Zdobywa też doświadczenie natury politycznej. Wie co komu obiecać, kogo i jak zdezawuować. Łapie wiatr w żagle. Zostaje komendantem chorągwi i harcmistrzem. To on decyduje obecnie o kształcie kursów, to on narzuca styl działania komisji instruktorskiej, to on inicjuje i nakazuje działania, które budzą zdumienie i uśmiech politowania. Ma wielkie ambicje. Może kiedyś zostanie Naczelnikiem. Pewne będzie miał wpływ na kształt tworzonych i modyfikowanych narzędzi metodycznych. Marzy o kolejnym etapie swojej kariery czyli o tym jak wyjść z harcerstwa do polityki. Druh „Piszczyk” – znacie go – prawda? Z góry uprzedzam, że podobieństwo do jakichkolwiek osób fizycznych jest przypadkowe. Przepraszam, jeśli ktoś ma takie nazwisko. To tylko chwyt retoryczny odwołujący się do klasyki i dlatego nazwisko ująłem w cudzysłów.

Oto najczęstszy powód wszelkich idiotyzmów w harcerstwie i staczania się naszego ruchu w niebyt. NIEKOMPEETNI instruktorzy - produkt finalny istniejącego systemu. Od razu powiem, że istnieje spora szansa, że przez ten system, przy odpowiedniej dozie samozaparcia jest w stanie przejść także wartościowy instruktor, a za takiego uważam tego kto zdążył odnieść sukces w pracy z drużyną zanim został wciągnięty w tę maszynkę „do mielenia mięsa”. Znam kilku takich. Jednak nie ulega wątpliwość, że w obecnym kształcie jest to system adresowany do druhów „Piszczyków” i ich właśnie promujący. Przepraszam to były mocne słowa. Wydaje mi się jednak, że musimy patrzeć na świat realnie, choćby bolało.

Czy można ten system zaprojektować inaczej?

Jesteśmy społecznym ruchem wychowawców. Solą tego ruchu są drużynowi - samodzielni i świadomi wychowawcy potrafiący posługiwać się metodą harcerską. Czy można system motywacyjny i kształceniowy zaadresować dla nich, tak aby motywował ich do podnoszenia kwalifikacji pedagogicznych i aby to oni za jakiś czas decydowali o formach wsparcia dla drużynowych i wsparcie to realizowali? Uff! Długie pytanie ale odpowiedź krótka i prosta. Można! Wystarczy tylko zmienić filozofię myślenia o stopniach instruktorskich i dopasować do tej filozofii metody i treść kształcenia.

Ta nowa filozofia przejawia się w proponowanej definicji stopni instruktorskich.

  • Przewodnik – stopień zdobywany przed objęciem funkcji drużynowego (trochę na kredyt), będący licencją uprawniającą do objęcia i poprowadzenia drużyny czyli do samodzielnego wychowywania młodzieży metodą harcerską (tak jak prawo jazdy uprawnia do wyjechania samochodem na drogę publiczną ale nie daje jeszcze gwarancji, że kierowca będzie jeździł bezpiecznie).

  • Podharcmistrz – stopień zdobywany przez młodych drużynowych (którzy już objęli drużynę), którego posiadanie świadczy o tym, że instruktor sprawdził się w roli wychowawcy młodzieży i potrafił poprowadzić drużynę w sposób poprawny. A do tego wychował sobie następcę.

  • Harcmistrz – stopień zdobywany przez doświadczonych drużynowych. Jego posiadanie świadczy o tym, że instruktor wyszedł poza rolę rzemieślnika. Stał się mistrzem - doskonałym wychowawcą harcerskim. Nie tylko sprawnie posługuje się narzędziami metodycznymi ale potrafi je tworzyć i modyfikować. Jest wirtuozem i twórcą zarazem. Poprowadził wzorcową, wyróżniającą się drużynę, wzbogacił metodę harcerską i upowszechnił swoje doświadczenia, wychował co najmniej dwóch podharcmistrzów.

Co zyskamy dzięki takiej definicji stopni?

W świadomości środowisk harcerskich ugruntuje się przekonanie, że nie wystarczy myśleć o swoich następcach z pewnym wyprzedzeniem, ale że trzeba ich przede wszystkim odpowiednio wcześnie kształcić, tak aby drużynowy mógł przekazać swoją drużynę osobie do tego przygotowanej i posiadającej stopień min. przewodnika, a nie tylko osobie, do której ma zaufanie.

Zaczniemy zawczasu, na poważnie, kształcić przybocznych - kandydatów na instruktorów. To zaowocuje nie tylko ich przygotowaniem instruktorskim w momencie objęcia funkcji ale też wcześniej, kiedy będą jeszcze występować w roli przybocznych – bez wątpienia wpłynie to na podniesienie jakości pracy drużyn.

Odbycie odpowiedniego kursu i próby instruktorskiej przez przybocznego pozwoli zweryfikować czy jego wybór na następcę był trafny. Weryfikacja ta nastąpi zawczasu przed powierzeniem mu drużyny, co w przypadku pomyłki da szansę na wcześniejszą reakcję, poszukanie nowego następcy lub przygotowanie się na odroczenie momentu przekazania drużyny. Często kandydaci na instruktorów typowani są nietrafnie. Nie zawsze bowiem zewnętrzne oznaki np. postawa , popularności w środowisku drużyny idą w parze z walorami intelektualnymi czy charakterologicznymi kandydata. Podczas kursu i w próbie można to ocenić na podstawie bardziej obiektywnych kryteriów.

Drużyny będą obejmowane przez instruktorów, którzy od pierwszego dnia na funkcji będą mieli świadomość po co tu są i będą w stanie umiejętnie i świadomie używać istniejących narzędzi metodycznych. W ten sposób ograniczymy zjawisko polegające na obniżaniu się poziomu pracy drużyn czy wręcz rozpadania się ich po zmianie drużynowego.

Zdobywanie stopnia podharcmistrza będzie się odbywało w oparciu o pracę nad udoskonaleniem działania własnej drużyny, w sferze metodycznej, programowej, kadrowej, organizacyjnej, gospodarczej, współpracy z rodzicami, szkołą, samorządem lokalnym, itd. To będzie wymagało dokształcenia się, zdobycia nowych i podniesienia posiadanych kompetencji, a w praktyce - podniesienia poziomu pracy instruktorskiej z młodzieżą. Czy można sobie wyobrazić bardziej korzystny efekt?

Sto procent drużynowych – napiszę to wyraźnie, cyframi – 100% drużynowych zyska motywację do podnoszenia swoich kwalifikacji w trakcie prowadzenia drużyny. To nie tylko nie będzie im kolidowało z tym co obecnie robią i chcą robić ale wręcz będzie im w tym pomagało. Czy można sobie wyobrazić instruktora, który wiedząc, że odbycie kursu i próby pozwoli mu odnieść sukces z drużyną, będzie się od tego wykręcał? Nie! A jeśli jednak będzie – to chwała Bogu - bo to oznacza, że instruktor taki zostanie w końcu odsiany.

Do zdobywania stopnia harcmistrza przystąpią tylko ci, którzy sprawdzili się jako drużynowi. Albo udowodnią, że są mistrzami w harcerstwie, że są metodycznie i programowo kreatywni, że są prawdziwymi harcerskimi pedagogami albo nie. Jeśli tak - staną się w przyszłości kierownikami życia harcerskiego.

Ci, którzy w praktyce się nie sprawdzą, a tak być może i często bywa także w obecnym systemie, po prostu nie zdobędą kolejnego stopnia instruktorskiego, co w praktyce oznacza wprowadzenie mechanizmu selekcji pozytywnej – wyższe stopnie i wyższe funkcje w harcerstwie staną się udziałem tych, którzy mają dobre doświadczenia w pracy z drużyną, będą rozumieli młodzież oraz potrzeby i uwarunkowania drużynowych. Będą mogli ich wspierać nie w oparciu o zasłyszane i przeczytana prawdy ale w oparciu o własne ugruntowane i przenicowane wiedzą doświadczenie.

Zwróćmy uwagę w jakim wieku będzie można zdobyć stopień harcmistrza. Zakładając standardową ścieżkę rozwoju instruktorskiego będzie to: pwd- 18 lat, phm - 20 lat, hm - 22 lata. Próba instruktorska na stopień realizowana w normalnej pracy może być dłuższa niż obecnie i trwać ok. 2 lat bo to jest okres, w którym faktycznie można liczyć na wymierne efekty zaplanowanych działań. A nikomu do niczego nie będzie się spieszyło mając przed sobą zalecaną perspektywę 4 lat prowadzenia drużyny.

Co? Harcmistrz w wieku 22 lat? Toż to herezja! Niekoniecznie! Warto sobie uprzytomnić, że za parę lat ludzie w tym wieku będą opuszczać mury uczelni z tytułami magistrów – także magistrów pedagogiki.

Taki system będzie naturalnie wspierał tendencję do prowadzenia drużyny przez okres ok. 4 lat potrzebnych do zdobycia harcmistrza w normalnym trybie. Nie muszę chyba nikogo przekonywać o wartości tego efektu. Jestem przekonany, z wielu różnych względów (nie ma tu miejsca na szczegółowe uzasadnienie) jest to optymalny okres pełnienia tej funkcji. Przeważnie będzie to dotyczyło studentów w okresie studiów.

Powtórzę po raz kolejny. Zadanie organizacji harcerskiej polega na kształceniu drużynowych i wspieraniu pracy drużyn. Ścieżka rozwoju kompetencji jaką proponuję pozwoli obsadzać wszystkie wyższe funkcje w harcerstwie instruktorami, którzy będą rozumieli potrzeby i uwarunkowania pracy drużynowych. To jest warunek konieczny do tego aby organizacja wypełniała należycie swoje zadanie.

Oczywiście najwartościowsi z tego punktu widzenia byliby harcmistrzowie. Im należałoby powierzać wszelkie funkcje decyzyjne. W strukturach organizacji byłoby też miejsce dla podharcmistrzów – a więc instruktorów, którzy sprawdzili się jako drużynowi ale nie okazali się mistrzami w tej dziedzinie. Im można byłoby powierzać wszelkie funkcje pomocnicze.

Zawsze też, każdy podharcmistrz, który chciałby podnieść swój stopień, nawet w wieku 50 lat, mógłby to zrobić – trzymając się standardowej ścieżki czyli obejmując lub zakładając drużynę i odbywając z nią normalną próbę harcmistrzowską. Nie wykluczałbym też innej ścieżki zdobywania tego stopnia dla wyróżniających się w pracy organizacyjnej starszych podharcmistrzów – ale zawsze próba ta powinna polegać na podnoszeniu kwalifikacji pedagogicznych – zgodnie z nową filozofią stopni.

Instruktorom w stopniu przewodnika, nie wolno byłoby powierzać żadnych funkcji w strukturach organizacyjnych. Byłby to wszak stopień przyznawany „na kredyt”. Proponuję nawet rozważyć wprowadzenie opcji tymczasowej polegającej wygaśnięciu uprawnień – po roku od przyznania, w przypadku nie objęcia funkcji drużynowego lub po trzech latach w przypadku objęcia funkcji ale nie zdobyciu podharcmistrza. Uprawnienia przewodnikowskie mogłyby być przywracane później w przypadku deklaracji i faktycznego objęcia funkcji drużynowego. To wynika z logiki tego systemu i nawiązuje do tradycji tytułu „drużynowy po próbie”.

W nowej definicji stopnia phm i hm zaszyta jest też wyraźna dyspozycja aby wymagać od zdobywających te stopnie instruktorów sukcesu w wychowywaniu następców. Jeśli będzie to konsekwentnie wymagane, wtedy każdy podharcmistrz wychowa sobie minimum jednego następcę w stopniu przewodnika, a każdy harcmistrz minimum dwóch podharcmistrzów. Nie trzeba być orłem w matematyce żeby stwierdzić, że to więcej niż potrzeba. Policzmy. Jeden harcmistrz = min. 2 podharcmistrzów + min. 2 przewodników (bo każdy z tych podharcmistrzów będzie musiał wychować minimum jednego). Jedna drużyna do przejęcia i czterech instruktorów przygotowanych do jej objęcia? Po co? Odpowiadam – po to aby nasz ruch mógł się rozwijać. Nie wystarczy produkcja kadry na poziomie prostej zastępowalności funkcji. Nie ma innej metody na zapewnienie rozwoju harcerstwa. Jeśli nie zapewnimy takiego przyrostu kadry zawsze będziemy się zwijać, aż znikniemy z powierzchni ziemi jak jakiś wymierający gatunek pędraka. Strategia dochodzenia do stopnia harcmistrza może być dwojakiego rodzaju. Albo prowadzę jedną drużynę przez cztery lata. Wtedy wychowani przeze mnie i przez moich wychowanków przewodnicy obejmują lub zakładają nowe drużyny. Albo po dwóch latach i zdobyciu podharcmistrza przekazuję swoją drużyną następcy, a sam obejmuje lub zakładam inną np. na innym poziomie metodycznym. Tak czy owak przyznanie jednego stopnia harcmistrza będzie oznaczało powstanie kilku nowych drużyn lub uratowanie już istniejących, które z jakiś powodów nie mogły lub nie potrafiły wykształcić własnej kadry – co zawsze trzeba brać pod uwagę. To nam zapewni szanse rozwoju harcerstwa. Będziemy w stanie objąć oddziaływaniem wychowawczym coraz szersze kręgi polskiej młodzieży.

Dobrzy drużynowi zawsze gromadzą wokół siebie młodzież. Bo młodzież potrzebuje harcerstwa tak samo jak dawniej, a dziś może nawet jeszcze bardziej. Mam na to liczne dowody. Tam gdzie praca harcerska prowadzona jest w oparciu o właściwie stosowaną metodę harcerską przez odpowiednio przygotowanego drużynowego tam młodzież się garnie do drużyny tak, że nie trzeba robić żadnych wymyślnych naborów. Praca kuleje tylko tam gdzie drużynowym się nie chce albo nie potrafią tego robić. Zaimplementowanie tak pomyślanego systemu i wypuszczenie w świat nadwyżki dobrze przygotowanych instruktorów musi zaowocować trwałym fundamentem rozwoju ilościowego i jakościowego harcerstwa.

Zwracam uwagę, że przez okres co najmniej 4 lat już po objęciu drużyny (nie liczę okresu przed jej objęciem) każdy drużynowy zyska motywację do aktywnego rozwoju instruktorskiego. Absolutna większość z nich będzie podlegała procesowi ustawicznego podnoszenia swoich kwalifikacji pedagogicznych. Dlatego mam prawo pisać o przewidywanym rozwoju nie tylko ilościowym ale też jakościowym.

Mógłbym wymienić jeszcze długą listę drobniejszych korzyści. Ale każdy kto zrozumiał istotę tej propozycji sam je sobie dopowie. Kogo nie przekonałem tymi argumentami, nie przekonam też mniej istotnymi. Tak więc na tym poprzestanę licząc na inteligencję czytelnika.

Napisałem nieco wyżej, że posiadanie dobrego doświadczenia metodycznego wyniesionego z prowadzenia wzorowej drużyny jest warunkiem koniecznym właściwego rozumienia potrzeb drużynowych, odczytywania znaków czasów i bycia użytecznym na wyższych funkcjach instruktorskich. To prawda - jest to warunek konieczny ale nie wystarczający. To doświadczenie powinno być wsparte systemem szkoleń specjalistycznych profilowanych pod kątem charakteru zadań jakie planuje się wykonywać na wyższych szczeblach organizacji.

Te zadania są trojakiego rodzaju: kształcenie, zarządzanie i wsparcie logistyczne. W każdej z tych dziedzin powinno się stworzyć jakiś system doskonalenia kompetencji. Na przykład w postaci odznak i kursów.

Trzystopniowa odznaka kadry kształcącej i powiązane z nią z kursy.

Wiem, że ZHP ma już wypracowaną praktykę w tym względzie. W ZHR tej praktyki nie ma. Jestem teraz na etapie wdrażanie tego lokalnie w swojej chorągwi . Opiszę pokrótce założenia systemu jaki tworzę.

Brązowa odznaka KK – jest uprawnieniem do prowadzenia zajęć na kursach i konferencjach instruktorskich. Zdobywa się ją po odbyciu kursu, który nastawiony jest na umiejętność prowadzenia atrakcyjnych i celowych, a więc skutecznych zajęć w formie atywizującej. Do kursu mogą przystąpić instruktorzy w stopniu podharcmistrza – a więc ci, którzy mają coś cennego do przekazania ze swojej wiedzy i doświadczenia i tylko powinni się nauczyć jak to robić skutecznie w harcerskiej formie. Posiadacze tej odznaki staną się dla kursów bazą osób przygotowanych do prowadzenia zajęć.

Srebrna odznaka KK – jest uprawnieniem do prowadzenia kursów i konferencji instruktorskich. Przyznawana jest po odbyciu kursu 2 stopnia, który uczy jak programować, realizować i ewaluować kursy instruktorskie oraz jak pracować z kadrą kursu. Po zaimplementowaniu nowej filozofii stopni instruktorskich w kursie mogliby brać udział harcmistrzowie (kompetencje metodyczne) posiadający brązową odznakę KK oraz rekomendacją komendanta kursu stwierdzającą, że prowadzili ciekawe i inspirujące zajęcia (kompetencje kształceniowe).

Złota odznaka KK – jest uprawieniem do prowadzenia kursów kadry kształcącej na wszystkich trzech poziomach i kierowania szkołami instruktorskimi. Towarzyszący jej kurs przeznaczony jest dla posiadaczy odznaki srebrnej, którzy w praktyce sprawdzili się prowadząc dobrze oceniony kurs instruktorski. Kurs kształci kompetencje trenerskie z zakresie szkoleniowym oraz przygotowuje do projektowania i modyfikowania systemów kształcenia na poziomie lokalnym i centralnym.

Trzystopniowa odznaka kadry zarządzającej

Filozofia analogiczna do odznaki kadry kształcącej. Brązowa – odzwierciedla kompetencje konieczne do kierowania hufcem lub inną strukturą lokalną. Srebrna – poświadcza kompetencje do kierowania strukturami regionalnymi (chorągiew). Złota – poświadcza wyższe kompetencje zarządcze przydatne do kierowania organizacją i jej centralnymi organami.

Analogicznie - odznaka dla kadry logistycznej. Jestem przekonany, że tego typu funkcje w harcerstwie nie muszą, a nawet nie powinny być pełnione przez instruktorów. Szkoda byłoby marnować potencjał kompetentnych harcerskich pedagogów. Te funkcję mogą pełnić członkowie KPH (nie harcerze) lub harcerze starsi (w sensie dorośli) – nie posiadający stopni instruktorskich. System odznak i kursów można w tym przypadku uogólnić na jakiś bardziej uniwersalny system motywacyjny adresowany do tej grupy ludzi, którzy chcą wspierać harcerstwo ale nie mają predyspozycji i umiejętności instruktorskich. A takich nie brakuje - tylko nie potrafimy ich odpowiednio zagospodarować i stworzyć im godnego miejsca w organizacji.

Zwróćmy uwagę na fakultatywność odznak i kursów podnoszących kompetencje specjalistyczne. Dziś te kompetencje są ujęte w zakresie stopni podharcmistrza i harcmistrza, co powoduje, że większość instruktorów nie widzi potrzeby zdobywania tych stopni. Trwonimy siły i środki pragnąc aby wszyscy instruktorzy nabyli te kompetencje podczas gdy wiadomo, że wykorzysta je zaledwie ok. 20% z nich. Toż to kompletny absurd. Przyjęcie zaproponowanych zmian sprawi, że szkolenia te będą adresowane precyzyjnie do tych, którzy planują podjęcie dalszej służby w harcerstwie i służenie drużynowym. To pozwoli racjonalnie wykorzystać szczupłe siły i środki jakie posiadamy.

Truizmem będzie stwierdzenie, że bardzo łatwo będzie ocenić kompetencje i doświadczenie instruktorów aspirujących do najwyższych funkcji w harcerstwie. Czytelny system dokumentowania kompetencji sprawi, że największe szanse w wyborach do władz centralnych będą mieli nie ci, którzy posiadają polityczny kunszt i instynkt, pięknie mówią i wiele obiecują ale ci, których kompetencje i doświadczenie są twardo udokumentowane. Przyjmując wyżej nakreślone kryteria najcenniejszymi instruktorami w tej służbie byli by więc harcmistrzowie z dubletem złotych odznak kadry kształcącej i zarządzającej.

To tyle o celach kształcenia. Jeszcze tylko dwie refleksje na temat szans dokonania się tego typu zmiany.

Po pierwsze mam świadomość, że to co piszę może się komuś nie spodobać. Niestety bez tych, którym to się może nie spodobać, nie da się przeprowadzić żadnych zmian bo to oni dziś decydują. Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy przedstawiłem te tezy w Pobudce po kilku dniach zostałem zawieszony w prawach instruktorskich przez Naczelnika mojej organizacji. Zarówno on jak i ¾ ówczesnych komendantów chorągwi odebrało ten tekst jako atak wymierzony bezpośrednio w nich i ich autorytet. Nie chcę tego komentować inaczej niż tylko powszechnie znanym przysłowiem o stole i nożycach. Postanowili więc bronić autorytetu harcmistrzów oraz istniejącego status quo popartego wieloletnią tradycją. To doświadczenie uświadomiło mi, jak trudno będzie wprowadzić w życie te tezy. Chyba, że, i na to pozostaje liczyć, decydenci potrafią wznieść się ponad własne ambicje i przyznać, że niezależnie od tego co było, lepiej będzie dla wszystkich jeśli nastąpią zmiany w proponowanym duchu.

A może moja teoria jest do luftu i dzisiejsze władze w naszych organizacjach przesiąknięte są instruktorami, którzy mogą się pochwalić sukcesami w prowadzeniu drużyn i to mają głównie na względzie. Jeśli tak jest to znaczy, że obecny system się sprawdza i żadnych zmian nie potrzeba, a ja mogę odejść na zasłużoną harcerską emeryturę. Tego bym sobie życzył najbardziej nawet kosztem tego, że wyjdę na osła głosząc wyssane z palca tezy.

Refleksja druga jest taka, że w co najmniej dwóch chorągwiach ZHR (pomorskiej i mazowieckiej) podobny, choć nie kompletny, system kształcenia i system prób instruktorskich funkcjonuje od 5 lat. Funkcjonuje w poprzek obowiązującej powszechnie filozofii. Jest to możliwe na zasadzie regulaminu pilotażowego (Pomorze) albo na zasadzie specjalnych, lokalnych wytycznych do prób i kursów instruktorskich (Mazowsze). W obu przypadkach to się sprawdza. Mogę to udowodnić na twardych liczbach poprzez wiele różnych starannie monitorowanych wskaźników.

 

 

Przejdź do części II

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Nr HR-a:  I/2015 Numer Specjalny - Kształcenie



Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.