Nawigacja
Jarosław Balon: "Druhowi Orszy do sztambucha"
Prezentowany tutaj, nigdy nie publikowany tekst, napisałem kilka tygodni po Zjeździe ZHP w 1993 roku jako materiał do pozjazdowego, styczniowego numeru "Czuwaj". Materiał wycofałem z publikacji na prośbę ówczesnego Naczelnika ZHP, Ryszarda Pacławskiego, pracowicie "odbudowującego" wtedy dobre stosunki Związku z Druhem Orszą. Istniała obawa, że tekst ten, pisany w dobrej intencji, może jednak być odebrany jako wrogi; może nawet nie tyle przez Druha Orszę, co przez inne osoby (na przykład z kręgów kombatanckich, harcerstwa poza granicami kraju itp.) - i wykorzystany przeciwko Związkowi. Wydaje się, że dziś ustały przyczyny trzymania go "w szufladzie" (w rzeczywistości był na półce). Druhowie Orsza i Mirowski odeszli stąd wprost do harcerskiej legendy. Krajowy Komitet Odrodzenia ZHP odszedł (szczęśliwie dla harcerstwa) w niepamięć. ZHP ma dziś inne problemy, niż dowodzenie swojej wychowawczej wiarygodności. A sam tekst wydaje się cenny, gdyż przypomina z wolna zapominane, a miejscami i przeinaczane fakty z czasów walki o kształt harcerstwa na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Tekst przytaczam w oryginale ( z drobnymi adiustacjami). Dla lepszego zrozumienia dodałem (dziś) parę przypisów, które wydały mi się ważne. Życzę miłej lektury. Może ktoś inny zechciałby się podzielić swoimi refleksjami z czasów, kiedy kształtowało się obecne oblicze harcerstwa?

hm Jarosław Balon, HR Kuklik górski


________________________________________________

Druhu Harcmistrzu!

Wraz z wieloma osobistościami naszego życia społecznego był Druh gościem XXIX Zjazdu ZHP. Gdy przedstawiano Druha 352 delegatom z całej Polski otrzymał Druh brawa, które natężeniem i długością chyba przewyższyły aplauz dla Prezydenta Rzeczpospolitej. Ale gdy później zabrał Druh głos, którego intencją było - jak sądzę - wyjaśnienie roli jaką odegrał Krajowy Komitet Odrodzenia ZHP w odnowie Związku, brawa już były bardzo mizerne. Co więcej, wielu spośród delegatów w trakcie Druha wystąpienia opuszczało salę. W chwilę po swoim głosie Druh również opuścił salę i przez to nie wysłuchał kilku polemik z Druha tezami, w tym wypowiedzi innego gościa Zjazdu Druha Krzysztofa Grzebyka, Naczelnika ZHP 1989-90, którego Druh jako jedynego wymienił, w negatywnym świetle z nazwiska.
Może moja refleksja pomoże Druhowi zrozumieć reakcję delegatów na XXIX Zjeździe, a dla innych czytelników przybliży trochę trudny okres sporu o ZHP, toczonego w 1990 roku.
W jesieni 1989 roku stanął Druh na czele Krajowego Komitetu Odrodzenia (KKO) ZHP. Byłem wtedy świeżo wybranym do Rady Naczelnej ZHP, niepokornym - przede wszystkim w stosunku do Głównej Kwatery, kierowanej przez Naczelnika K. Grzebyka - instruktorem, któremu marzyła się głęboka i gruntowna odnowa (mogło to też być odrodzenie!) ZHP. Co prawda zmiany (od IX czyli XXVI Zjazdu w marcu 89) postępowały, ale moim zdaniem nieco zbyt wolno. Jak pewnie wielu innych zgodziłem się kandydować do Rady Naczelnej po to, by starać się stymulować odnowę harcerstwa. Dlatego też inicjatywę powołania Krajowego Komitetu Odrodzenia ZHP przyjąłem (wraz z grupą przyjaciół i współpracowników*) z nadzieją, że oto pojawia się cieszący się społecznym poparciem partner, który pomoże stworzyć z ZHP związek na miarę oczekiwań rzeszy społecznych instruktorów. Gwarantem, ze tak będzie było właśnie Druha nazwisko - był dla nas Druh wtedy zarówno legendą jak i autorytetem.
I to my właśnie, na przełomie 1989/90 zainscenizowaliśmy** spotkanie grupy członków Rady Naczelnej z Prezydium KKO, odbyte na Politechnice Warszawskiej, u prof. Z. Findaisena. O naszej inicjatywie nie wiedział ani ówczesny Przewodniczący Rady Julian Nuckowski, ani też - bardzo ziejący ogniem, gdy poinformowaliśmy go, że taka rozmowa była - Naczelnik Krzysztof Grzebyk.
Ta nasza rozmowa stała się wstępem do negocjacji pomiędzy Władzami ZHP a Prezydium KKO toczonymi w gabinecie Pani Wiceminister Anny Radziwiłł w MEN. Merytoryczne postulaty Komitetu wydawały się nam sensowne - zatem postanowiliśmy je spełnić. W tym celu - w Krakowie*** - powstał pakiet czterech projektów uchwał Rady Naczelnej ZHP, spełniający w gruncie rzeczy oczekiwania KKO. Przywieźliśmy je na Radę w lutym 1990 roku, a że każdy z projektów był wydrukowany na papierze w innym kolorze, stąd zyskały potem miano \"uchwał tęczowych\". Jedna z nich była szczegółowym krytycznym odniesieniem do przeszłości, w duchu postulatów KKO, druga - wykładnią harcerskiego systemu wychowawczego, z podkreśleniem roli idei pełnienia służby w harcerstwie, trzecia - deklaracją kształtu Związku w przyszłości. Czwarta proponowała dyskusję nad skróceniem kadencji i wspólnym - wraz z KKO - zwołaniu kolejnego Zjazdu ZHP.
Rada - mimo sporych protestów Naczelnika ZHP - przyjęła te uchwały prawie jednomyślnie. Mieliśmy wtedy poczucie sukcesu i wielkiej satysfakcji i - potem okazało się jak naiwnie - myśleliśmy, że otrzymamy pełne poparcie KKO. Tymczasem odpowiedzią KKO była... "spontaniczna" (w rzeczywistości zainspirowana i sterowana przez członków KKO) okupacja budynku Głównej Kwatery ZHP.
Byliśmy wstrząśnięci i zszokowani. Nie tylko tak antywychowawczym zamieszaniem młodzieży w politykę, nie tylko złamaniem elementarnych zasad braterstwa harcerskiego, ale przede wszystkim przewrotnością ludzi z KKO. Nie wiem, kto wymyślił "okupację" - czy Druh, czy pewnie Druha doradcy, ale wtedy zrozumieliśmy, że tak naprawdę nie o jakieś odrodzenie ZHP Komitetowi chodzi, ale po prostu o przejęcie Związku przez KKO. Brutalnie mówiąc - rzecz nie w ideach, tylko we wpływach i stanowiskach. Gdyby było inaczej Komitet powinien nam pogratulować uchwał, tak bardzo posuwających sprawę odnowy ZHP. Myślę, że Prezydium KKO naprawdę wystraszyło się wtedy, że gotowi jesteśmy odrodzić ZHP, ale b e z n i c h.
Nie będę tu Druhu snuł długiej i przykrej opowieści o dalszych kontaktach Władze ZHP - Komitet, niemiłych rozmowach w Ministerstwie Edukacji, przypomnę tylko, że powołana z tak wielkim trudem wspólna Komisja Zjazdowa działała tak długo, dopóki co poniektórzy liderzy Komitetu nie pojęli, że na wspólnym Zjeździe mogą po prostu normalnie, demokratycznie przegrać. Przegrać nie tyle swój wpływ na ZHP, lecz przegrać swoje przyszłe funkcje, do których się już przymierzali. Wtedy to, korzystając z pretekstu, jakim było zwołanie przez Radę Naczelną Nadzwyczajnego Zjazdu ZHP w Katowicach (w obowiązującym wtedy statucie niezbędnego do skrócenia kadencji), KKO zerwał porozumienie z ZHP. Równocześnie usiłowano poprzez naciski na MEN, Komisje Sejmowe i Senackie i Bóg wie jeszcze kogo, skłonić Rząd do zewnętrznej interwencji w sprawy samorządnego stowarzyszenia, jakim jest ZHP i odwołać jego władze. To wszystko są fakty, fakty przykre ale prawdziwe.
Ja wiem, pada niekiedy argument, że Władze Związku tak mocno przyczepiły się do swoich funkcji, że utożsamiły ich sprawowanie z dobrem ZHP. Nie jest to jednak prawda. Druh, mimo zaproszenia, nie był na bydgoskim Zjeździe ZHP w grudniu 1990 roku. A szkoda. Tam mógłby Druh zobaczyć, jak Naczelnik Krzysztof Grzebyk umiał odejść ze swego stanowiska****. Zrezygnować z klasą.
Namawiając jeszcze delegatów do przyjęcia tradycyjnych zapisów ideowych do statutu. Właśnie - pewnie wbrew swoim przekonaniom - dla dobra Związku.

W ogóle muszę powiedzieć, że z Druhem K. Grzebykiem mieliśmy w tym czasie diametralnie różne poglądy na wiele istotnych kwestii. Poczynając od poglądów politycznych, przez wizję harcerstwa w przyszłości, styl kierowania Związkiem czy wręcz rolę Naczelnika w procesie przemian w harcerstwie. Ale pomimo to, przez ten 1990 rok, Naczelnik K. Grzebyk zyskiwał systematycznie mój szacunek, a Druh - legenda mojej harcerskiej młodości - równie systematycznie go tracił. Ja wiem, że może na nic Druhowi akurat mój szacunek. Ale jeśli nie tylko mój? Proszę sobie przypomnieć opuszczających salę delegatów na XXIX Zjeździe...


Ja wiem, a Druh to wie lepiej ode mnie, że historia się już nie wraca. I tak się stało, że Związek Harcerstwa Polskiego poszukał sobie i znalazł inne niż Druh autorytety. Zaufał im i one zaufały temu Związkowi. Może na to zaufanie do ZHP początku lat dziewięćdziesiątych Druha po prostu nie było stać? I tak to jest, że to nie Druh Władysław Broniewski, a Druh Stefan Mirowski***** przeprowadził zwycięsko odradzający się Związek przez te naprawdę trudne lata. Zyskał sobie przy tym uznanie, szacunek i sympatię, które spowodowały, że praktycznie jednomyślnie XXIX Zjazd w1993 roku oddał ster Związku ponownie w jego ręce. A Druh? Obawiam się, że Druh dla tego Związku pozostanie legendą, ale autorytetem - już nigdy. I jest to owoc nie czyjejś złej woli, czyjegoś spisku czy niewdzięczności ludzkiej. To owoc decyzji, które podjął Druh cztery lata temu angażując się w prace Krajowego Komitetu Odrodzenia ZHP.
I jeszcze jedna rzecz. Jako chrześcijanin dobrze rozumiem, że każdemu wolno pobłądzić. To ludzka rzecz. Ale nie mniej ludzką rzeczą jest się do błędu przyznać. I dlatego z takim napięciem czekałem na Druha wystąpienie na XXIX Zjeździe. Czekałem na te parę słów dowolnie sformułowanych: "z tym Komitetem to pomyliłem się", "nie znałem dobrze sytuacji", a nawet "to nie ja, to ambicje moich współpracowników z KKO". Czekałem też na małe a czarodziejskie słowo: Przepraszam. Nie ja sam czekałem i nie ja sam - nie doczekałem się. I może dlatego w czasie gloryfikującej Krajowy Komitet Odrodzenia ZHP wypowiedzi - sala obrad zaczęła się z wolna wyludniać.


Kraków 1.I.1994 r.


* - w skład tego nieformalnego zespołu wchodzili głównie członkowie ówczesnego Prezydium Rady Naczelnej ZHP

** - z inicjatywy Pawła Raja, członka Prezydium Rady Naczelnej ZHP i Sławomira Sprawskiego, ówczesnego Komendanta Krakowskiej Chorągwi ZHP

*** - zespołem przygotowującym projekty uchwał kierował Paweł Raj, członek Prezydium Rady Naczelnej, Redaktor Naczelny "Harcerza Rzeczypospolitej".

**** - Naczelnikiem ZHP został wtedy wybrany Ryszard Pacławski.

***** - Stefan Mirowski został wybrany Przewodniczącym ZHP w 1990 (na zjeździe bydgoskim), ponownie w 1993, i był nim do swojej śmieci w lipcu 1996.

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

9
19kldh dnia września 29 2008 13:58:43

Jest zasada że o zmarłych pisze się dobrze albo wcale.
Głównie dlatego że zmarli nie mogą się bronić gdy obrzuca się ich błotem.
Autor, publikując ten tekst po smierci druha Orszy, najwyraźniej o tym zapomniał.
Przykre.

2
Wilk Samotnik dnia września 17 2012 14:42:27

Ja to rozumiem, ale jako bezpośredni uczestnik starcia "forum Haera" z "betonem" w Bydgoszczy i wszystkich tych wydarzeń, gdy prawie już odchodziło ze Związku 13 Chorągwi, jak i współautor "tęczowych uchwał" muszę przyznać, że rozumiem też Jarka.

9
19kldh dnia października 19 2012 11:33:22

Ja też rozumiem ale chyba nie tak jak Ty. Może dlatego iż znam kulisy od strony "zaplecza" Grzebyka. Nieważne skąd, ale wystarczy mi to by coraz gorzej oceniać ten tekst.

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.