- Drukuj
- 02 lut 2009
- Szperanie w historii
- 16918 czytań
- 0 komentarzy
Bohater, to nie tyle ktoś, kto nie odczuwa strachu lub ktoś, kto potrafi przełamać swój strach. Bohater to ktoś, kto potrafi iść za swoimi ideałami nawet wtedy, gdy jest to marsz pod prąd i gdy rozsądek podpowiada, żeby postąpić zupełnie inaczej.
Brudna wojna
Druga wojna burska, w której uczestniczył Robert Baden-Powell, była "brudną" wojną. Nie tylko dlatego, że istniała w niej niesamowita wręcz dysproporcja sił, jakiej trudno szukać w historii wojen. Nie dlatego też, że obie strony dopuściły się w niej okrucieństw. Ale również nie dlatego, że wojna wynikła wskutek obrzydliwej prowokacji. Druga wojna burska była wojną brudną przede wszystkim dlatego, że strona silniejsza, będąca w istocie agresorem, zasłoniła swoje prawdziwe intencje ględzeniem o obronie Imperium i ochronie praw mniejszości, a jednocześnie popełniła wobec zaatakowanej ludności cywilnej zbrodnie, które wywołały największy w tamtych czasach skandal humanitarny, a jednocześnie otworzyły drogę zbrodniom nazistów i bolszewików. W drugiej połowie XIX wieku i na początku XX wojna przestawała już być ową "szlachetną grą dżentelmenów", jak usiłowano ją przedstawiać jeszcze w czasach napoleońskich, a stawała się coraz bardziej krwawą, wyczerpującą i totalną. Wojna krymska zakończyła chwałę kawalerii, która do ostatniej barwnej szarży ruszyła pod Bałakławą. Wojna secesyjna pokazała siłę telegrafu, pociągu, dział z gwintowaną lufą, karabinów powtarzalnych i strategii wojny totalnej. W tym samym czasie powstanie styczniowe ujawniło możliwości dobrze zorganizowanej i wyposażonej partyzantki. W 1866 roku pod Sadową armia pruska wygrała wyłącznie dzięki sile ognia karabinów rozstrzeliwując wojsko austriackie, a tuż przed wybuchem drugiej wojny burskiej karabiny maszynowe Maxima seriami pod Omdurmanem zakończyły bunt derwiszów Mahdiego. Uzbrojeni w nowoczesną broń wojownicy indiańscy i murzyńscy wybijali do nogi całe regularne pułki białych, którzy nie pozostawali dłużni masakrując hurtem narody uznane za "dzikusów". Miejsce rycerskości, wyszkolenia, dyscypliny, koleżeństwa i honoru zajmował rytmiczny łomot zamka karabinu maszynowego. Wiek XIX, to także wiek rasizmów i nacjonalizmów rozbuchanych do szczytu absurdu. Skutki stały się odczuwalne dopiero w wieku XX, ale szczytowa faza ich rozwoju przypadła na drugą połowę wieku pary. Skompromitowana w wieku XX polityka apartheidu nie była wymysłem białych mieszkańców południa Afryki, ale od połowy XIX wieku stanowiła oficjalną doktrynę państwową Imperium Brytyjskiego w koloniach. Paradoksalnie, to właśnie dzięki niej przetrwały skolonizowane przez Brytyjczyków kultury, w przeciwieństwie do tych, które uległy inwazji Francji, czy Hiszpanii. Fakt, że od 1801 roku Brytyjczycy ostro zwalczali niewolnictwo. Ale faktem jest też, że w każdym kraju na świecie zniesienie niewolnictwa natychmiast uruchamiało rasizm i segregację. Zresztą, rdzenni mieszkańcy Afryki też nie byli święci. Zulusi stworzyli zmilitaryzowane państwo, w którym plemienne pochodzenie zapewniało nie tylko karierę, ale i przeżycie. Siła zuluskiej armii była poważna. Dość wspomnieć o klęsce wojsk brytyjskich pod Isandlwaną - afrykańskim odpowiednikiem Little Big Horn. Na południu Afryki nie było więc tak, że biali panowie rządzili czarnymi niewolnikami. Na południu Afryki istniały trzy państwa, w tym dwa białe i jedno czarne. We wszystkich trzech część czarnej ludności była wykorzystywana. Państwo zuluskie było przy tym na tyle silne, że wymusiło na Burach zmianę miejsca zamieszkania. Biorąc pod uwagę, że ledwie 20 lat przed wybuchem wojny burskiej siły brytyjskie zmiażdżyły państwo Zulusów podporządkowując ich sobie, powoływanie się przez brytyjską propagandę na obronę praw mniejszości uciskanej przez złych Burów jest conamniej zabawne.
Chwała i hańba brytyjskiej armii
Oficjalnie pierwsi zaatakowali Burowie, ale nie był to pierwszy strzał w tej wojnie. Pierwsze strzały padły cztery lata wcześniej, gdy gubernator brytyjskiej Kolonii Przylądkowej przeprowadził rajd na republiki burskie usiłując wywołać powstanie zamieszkałych tam Brytyjczyków. Poniósł jednak klęskę, a w relacjach między Burami a Brytyjczykami zaczął się czas konfliktu dyplomatycznego, w czasie którego obie strony gromadziły siły i szukały sojuszy. W ramach wzmacniania sił brytyjskich do Mafekingu został skierowany pułkownik Robert Baden-Powell. O tym, że obrona miasta nie była właściwym jego zadaniem świadczy fakt, że B-P był oficerem kawalerii, zwiadowcą i szpiegiem. Tymczasem do obrony bardziej właściwy byłby oficer piechoty. Uderzenie Burów na Mafeking uniemożliwiło w rzeczywistości Baden-Powellowi wykonanie prawdziwego zadania, jakim był rajd na tyły Burów i niedaleki Johanesburg. Oblegając miasto brytyjskie Burowie bronili własnej stolicy. Mafeking nie był zresztą tak ważną twierdzą, jak to się często przedstawia. Znacznie poważniejsze znaczenie miały miasta Kimberley i Ladysmith i o nie stoczyły się największe bitwy. Mafeking stał się jednak symbolem, gdyż walczył najdłużej. Dodatkowo, gdyby po lutym 1900 roku Burom udało się zdobyć miasto, mieliby jeszcze szansę na odwrócenie wyniku wojny poprzez przeprowadzenie rajdu na terytorium brytyjskie, co zmusiłoby brytyjskiego dowódcę generała Horatio Kitchenera do wycofania części wojsk z burskich republik. Dysproporcja sił między Burami i Brytyjczykami była miażdżąca. Pomimo całkiem niezłego uzbrojenia Burowie praktycznie nie posiadali regularnej armii. Walczyło pospolite ruszenie osadników. Mocno niezdyscyplinowane, trudne do dowodzenia, choć posiadające wielkie morale. Z drugiej strony była słabo uzbrojona, fatalnie szkolona, za to zawodowa i zdyscyplinowana armia brytyjska. Wynik walki był więc oczywisty, przed czym zresztą w parlamencie Republiki Transwalu przestrzegał jeszcze przed wojną generał Koos de la Rey, późniejszy dowódca partyzantki burskiej w Transwalu. Burowie chcieli zaskoczyć Brytyjczyków i wykorzystać, że zaangażowani oni byli w innych rejonach Imperium, ale w ramach tego zaskakiwania przez cztery lata prowadzili rozmowy dyplomatyczne, a na koniec przedstawili ultimatum i grzecznie poczekali na odmowną odpowiedź brytyjskiego premiera.
Pomimo pierwszych sukcesów, Burowie ponieśli klęskę w otwartym polu przechodząc do walki partyzanckiej. Starcia trwały przez dwa lata, a stłumione zostały przez Brytyjczyków metodami, na których wzorowali się później najwięksi zbrodniarze XX wieku: paleniem upraw i domostw, zamykaniem cywilów w obozach koncentracyjnych, skierowaniem do walki z partyzantami oddziałów murzyńskich, które zajmowały się głównie rabunkiem. Złapanych partyzantów brytyjskie okręty wywoziły aż do Europy, gdzie byli przetrzymywani między innymi w neutralnej oficjalnie Portugalii. [zdjęcie przedstawia burską dziewczynkę Lizzy van Zil i zostało wykonane w jednym z brytyjskich obozów] Autorem i wykonawcą planu był lord Horatio Kitchener, ten sam, który rozstrzelał mahdystów z karabinów maszynowych. Z drugiej strony to Kitchenerowi Burowie zawdzięczają późniejszą autonomię i zachowanie tożsamości, gdyż sprzeciwił się on planowi ich anglicyzacji.
O serca i umysły
Jednym z wykonawców planu Kitchenera miał być Robert Baden-Powell świeżo uwolniony z oblężonego Mafekingu. Polecono mu zorganizować siły policyjne, które zajęłyby się pacyfikacją opanowanego terytorium. Wojsko Kitchenera miało tłumić otwarty opór oddziałów burskich, podczas gdy 8,5 tysięczna formacja Baden-Powella nazywana South African Constabulary (SAC) miała utrzymać spokój na już opanowanym terenie. Sytuacja B-P była nie do pozazdroszczenia. Jego oddziały miały posuwać się w ślad za regularną armią wchodząc na terytorium zniszczone wojną i pacyfikacją, którego mieszkańcy odnosili się do brytyjskiego wojska co najmniej z niechęcią. Sytuację pogarszały działania Kitchenera, który kazał pozamykać zarówno Burów, jak i część rdzennych Afrykańczyków w obozach koncentracyjnych. Jednak mimo przejrzenia oficjalnych dostępnych w Internecie archiwów kanadyjskich, południowo-afrykańskich i brytyjskich najczęściej należących do tamtejszych muzeów wojska, nie znalazłem żadnych śladów udziału Baden Powella i jego SAC w działaniach pacyfikacyjnych Kitchenera i zsyłaniu Burów do obozów.
Baden-Powell podszedł do zadania po swojemu, czyli oryginalnie. Po pierwsze oparł się na żołnierzach z Kanady. Znakomitych jeźdźcach jednocześnie zdyscyplinowanych i pełnych inicjatywy, a dodatkowo mieszkańcach kolonii brytyjskiej nie mających tego typowego dla Anglików przekonania o własnej wyższości nad całym światem. Po drugie, umundurował swoich żołnierzy w sposób zbliżony do ubioru burskiego, co nie tylko chroniło jego oddziały przed zasadzkami i ostrzałem z dystansu, ale także zjednywało sympatię ludności. Wreszcie zadania typowo pacyfikacyjne, czyli ściganie i likwidację jednostek partyzanckich, poszerzył o działania policyjne oraz odbudowę zniszczonego kraju. Podczas gdy Kitchener palił domostwa Burów, Baden-Powell je odbudowywał. Nie bez znaczenia był też fakt, że obecność posterunków SAC chroniła teren przed interwencją regularnej armii brytyjskiej. Taka strategia, wzmocniona angażowaniem do SAC w późniejszym czasie także Burów, którzy wycofali się z partyzantki zaowocowała dość szybkim spadkiem aktywności oddziałów burskich. Partyzantka utrzymuje wysokie morale tak długo, jak długo czuje motywację do działania. Widok spalonego domu i świadomość, że rodzina zamknięta jest w obozie koncentracyjnym mobilizuje do oporu. Jednak widok odbudowanego domu i rodziny trudzącej się przy gospodarstwie daje efekt przeciwny. W dodatku SAC wzięła w obronę tych Burów, którzy zrezygnowali z walki, a którym ich dowódcy grozili śmiercią za dezercję. Likwidacja obozów koncentracyjnych w maju 1902 roku, po interwencji brytyjskiej lady Emily Hobhouse, ostatecznie zakończyła działania partyzanckie, choć nie wygasiła oporu, który trwał jeszcze do I wojny światowej. Legendarny dowódca partyzantki burskiej w Transwalu, Koos de la Rey zginął w przypadkowej strzelaninie z policyjnym posterunkiem po tym, jak spacyfikował przygotowania do kolejnego powstania Burów.
Jasna strona czarnej karty
Baden-Powell mógł pójść tą samą drogą, jaką wkrótce poszli bolszewicy i hitlerowcy i pacyfikować Afrykę Południową ogniem i mieczem. Nikt z brytyjskiego dowództwa nie potępiłby go za to, bo dowództwo oczekiwało wyników, nie troszcząc się o metody. Poszedł jednak inną drogą. Ryzykowną, trudną, ale - jak się okazało - znacznie skuteczniejszą. Zgoda, "za plecami" miał stalową machinę wojenną Kitchenera. Burowie dość szybko zrozumieli, że albo dogadają się z łagodnym Baden-Powellem i jego SAC, albo będą mieli na karku Kitchenera i "khakis" (burskie określenie żołnierzy brytyjskich). Obaj generałowie ustawili się w rolach dobrego i złego policjanta, gdzie Baden-Powellowi przypadła rola tego dobrego. Ale wybór tej drogi, wybór roli i wybór strategii był wyłączną decyzją Baden-Powella zgodną z jego zasadą, że "gdy ludzie przestają rozmawiać, zaczynają do siebie strzelać". Baden-Powell stworzył i zastosował w istocie zupełnie nową, wręcz nowatorską strategię pacyfikacyjną opartą na założeniu, że skoro partyzantów nie można pokonać, to należy się z nimi zaprzyjaźnić. We współczesnej sztuce wojennej nosi ona nazwę "walki o serca i umysły" i była wielokrotnie skutecznie stosowana przez armię brytyjską między innymi na Malajach w latach 50. XX wieku, a ostatnio w Iraku. W Iraku zastosował ją też amerykański generał David Petraeus, uspokajając szybko najbardziej zbuntowane prowincje. Mimo, że był dowódcą strony przeciwnej, strony popełniającej zbrodnie wojenne, Baden-Powell nie zasłużył sobie na potępienie ze strony Burów. Ze strony mieszkańców Afryki Południowej nie znalazłem żadnych słów krytycznych pod adresem BP, a kanadyjskie War Museum z dumą pisze na swojej stronie o udziale Kanadyjczyków w South African Constabulary. Jak skuteczna była nowa formacja pokazuje fakt, że działała ona jeszcze przez cztery lata po odwołaniu B-P do Anglii. Baden-Powell nie pasował do tej wojny. Był klasycznym dżentelmenem, rycerzem walczącym za Boga, królową i Ojczyznę. W swoich działaniach kierował się starym rycerskim kodeksem, każącym podać rękę pokonanemu i nie kopać leżącego. Przeciwnie do Kitchenera, który wychodził z założenia, że najważniejsza jest skuteczność, Baden-Powell uważał, że najważniejsze są zasady. W pewnym sensie był skamieliną odchodzącej już wówczas epoki, którą ostatecznie zmiotły serie z kulomiotów i gazy bojowe pierwszej wojny światowej. Paradoksalnie, to właśnie ten "przestarzały" B-P był twórcą najnowocześniejszych rozwiązań szkoleniowych i taktycznych oraz strategicznych, stosowanych do dziś. Stworzony przez niego system szkolenia oparty na kolejnych szczeblach małych grup, noszący dziś fachową nazwę systemu kaskadowego, stosowany jest nie tylko w skautingu, ale i w wojsku, i w firmach cywilnych. Opracowane przez Baden-Powella metody szkolenia i działania zwiadowców są do dziś stosowane w jednostkach specjalnych i legły u podstaw systemu szkolenia komandosów i spadochroniarzy. Zresztą, nazwa "komandos" pochodzi od członka oddziału partyzanckiego Burów (komando). O taktyce "walki o serca i umysły" już pisałem. Chwałą Baden-Powella nie jest to, że walczył w słusznej wojnie. Przeciwnie, chwałą Baden-Powella jest to, że walcząc w wojnie brudnej, złej, niesprawiedliwej, potrafił zachować się tak, że zyskał przyjaźń wrogów. Jego sukcesem jest to, że dzięki oparciu się na wartościach chrześcijańskich i przywiązaniu do tradycyjnych, konserwatywnych zasad potrafił zapisać jasną stronę jednej z najczarniejszych kart brytyjskiej historii. Heroizm polega bowiem na tym, by pozostać wiernym sobie wbrew "konieczności dziejowej" i wbrew naciskowi otoczenia. By iść swoją drogą, pomimo że większość idzie w kierunku przeciwnym.
Warto przeczytać: F. Bernaś, Na wzgórzach Transwalu, Warszawa, 1986 phm.
Maciej Pietraszczyk
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 1/2009
Social Sharing: |