- Drukuj
- 11 kwi 2022
- O Ruchu Harcerskim
- 1689 czytań
- 0 komentarzy
hm. Dariusz Zajączkowski
Granica pozostanie z Tobą na zawsze
To nie jest sprint, może to będzie maraton, nie jesteśmy gotowi ani na jedno, ani na drugie. Jednak sztafetą dobiegniemy wspólnie dalej do celu. [zasłyszane]
Preludium – piu mosso[1] - pierwsza rysa
Jak zacząć opowieść o służbie w #zastępGRANICA? Chyba powinienem się cofnąć do poranka 24 lutego, kiedy wstawiając na gaz kawiarkę przed pracą usłyszałem, że Rosjanie zaatakowali Ukrainę. Pamiętam, że tego dnia nie zjadłem śniadania i totalnie nie mogłem się skupić na pracy. Wtedy też przypadkiem trafiłem na ogłoszenie, że 2 młodych Ukraińców jedzie na wojnę i przyda im się jakiś wojskowy szpej, ciepła bielizna, śpiwór... Przejrzałem w głowie listę swoich rzeczy z wojskowej przygody i wiedziałem, że nie zostawię ich bez niczego. W wyznaczonym miejscu wieczorem okazało się, że zielonogórzanie dostarczyli sprzętu na kilka plutonów “dobrowolców”[2], a autorka posta[3] była oszołomiona skalą pomocy: umundurowanie wszystkich armii NATO, kamizelki, hełmy, buty, racje żywnościowe, a także śpiwory, karimaty, leki - rosły góry darów. Szybko znaleziono duże ciężarówki, zaczęło się sortowanie i wyposażanie kolejnych ochotników. Tłum młodych chłopaków palących papierosa za papierosem przed biurem Związku Ukraińców w Zielonej Górze, przestępujących z nogi na nogę czekających na kolegów, na wyposażenie, słuchających wiadomości. Tu pojawiło się zadanie do wykonania, bo chłopakom wydano (w dobrej wierze) pierwsze z brzegu (letnie!!) śpiwory, a oni sami nie bardzo wiedzieli czego potrzebują. Wyciągam z auta wożone w nim stale multitoole, taśmę izolacyjną, noże... Pokazuję, gdzie włożyć wkładki izolacyjne, wymieniam śpiwory i karimaty, pokazuję, jak naostrzyć nóż. Mój zardzewiały rosyjski pomaga, choć mam pewien kłopot z jego używaniem. W końcu to język wroga moich nowych znajomych. Wtedy pierwszy raz słyszę “duże diakuju” Wtedy też dociera do mnie, że oni jadą na prawdziwą wojnę. Nie na poligon, nie strzelanki ASG. Że mimo, iż zapraszają mnie na piwo (nie, ja dalej nie piję!) po powrocie do miasta dochodzi do mnie, że część z nich być może już nigdy nie wróci. Trzymam za nich kciuki i wspominam czasem w rozmowach z Wielkim Gazdą.
Moderato[4] - rysa druga
Kolejne dni to poszukiwania wyposażenia wojskowego wśród znajomych, krótkie wizyty w Związku Ukraińców. Jednocześnie zasypany bodźcami z medialnych wiadomości, szukam “zapomnienia” w ciężkiej, fizycznej pracy na sortowniach darów. Choć nie powinienem, o czym przypomina mi z wyrzutem mój kręgosłup. Pojawiają się pierwsze objawy stresu. Nie mogę spać, budzę się co kilka godzin...
Andante[5] - rysa trzecia
Gdzieś w tle “budzi się”[6] ZHP jako organizacja. Harcerze są tam, gdzie powinni być, zanim ktokolwiek pomyślał o jakiejkolwiek pomocy systemowej. Czy to w sztabie w Głównej Kwaterze, czy w rządzie... Nie od dzisiaj wiadomo, że ruch jest bardziej elastyczny. Okruchy informacji spadające do mnie nieoficjalnie z centrali nie są optymistyczne. Tradycyjne zethapowskie piekiełko z interesami i interesikami decydentów. Dodatkowo szef zespołu, a jednocześnie kandydat na Naczelnika ZHP w majowych wyborach, starający się zadowolić wszystkich. To średnia recepta na sukces.
Adagio[7] – rysa czwarta
Wpadłem w wir przygotowań sztabowych w #zastępGRANICA[8]. O Zastępie napisano już sporo, przypomnę tylko, że to projekt specjalnościowy skierowany do wędrowników, starszyzny i instruktorów ZHP, mający na celu wsparcie hufców działających na granicy z Ukrainą i przygotowujący do takiej samej służby w dużych aglomeracjach miejskich, które będą obiążone masowym ruchem migracyjnym. Główne miejsca działań to Przemyśl i Medyka.
Już nie pamiętam czy “Sopel”[9] bardziej wymyślił sobie mnie jako dowódcę VIII zmiany, czy ja wymyśliłem to sam... Tak czy inaczej trafiłem w wir intensywnych przygotowań kolejnych zmian. Odprawy, budowanie zasad projektu, rekrutacja, rozmowy z zastępowymi zmiany, pytania od uczestników. Powoli, wytrwale budowała się wizja, która była o tyle trudna do wykucia, że każdy dzień na granicy borykał się z innymi problemami, każda zmiana była inna. Zaskakująco, to chyba był najłatwiejszy czas od 24 lutego. Ciągle jeszcze lubię organizacyjne wyzwania.
Allegretto[10] – rysa piąta
23 marca dotarłem do Przemyśla. Z każdym kilometrem bliżej wzrastał poziom emocji. Obawy, czy podołam zadaniu, czy nie wydarzy się coś nieoczekiwanego, czy wszyscy uczestnicy zdrowo ukończą zmianę. Na zmianę udało się zrekrutować fantastycznych instruktorów i harcerzy. Kadrę “ósemki” stanowili: Piotr, mój zastępca, Magda i Sławek - zastępowi zmian na Tesco oraz Rafał i Arek - zastępowi zmian na granicy. Wszyscy oni pracowali z niesamowicie zaangażowanymi harcerkami i harcerzami z całej Polski.
Odprawa i nowy podział na zastępy, bo okazało się, że w dniu przyjazdu niemal 10% zgłoszonych zachorowało. Pandemia czy efekt nie do końca przemyślanego zgłoszenia się? Warto zadać sobie to pytanie. Odpowiedzialność za własne decyzje jest ważnym elementem dorosłego życia. Po odprawie wizyta z zastępowymi w miejscach służby. Jako że nie można napisać listy zadań przed przyjazdem, była to konieczna wyprawa, bo pomogła w łagodnym przejęciu służby od VII zmiany.
Wszelkie wcześniejsze przygotowania wzięły w łeb już wieczorem. Okazało się, że brakuje ludzi do obsługi naszych gości na dworcu w Przemyślu. Plan, by nocna zmiana na granicy wypoczęła przed służbą następnego dnia spalił na panewce. Dumny jestem z zastępowego Arka (i jego zastępu), który na podjęcie decyzji potrzebował ułamka sekund. Prosto z podróży, często z odległych miejsc, trafili pomagać naszym gościom. Jak niełatwa była to służba - wspominali podczas końcowego kręgu. Wydawałoby się, że podawanie jedzenia, wskazywanie drogi do pociągów, odpowiadanie na pytania nie niesie za sobą jakiś większych emocji. W indywidualnych rozmowach z członkami zastępu “nocna granica” wybrzmiało, że właśnie ta pierwsza służba wywarła największe wrażenie.
“Zmiana decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia” - ta maksyma przyświecała służbie zastępów w obiekcie po dawnym Tesco. Każdy dzień inny, każda godzina potrafiła zmienić starannie zaplanowane zadania. Jednocześnie było to miejsce, które mocno obciążało psychikę: tłumy ludzi, ogromna hala zatłoczona łóżkami, biegające dzieci, domowe zwierzęta, specyficzny zapach. Różnorodność zadań: rejestracja gości i kierowców, pilnowanie na bramkach by nikt niepowołany nie dostał się do wnętrza, szukanie dalszego transportu, prace porządkowe i informacja. Nie, nikt w Tesco nie narzekał na brak zajęć.
Pierwsza służba w Tesco i pierwsza “strata”. Zbyt duże obciążenie psychiczne powoduje, że muszę przesunąć jedną z osób do zadań poza obiektem.
Kolejną powoduje decyzja władz wojewódzkich dotycząca nagłej dezynfekcji obiektu. Sama dezynfekcja jest konieczna, przy tak wielkiej liczbie osób i ich rotacji, jednak sposób jej zorganizowania jest dramatyczny. Dla naszych gości i dla naszych harcerzy. Dlaczego? Najpierw, bez wcześniejszych zapowiedzi, zarządzono ewakuację obiektu. Z powodu zbyt małej ilości tłumaczy, część z wypraszanych z Tesco osób myślała, że są deportowani, część nie widziała czy będzie mogła wrócić, czy co ze sobą zabrać. Nawet my tego nie wiedzieliśmy. Na hali pozostały paszporty, ważne dokumenty, pamiątki, pieniądze w trakcie sprzątania rozrzucanie byle gdzie. Spowodowało to naszą wielką niechęć i niesmak. Akcja rozpoczęta późno, około godziny 16-17 nie miała szans, z powodu użytych środków chemicznych, zakończyć się wcześniej niż o 22. Tak też się stało. Dzień był wyjątkowo ciepły jak na marzec, ale chwilę po zachodzie słońca temperatura mocno opadła. Ludzie zaczynali marznąć, bo wyszli bez ciepłych ubrań. Nasi harcerze od razu ruszyli z gorącą herbatą, jednak i oni znaleźli się w pułapce, bo nie pozwolono im wrócić po kurtki. Dezorganizacja połączona z brakiem empatii... Tylko dzięki ogromnemu doświadczeniu zastępowej Magdy udaje się załagodzić narastającą frustrację. Nocny, wspólny spacer zastępu po Przemyślu zintegrował jeszcze mocniej druhny i druhów z “dzielnego Tesco”. Dziękuję Wam za tę siłę!
Kolejne problemy spowodowane są warunkami na obiekcie. Od pierwszego dnia uczulam z kadrą, że Tesco jest tym miejscem, gdzie używanie żelu antybakteryjnego musi być normą. Ludzki tygiel, stłoczony w jednym miejscu, tylko z podstawowymi wygodami sanitarnymi, zbyt małymi w stosunku do ilości, musiał tworzyć specyficzne środowisko. Niestety nie każdy wziął sobie do serca ostrzeżenia. Stąd problemy zdrowotne u kilku osób.
Służba na granicy w Medyce była zupełnie inna, bardziej przewidywalna. Dwa punkty z wydawaniem darów, jeden magazynowy. Pierwsza linia, kilkadziesiąt metrów za granicą Polski. Tu trafiają nasi goście zaraz po jej przekroczeniu. Po kilkunastogodzinnym staniu w kolejce do odprawy, po marszu (jeździe) z najdalszych zakątków Ukrainy. Spod bomb, zagrożenia życia. W oczach jeszcze strach, ale i ulga, niedowierzanie, Wokół prawdziwy, międzynarodowy tygiel: Kanadyjczycy, Sikhowie, Francuzi, Brytyjczycy, Izraelczycy, Włosi, Białorusini, Australijczycy. Najprostsze dania: pizza, falafel, pierogi, ryż z warzywami. Przecież najważniejsze, że są ciepłe i że można nabrać energii przed dalszą drogą. Kawa, herbata, woda. Wśród tego wszystkiego nasza ekipa. Zawsze pomocna, z dobrym słowem, gotowa wysłuchać, wesprzeć. To przy naszej kawiarence najczęściej można było spotkać żołnierzy, strażaków, policjantów czy ratowników medycznych. Podobno do naszej kawy dodawaliśmy ułamki serca i uśmiech. Dziękuję zastępom granicznym za poświęcenie i energię!
Dni służby mijają błyskawicznie. Dowożenie zastępów na miejsca służby, transport darów z magazynów wydaje się prozaicznym zajęciem, ale nie od dziś wiadomo, że “logistyka nie jest wszystkim, ale wszystko bez logistyki jest niczym”. Okazuje się, że nie wszyscy pamiętali o tych co na służbie. Wysunięte posterunki Straży Granicznej czy Policji otrzymywały wsparcie tylko od nas. Zawsze znaleźliśmy czas by zatrzymać się przy nich i zapytać czy nie potrzebują czegokolwiek. Kubek kawy, kanapka, baton – i kolejne uśmiechy.
Dzień ostatni. Błyskawiczne przekazanie służby IX zmianie i kilkanaście minut po południu stoimy w kręgu na przyszkolnym trawniku. Podziękowania dla kadry, dla członków zmiany. I najmocniejsza rzecz - runda z rzuconym przeze mnie pytaniem: Z czym jechałeś na granicę? Z czym wyjeżdżasz? Co zmieniła ta służba w tobie i jakie wywarła wrażenie? Po twarzach widać, jak trudne to pytania, wcześniejsze uśmiechy nikną pod maską skupienia i powagi. Padają piękne, dojrzałe wypowiedzi. Część osób rezygnuje z wypowiedzi, kilku osobom drży głos, są emocje, są łzy. Po kręgu kilka osób spieszy się na pociąg, a reszta... nie kwapi się z opuszczaniem Przemyśla. Tak jak po dobrych kursach.
Ja mam przed sobą jeszcze drogę do Krakowa. Nie spieszę się. Raz, że wiozę busem ludzi ze zmiany, dwa, że zaczynam układać sobie w głowie minione dni, trzy, że pociąg do domu mam chwile po 22. Na dworcu w Krakowie, przy punkcie charytatywnym prowadzonym przez Chorągiew Krakowską, spotykam członków Głównej Kwatery (Elę, Joannę i Jarka) wraz z przedstawicielami WOSM. Przedstawiony jako dowódca zmiany, wdaję się z nimi w rozmowę o zakończonej chwilę temu służbie i z przesłaniem, że powinni trafić też na granicę. Moja opowieść o grupie kilkunastu 11-12 letnich sportowców przekraczających granicę w towarzystwie tylko trenera przeraża. Trudno o inne emocje, kiedy na jednym wydechu opowiadasz o ich ucieczce z Charkowa, atakującym ich autobus samolocie, śmierci kilku kolegów. Widzę, że Sekretarz Generalny WOSM wyjedzie z Polski mocno poruszony.
Kilka słów od członków VIII zmiany:
Hm. Rafał Jędrys (hufiec Łódź-Górna): “Pewna pani szła ponad 20 km już do samej granicy z dzieckiem. Zatrzymała się u nas (by) napić (się) kawy, herbaty, odpocząć chwilę. Chłopiec w wieku wczesnoszkolnym, może zerówki, wybrał plecak z Batmanem. Dlaczego akurat ten? Powiedział, że lubi Batmana i bohaterów, lubi też Marvela. Mówił też, że jego tata został pod Kijowem, aby walczyć, bo jest Bohaterem. Ta pani jechała dalej gdzieś pod Szczecin, daliśmy jej walizkę na kółkach, bo miała jedynie reklamówkę - nic poza tym.”
Hm. Magdalena Suchan (hufiec Łódź-Polesie): “Nie będę ściemniać - będzie ciężko, będzie mało snu, jedzenie w biegu albo w warunkach mocno polowych. Będzie stres i pełen wachlarz emocji - od poczucia niezniszczalności, po smutek i bezsilność. A po powrocie jeszcze będziesz śnić po ukraińsku albo za dnia mówić "Minutoczku, zaraz zmaczuje jakiegoś drajwera".... Ale na pewno poczujesz, że to co robisz jest turbo potrzebne i mega ważne. Ramię w ramię ZHP i ZHR, Płast, strażacy, WOT, Policja i Wojsko, wolontariusze z całego świata... nie ma znaczenia skąd pochodzisz, w jakim języku mówisz i ile masz lat. Absolutnie wszyscy są tam w jednym celu. By pomagać.”
Phm. Ewa Grzankowska (hufiec Strzelce Kraj.): “Służba na granicy, jak wszystkim, zapadnie mi w pamięci i sercu na bardzo długo. Podziwiam wędrowników i młodszych instruktorów za zaangażowanie, profesjonalizm i zwykłą ludzką wrażliwość. Dziękuję wszystkim z VIII zmiany, dawno nie czułam takiej bliskości harcerskiego działania. To co zrobiliśmy to mała kropla w morzu potrzeb dzisiejszej sytuacji. Ale gdy połączy się te krople to może spadnie wielki deszcz i zmieni nasz świat na lepszy. " Nie w tym jest wart człowiek co przemyślał i co przeżył, ale co zrobił dobrego na świecie." A. Kamiński”
Pwd. Ewa Małecka (hufiec Puławy): “Spędziłam 5 dni w Przemyślu i Medyce z ekipą cudownych wolontariuszy, z którymi każdy problem po chwili zamieniał się wykonane zadanie. Usłyszałam w tym czasie wiele historii, wielu uchodźców, których imion nawet nie poznałam, ale jestem w stanie podać numer peronu i godzinę odjazdu pociągu, którym będą jechać dalej, w poszukiwaniu rodziny i nowego domu. Widziałam spokojnie śpiące dzieci, nieświadome tego, że ich dom już nie istnieje i matki ukrywające łzy troski i bezsilności. Tego, co oni przeżyli nie da się opisać. Mimo małej ilości snu, wielu ciężkich chwil to nadzieja, którą tam poczułam daje energię. Energię, dzięki której jadę na kolejną zmianę.”
Pwd. Arkadiusz Kościelski (hufiec Trzcianka): “Cztery noce. Dworzec PKP Przemyśl i granica państwa w Medyce. Tyle razy słowa dziękuję jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałem. (…) za to, że w tym wielkim nieszczęściu jakim jest wojna, nasi goście zaufali nam i wydobyli z nas Polaków, to co najlepsze, człowieczeństwo, braterstwo. Na pytania, co mają robić i gdzie mają teraz pojechać, mogłem odpowiedzieć, że gdziekolwiek w Polskę, bo wszędzie zostaną przyjęci z otwartym sercem. (…) Za wspólną służbę dziękuję mojemu zastępowi, jesteście Wielcy! Ukraino jesteśmy z Tobą! ???????, ?y ? T????!
Julia Czekalska (hufiec Kutno): “Dziś od rana nie padło „Hi!” Ani „można kofu?” Ani „Czaj”, „rukzak”. Nie było codziennego pytania jednej z wolontariuszek z Izraela „Hi, how are You?” Ani nie gadałam z Danielem z Włoch. Nie spotkałam wolontariusza, z Białorusi który uczy się polskiego i jest przeciwny rządom Łukaszenki. Nie było Jima, z Australii który robił posiłki dla uchodźców i wolontariuszy i którego Ekipa piekła pizzę na granicy, by ludzie mogli mieć choć ciut normalnego świata. Nie było też z nauczycielki historii- Oli, z Ukrainy, która przekraczała granice kilkukrotnie na mojej służbie (…) Nie spotkałam dziś też starszej Pani ze Lwowa, która przyjechała do Polski po octanisept do odkażania ran, bo u nich jest niedostępny, a ona zajmuje się rannymi w szpitalu. (…) Nie było pana pytającego o śpiwór (…), bo wraca walczyć na Ukrainę. Nie będzie pana z małą Aloną, którzy czekali na swoją pozostałą rodzinę, która ewakuuje się z Ukrainy, ani Pani z okolic Kijowa, która poczęstowała mnie ukraińskimi ciasteczkami jako wdzięczność za produkty które dostała. Nie spotkałam dziś chłopaka, który z kieszeni wyjął fragment metalu, który zniszczył mu dom. Nie będzie dziś też dzieci mówiących „senkju” ani przytulających się z wdzięczności za otrzymane wsparcie. Ani pogawędek z WOTem, Policjantami, Strażakami i innymi wolontariuszami, którzy wszyscy traktowali się jak jedna wielka grupa dobrych znajomych, którzy mają jeden cel- pomoc ludziom. Brakuje Swena i Luca, którzy przyjechali ze Szwajcarii (mając 20 i 22 lata) na granice polsko-ukraińską by pomóc. Zrobili ogromne zakupy do naszego zhpowskiego stanowiska z darami, a wcześniej zebrali pieniądze na dary wśród znajomych i tak wyruszyli do Polski. Nie ma pań z Niemiec, które dwoma busami przywiozły dary dla potrzebujących. Nikt nie pyta o kawę, ani o to, gdzie jest autobus do Przemyśla, czy - gdzie jest piesze przejscie graniczne na Ukrainę.
Dziś poranek był bardzo cichy. Smutny. Wojna jest zła. Nie powinna mieć miejsca.”
Coda[11] – rysa (nie) ostatnia?
Piszę ten tekst w dniu, kiedy odkryto groby w Buczu, kiedy oddziały wyzwalające Irpień czy Hostomel napotykają na ulicach dowody sowieckich zbrodni. Zestawiam te obrazy z widokiem kobiet i dzieci przekraczających granicę. Mieszanki strachu, ulgi, niedowierzania, rozpaczy. Kłębią się we mnie emocje i pytania: Do jakiego stanu może doprowadzić rozkaz jednego człowieka innych ludzi? To co znaliśmy z książek historii sprzed 80 lat dzieje się na nowo. My Polacy znamy świetnie jak działa sowieckie wyzwolenie. To podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 i to w latach 1944/45. Ale nie tylko my tego doświadczyliśmy. Sowieckie wprowadzanie porządków w Afganistanie, Azerbejdżanie, Armenii, Czeczenii czy w Syrii wyglądało dokładnie tak samo.
ZHP jako organizacja wychowawcza nie jest przygotowany do działań na taką skalę, w sytuacji, do której nie jest przygotowany nawet nasz kraj. W poczuciu odpowiedzialności za powierzoną nam młodzież musimy pamiętać, że nie przekaz medialny (zresztą słaby, bo w tym “przykrywa” nas choćby ZHR) jest najważniejszy. Członkowie naszej organizacji przyjeżdżają wprost ze służby w swoich chorągwiach do ciężkich zadań, po czym wracają w działania swoich środowisk bez zalecanego przez psychologów odpoczynku.
Jako doświadczony instruktor, a jednocześnie oficer rezerwy Wojska Polskiego wiem, iż zjawisko stresu pourazowego - PTSD (ang. post-traumatic stress disorder) dotyczy nie tylko doświadczeń związanych z polem walki. To zaburzenie psychiczne będące formą reakcji na skrajnie stresujące wydarzenia, przekraczające zdolności osób do radzenia sobie i adaptacji. W działaniach humanitarnych bierze udział wiele młodych osób, które kierowane ideałami z Prawa i Przyrzeczenia Harcerskiego czują, że muszą stawić się na służbie. Czasem jest to presja środowiska, czasem chęć wzięcia udziału w czymś ważnym. Ci ludzie nie zastanawiają się jednocześnie nad konsekwencjami, czy wręcz je bagatelizują. Styl wychowania na przełomie wieków wymaga od nas - instruktorów, szczególnego zadbanie o dobrostan psychiczny naszych podopiecznych, motywację oraz przeciwdziałanie wypaleniu instruktorskiemu, także w kontekście patrzenia szerzej na kondycję całego ZHP dziś i w przyszłości. Pamiętajmy, że PTSD dotyczy nie tylko wędrowników, bo znane są już przypadki osób zdecydowanie starszych i bardziej doświadczonych życiowo, a jednak dotkniętych tym problemem.
Na koniec o mnie. Mam “porysowany” umysł. Te 5 tygodni wojny spowodowało trwałe zmiany w moim postrzeganiu świata. Nic nie będzie takie same. Nie może przecież. Doświadczyłem całej gamy emocji. Tych dobrych, kiedy pomagałem naszym gościom w drobnych sprawach otrzymując w zamian uśmiech, kiedy na adrenalinie targałem zbyt ciężkie kartony. Także tych złych, kiedy spoglądając w oczy osób stojących w kolejce do autobusów na granicy widziałem łzy i budziła się we mnie złość, czy wręcz nienawiść do polityków decydujących o rozpoczęciu agresji na inny kraj i powodując tym samym tragedię milionów ludzi. To głupie i niebezpieczne emocje, ale radzę sobie z tym z każdym dniem lepiej. Mam wypróbowanych przyjaciół, którzy nie pozwolą mi na zatracenie, rozmawiają ze mną, wspierają.
Po powrocie z Przemyśla wydaje mi się, że jestem spokojniejszy, a jednak trudniej jest mi się skupić. Mniej śpię, budzę się w środku nocy myśląc, co się właśnie dzieje z nocną zmianą. Śnię o twarzach i obrazach związanych ze służbą i wojną na Ukrainie. Mam wrażenie, że odizolowałem się od dotychczasowego środowiska, nabrałem dystansu. Tak, dalej się uśmiecham, ale w środku czuję wielką pustkę. Nawet kostka sernika nie sprawia przyjemności jak dawniej. Podobno wszystko przejdzie... kiedyś... Jeszcze nie teraz.
Moje świadectwo może brzmi trochę strasznie, ale zapewniam, że służba jest dla każdej osoby spełniającej podstawowe warunki rekrutacji. Trzeba pamiętać tylko o jednym. Strach czy lęk nie jest zły. To jedna z podstawowych, naturalnych emocji pierwotnych. U jej źródeł leży instynkt przetrwania. Jeśli masz obawy przed wyjazdem na kolejne zmiany to... nawet dobrze. Porozmawiaj o swoich obawach z rodzicami, z przyjacielem, z kimś, kto już był na zmianie. To nie jest oznaka słabości, tylko dojrzałości psychicznej. Przecież nikt z nas z własnej woli nie rzuca się w ogień. Podczas pełnienia służby nie wolno zapomnieć o relaksie. Słuchanie muzyki (wszyscy z ósmej znają moją specjalną playlistę na Spotify!), spacer przed snem, książka czy rozmowa o tym, co boli na pewno pomogą złagodzić stres. No i po powrocie do domu warto zająć umysł czymś innym. Moja zmiana dostała zadanie “między zbiórkowe” - pogadać o tym co się wydarzyło z zastępowymi, ze mną czy z kimkolwiek komu ufają. Czy wykonają zadanie? Wierzę, że tak, bo zależy mi na każdej z tych osób.
Jednocześnie zapraszam Was serdecznie na kolejne zmiany Zastępu Granica, w połowie maja planuję ponownie zawitać na gościnną ziemię przemyską - służba wzywa!
Możesz wyjechać znad granicy, ale granica pozostanie z Tobą już na zawsze. [DZ]
hm. Dariusz “Mors” Zajączkowski HR
Dowódca VIII Zmiany Zastępu Granica
.
[1] piu mosso (z włoskiego) - w muzyce, nagłe przyspieszenie tempa
[2] dobrowolcy (z ukraińskiego) - ochotnicy wojskowi, zwykle tworzący oddziały obrony terytorialnej
[4] moderato (z włoskiego) - w muzyce, umiarkowanie
[5] andante (z włoskiego) - w muzyce, wolno
[6] Uchwała Głównej Kwatery ZHP nr 325/2022 z dnia 27 lutego 2022 r. w sprawie powołania Sztabu Kryzysowego
[7] adagio (z włoskiego) - w muzyce, powoli
[9] Sopel – phm. Krzysztof Sobczyk – szef projektu #zastępGRANICA
[10] allegretto (z włoskiego) - w muzyce, szybciej niż umiarkowanie
[11] coda (z włoskiego - ogon) - zakończenie utworu muzycznego
Social Sharing: |