- Drukuj
- 27 paź 2016
- Ruch skautowy na świecie
- 2175 czytań
- 0 komentarzy
Mędrcy powiadają, że Pierwsza Wojna zaczęła się, zanim Arda została ostatecznie ukształtowana, gdy nic na niej jeszcze nie rosło ani nie żyło, i że przez długi czas Melkor miał przewagę. Lecz w pewnym momencie przybył na pomoc Valarom duch potężny i srogi, który w dalekim niebie usłyszał, że w Małym Królestwie toczy się bitwa. Cała Arda rozbrzmiewała echem jego śmiechu, gdy zstąpił Tulkas Mocny, którego gniew niby potężny wicher rozprasza chmury i przepędza ciemności. Melkor uciekł przed tym gniewem i przed śmiechem Tulkasa, opuścił Ardę i pokój zapanował na długie wieki. Tulkas pozostał, przyłączył się do Valarów Królestwa Ardy. Lecz Melkor przyczajony w ciemnościach zewnętrznych pałał odtąd przez wieki szczególną nienawiscią do Tulkasa
…….
Siłą i męstwem przewyższa wszystkich Tulkas, przezwany Astaldem, to znaczy Walecznym. Ostatni przybył na Ardę, żeby wesprzeć Valarów w pierwszej bitwie z Melkorem. Lubuje się w zapasach i próbach sił; nie używa żadnego wierzchowca, bo w biegu prześciga każde dwunożne czy czworonożne stworzenie i jest niestrudzony. Włosy i brodę ma złociste, a cerę rumianą. Jego orężem są ręce. Nie troszczy się ani o przeszłość, ani o przyszłość, jako doradca nie na wiele może się przydać, lecz w przyjaźni jest niezawodny.
J.R.R. Tolkien „Silmarillion”
Oto Zło, uosobione w postaci Melkora, nazwanego później Morgothem. Zło, które potrafi zakłócić plan Boga-Iluvatara i któremu nie mogą podołać połączone siły Potęg Ardy. To Zło, bezgraniczna Pustka i nieprzenikniony Mrok… panicznie ucieka nawet nie podejmując walki. Ucieka nie przed siłą, choć imię Tulkas oznacza Mocny[i], ale przed… śmiechem! Owszem, ten śmiech jest sygnałem, że nadchodzi Mocny, ale przecież w sensie fizycznym Tulkas w pojedynkę nie jest silniejszy, niż Manwe, Aule, Ulmo i wszyscy pozostali Valarowie razem wzięci. Mimo to właśnie walki z nim Melkor najbardziej się boi. Tak bardzo, że nawet do niej nie staje. Czemu?
Wiele wieków później czterej wędrowcy, z których jeden niesie Wielkie Brzemię, a zarazem Wielkie Zło, trafia do samotnej chaty, w której ze swą żoną mieszka dziwny jegomość w wysokich żółtych butach i kapeluszu z piórkiem. Jest niefrasobliwy, radosny, wciąż śpiewa i bardzo kocha swoją żonę. Nie, nie jest słaby, a gdy trzeba, potrafi wychłostać Starą Wierzbę, żeby puściła swoje ofiary i pogonić upiory kurhanów, które czyhały na wędrowców.
Pod wieloma względami Tom Bombadil (bo o nim mowa) przypomina Tulkasa. Jest tak samo silny, witalny, radosny i… niefrasobliwy. I tak samo, jak on impregnowany na zło. Dla Toma Jedyny Pierścień jest błyskotką i niczym więcej. Jest jedyną w Śródziemiu istotą, obok Sama Gamgee i Faramira, która mocy Pierścienia nie ulega. Czy mógł to być Tulkas, który osiadł na Ardzie w takiej postaci? Tokien na to pytanie nie odpowiada, bo – jak sam wyjaśnił – co to za mit, w którym nie ma tajemnic?
W świecie Tolkiena obok tych dwóch (a może jednej?) odpornych na zło istot jest cała rasa, którą do zła nakłonić bardzo trudno. Quendi, czyli Mówiący, jak sami siebie nazywali. Czyli Elfy. Pod wpływem filmów Jacksona chcemy ich widzieć jako poważnych, wyniosłych, przejętych troską o Śródziemie. Ale w wizji Tolkiena są przeciwieństwem takiego obrazu. Owszem, część z nich, z plemienia Noldorów, jest poważna i zatroskana. Ale takimi zrobiły ich przeżycia, zapoczątkowane napaścią Melkora-Morgotha na dom ich władców, Finwego i Feanora. Wobec zdradzieckiego zamordowania starego króla gniew zatruł Noldorom serca i zaćmił umysły, prowadząc do kolejnych tragedii. Ten gniew popchnął plemię, a szczególnie jego wodzów w mrok i sprawił, że zaczęli ulegać złu. Pozostałe plemiona Eldarów i Sindarów były jednak na zło dość odporne. Ulegały mu jedynie Mroczne Elfy, Moriquendi, które pod wpływem lenistwa i gnuśności nie podjęły trudu wędrówki do Krainy Nieśmiertelnej. One pierwsze padały ofiarą Morgotha, który stopniowo, zadając im perwersyjny ból, przekształcił je w plugawych orków.
Jednak większość Elfów jest wręcz niefrasobliwa. Owszem, pilnie strzegą granic swoich królestw, ale wewnątrz nich są radośni i bezpretensjonalni. Imprezują na leśnych polanach, śpiewając radosne piosenki, tańczą wśród kwiatów na polanie i nawet nie wystawiają wart. Owszem, kiedy ktoś chce ich podejść, potrafią szybko i skutecznie zniknąć i się ukryć, ale w zasadzie jest to wszystko. Cechuje ich spontaniczność, radość życia, pozytywne podejście. I to w istocie chroni ich przed mocami zła do tego stopnia, że mogą żyć w środku skażonej Złem Mrocznej Puszczy. Dopóki nie dadzą do siebie przystępu złym myślom, które pociągną ich w stronę Mroku. Ci zaś z Elfów, którzy pozostali w Strzeżonym Królestwie, Amanie, w ogóle nie wiedzą, co to troski.
Przybycie Earendila do Tirionu autorstwa Teda Nasmitha. |
Jeśli spojrzymy na świat Ardy w pierwszej i drugiej erze, można zauważyć wyraźny podział. Idąc od wschodu mamy krainy Mroku, nad którymi panuje stolica Zła: najpierw Angband, a potem Mordor. Dalej Śródziemie, będące strefą cienia z wyspami światła, wreszcie Aman, czyli Kraina Nieśmiertelna, po upadku Numenoru przeniesiona poza granice widzialnego światła, gdzie mieszkają Eldarowie oraz Ainurowie, czyli na nasze pojęcia anioły i archanioły, duchy opiekuńcze. O ile strefa Mroku, to obszar permanentnego cierpienia, trosk i bólu, niszczącego moralność i wolę, o tyle Aman, to świat radości i ciągłego świętowania, pozbawiony zgryzot i zmartwień. Mieszkańcy Amanu są wręcz niefrasobliwi, nie licząc Nienny i Feanora. Świętują zupełnie nie troszcząc się o swoje bezpieczeństwo, co dwukrotnie umożliwia Melkorowi nagłą napaść na ich królestwo. Mimo to, po wiekach, gdy wiedziony mocą silmarilla Earendil dopływa do Valinoru, Strzeżone Królestwo nadal w dniu święta jest pozbawione ochrony.
Nieodpowiedzialność? Z naszej, mieszkańców Śródziemia, perspektywy tak. Ale właśnie z tego powodu Melkor nie jest w stanie podbić Amanu. Może wejść i dokonać sabotażu, ale nie może go podbić. Jest na to zbyt słaby.
Podobnie przyboczny i następca Melkora, Sauron, nie miał dostępu do mieszkańców Numenoru dopóki żyli oni nie troszcząc się o sprawy, wykraczające poza zwykłe, spokojne życie. Dopiero strach przed śmiercią i pragnienie nieśmiertelności pchnęły Numenoryjczyków w objęcia Saurona i ku katastrofie.
Wreszcie mamy trzecią rasę, do której zło ma słaby przystęp, Hobbitów. I znów są to istoty radosne, niefrasobliwe, których największym zmartwieniem jest, co zjeść na podwieczorek, a co na podkurek. Wobec Zła są jak dzieci, niezdolne, jak Pippin przewidzieć skutków swoich działań, ani – jak całe Bag End wobec Sarumana – przeciwstawić się przemocy. Ale mimo to właśnie oni, z wyjątkiem ogarniętej zawiścią i zachłannością Lobelii Sackville-Baggins i jej rodziny, mimo formalnego, fizycznego panowania zła nad nimi, są w duszy nadal na zło odporni. Okrutna okupacja Sharkeya-Sarumana i jego zbirów nie zmieniła charakteru Hobbitów.
W świecie Śródziemia spontaniczna, z głębi serca radość jest prawdziwą siłą. Objawem siły, jak u Tulkasa i Toma Bombadila, ale i samą czystą siłą, jak u Hobbitów, którzy przecież fizycznie należą do najsłabszych ras Ardy.
Takie wezwanie do radości i odrzucenia trosk przewija się też przez całą Biblię. Od samego początku, gdy życie ludzi w Edenie było pozbawione zmartwień aż po eschatologiczną obietnicę, że „radość wasza będzie zupełna”. Naszym przeznaczeniem jest beztroska radość.
W chrześcijańskim języku wszystko, co związane z Boskim porządkiem określane jest przez synonimy radości: „Wesołych Świąt”, „Radosnego Alleluja”, „Wszelkich błogosławieństw” (słowo „błogo” jest tu kluczem, cóż radośniejszego nad stan błogości).
Mieszkańcowi północnych puszcz chrystogram Chi-Rho mógł kojarzyć się |
Owszem, wyniesiona z czasów przedchrześcijańskich ponurość (kto nie wierzy, niech poczyta germańskie sagi, a już folklor słowiański to fatalizm nad fatalizmy), a potem wpływy manicheizmu, nałożyły na treść chrześcijańskiego życia mroczny charakter, co swój skrajny wyraz znalazło w purytanizmie i jego odpryskach, ale zasadnicze Zwiastowanie, które 1000 lat temu urzekło i uwiodło kolejnych mieszkańców Mirkvidu (Mrocznej Puszczy, jak w sagach określano las oddzielający germańsko-bałtycko-słowiańskie Barbaricum od ziem Scytów, Sarmatów, a przede wszystkim Hunów) miało charakter absolutnie radosny, obiecujący uwolnienie od trosk i zmartwień. Ta radość, a nie żaden lęk, skusiła Gotów, będących wówczas u szczytu potęgi, by dać posłuch biskupowi Wulfii. Ta beztroska trafiała do mentalności ludzi, którzy żyjąc z dala od cywilizacji, martwili się co najwyżej o to, co na obiad. [ii][iii] Ta sama radość, przeciwstawiona ponuremu światu zagrażających wszędzie demonów, uwiodła także później Słowian.[iv]
Nie ma głoszenia Ewangelii, nie ma mowy o chrześcijańskim spojrzeniu na Boga, bez mówienia o Nadziei, Radości, bez pokonania strachu. I przeciwnie, pierwszym, co podważa chrześcijańską wiarę jest właśnie troska i lęk, jako uczucia będące symptomami braku Zaufania.
Tak samo bez Radości nie ma skauta. Nie ma harcerza. Radość, taka elfio-hobbicka, trochę na progu niefrasobliwości, jest warunkiem nie tylko wzrastania w skautingu, ale wręcz bycia skautem. Człowiek skwaszony w harcerstwie nie ma czego szukać.
I nie chodzi tu o wyszydzanie, o wyśmiewanie i poniżanie śmiechem. Taka postawa, będąca skutkiem negatywnej samooceny i mająca na celu poprawienie własnego samopoczucia cudzym kosztem, jest charaktersytyczna dla Zła, a nie dla Dobra.
Wezwanie do spontanicznej radości, pogody ducha, pojawia się u Baden-Powella tyle razy, że wprost nie sposób mówić o skautingu bez mówienia o radości. [v] Słowa „radość” i „śmiech” Naczelny Skaut odmienia przez przypadki tyle razy, że naprawdę trudno zliczyć. Cała idea skautingu, to nic innego, niż szukanie okazji do radości. Nie takiej próżnej, wynikającej z bezmyślności, ale twórczej, której źródłem jest niesienie szczęścia innym.
Harcerz jest jak Hobbit – zapobiegliwy, umiejący zapewnić sobie pewien komfort życia, ale nie troszczący się o sprawy, na które nie ma wpływu, choć gdy trzeba, umiejący przeciwstawić się nawet największym potęgom.
Harcerz ma być jak Elf – żyjący w zgodzie z przyrodą, czerpiący z niej siłę do życia i radość, umiejący cieszyć się słońcem i deszczem, śpiewem w miłym towarzystwie i zwykłą przyjaźnią.
Harcerz ma być jak dobry Numenorejczyk – zgłębiający tajemnice świata i ekplorujący najdalsze szlaki morskie, ale nie zatruwający swoich myśli perspektywą końca, ani nie szukający za wszelką cenę „eliksiru nieśmiertelności”.
Harcerz ma być jak Tulkas, przeciwstawiający się złu radością i siłą witalną, a nie szałem i agresją.
Bo zło przed szczerym śmiechem ucieknie.
phm Maciej Pietraszczyk
[i] Imię Tulkasa w języku tolkienowskich Elfów, Quennyi wywodzić można od „tulunka” (mocny, pewny) i prawdopodobnie wywodzi się z gockiego, w którym „tulgus” oznaczało właśnie „mocny”.
[ii] W czasach rzymskiego optimum klimatycznego mieszkańcy Barbaricum, według opisu Tacyta, w ogóle nie troszczyli się o gospodarkę, a pracę fizyczną uważali za niegodną. Podobnie wcześniej Herodot opisywał mieszkańców Hypeborei, mających mieszkać za Górami Boreańskimi, z którymi identyfikowane są Sudety, jako żyjących szczęśliwie, choć (z jego optyki) ubogo.
[iii] Paradoks ponurości sag w zderzeniu z niefrasobliwym trybem życia daje się łatwo wyjaśnić tym, że sagi dotyczą na ogół okresu wojen z Hunami, których skutkiem była prawie całkowita anihilacja Germanów Wschodnich.
[iv] Można zaryzykować twierdzenie, że podobnie mieszkańcy Galii poszli za chrześcijaństwem w chwili, gdy uwolnili się od strachu, że niebo runie im na głowy.
[v] Swoją drogą, nigdy nic mnie tak nie irytowało na harcerskich ogniskach, jak repertuar piosenek jęczliwo-płaczliwych. Ile naprawdę mamy piosenek radosnych? Jeśli już, to z lat przedwojennych, zanim „cień Isengardu i Mordoru” nie zatruł naszej „Zielonej Puszczy”. Potem mógł być już tylko patos budownictwa socjalizmu („Z fabryk na pola, ze wsi do miast…”), martyrologia („Ta pieeeeeśń o harcerzu jeeeeest…”) lub ewentualnie piosenka biesiadna („Whisky, moja żono…”, „Czerwone łuny na niebie uuuuuu”). Takich utworów, jak przedwojenny „Wesoły skaut”, „Jak dobrze nam”, czy „Bracia skauci” ze świecą szukać).
Social Sharing: |