Nawigacja
Grzegorz Skrukwa: Co naprawdę dziś robią harcerze?
- Drukuj
- 16 wrz 2008
- Prosto w oczy !
- 9701 czytań
- 1 komentarz
Tekst miał być pierwotnie postem na listę dyskusyjną czuwaj, ale rozrósł się do takich rozmiarów, że zamieszczenie go tam stało się niemożliwe. Wyzwaniem był dla mnie stary list g00rka jeszcze z lutego 2008 na liście dyskusyjnej czuwaj, w którym dh. hm. Michał Górecki postawił pytania:
"Jaki mamy program? Ten realny program. Bo dla mnie ten realny program to SUMA TEGO CO ROBIĄ DRUŻYNY.
Z chęcią zobaczyłbym takie zestawienie planów pracy, jakąś ich analizę, bo czasami mam wrażenie że gadamy o niestworzonych rzeczach a w drużynach ciągle to samo... A może się mylę? Czy w ogóle mamy pojęcie co takiego robi się w drużynach? Tak generalnie? Bo ja wiem co robi się w mojej, w kilku innych..."
Niestety wiem chyba tylko tyle samo. Próbowałem się przyjrzeć, jak realnie funkcjonują dziś "techniki harcerskie" czy inne działy aktywności tradycyjnie wyodrębniane w poradnikach, informatorach czy regulaminach stopni. Starałem się uwzględnić to co zaobserwowałem w ostatnich kilku latach wokół siebie oraz na obozach innych środowisk które miałem okazję widzieć sąsiadując z nimi. Co robią zwykłe, niespecjalnościowe drużyny harcerskie i harcerzy starszych lub wielopoziomowe z przewagą tych grup wiekowych?
1. Wewnątrzharcerskie życie towarzysko-integracyjne
Stosunkowo dużą część czasu i energii poświęca się na "urodziny drużyn" czy obchody Dnia Myśli Braterskiej i tym podobne imprezy, np. organizowanie Dnia Kobiet przez męski pion środowiska dla pionu żeńskiego, lub vice versa Dnia Chłopaka. Imprezy te polegają generalnie na zejściu się kilku drużyn i wspólnym śpiewaniu, zabawach, konkursach itd. Bardzo często te imprezy są mało rozwijające. Nieraz jest tak że się idzie na nie tylko z grzeczności, albo z konieczności. A dlaczego są organizowane? Albo z siły przyzwyczajenia, albo dlatego że takie coś najłatwiej zorganizować.
Oczywiście nie chcę potępiać tego kierunku działalności w czambuł, te imprezy mają swoje dodatnie strony, o ile się je organizuje z umiarem i nie jako pierwszoplanowy kierunek pracy.
2. Śpiewanie.
Śpiewać każdy może, jeden trochę lepiej inny trochę gorzej. Harcerze niewątpliwie dużo śpiewają. Ale czy to jest rozwijające? To już inna sprawa. Z ogniskami jest tak, że bardzo często traktuje się je wyłącznie jako odprężenie po całym dniu, a nie jako formę pracy harcerskiej. Niejednokrotnie brakuje zastanowienia: po co jest to ognisko, dla kogo, i kto nim kieruje. Jak się dorwą do głosu i gitary "starzy", to leci Kaczmarski i Kult, a "młodzi" nic nie rozumieją. Jak przy ognisku razem z harcerzami jest gromada zuchowa, to zawsze ktoś musi stwierdzić "zaśpiewajmy coś zuchowego by i zuszki się dobrze bawiły". No i zawsze się musi znaleźć jakiś idiota lub idiotka która powie "No to teraz zapląsajmy!". Dość częste jest też bezrefleksyjne śpiewanie wszystkiego jak leci. Na raz ponurą pieśń o ciężkim życiu wielorybników, a na dwa teraz, hop wesoło o krasnoludkach... Hej!
Oczywiście nie chcę wzywać do planowania przebiegu ognisk ze śmiertelną powagą, to jest forma pracy w dużym stopniu żywiołowa, tym niemniej troszkę refleksji by się czasem przydało.
No i generalnie jest bardzo mało dobrych nowych piosenek w dzisiejszej estetyce - większość piosenek tzw. harcerskich (tzn. te gdzie są słowa "harcerz" "mundur" "lilijka" itd.) pochodzi sprzed 1939 albo sprzed 1958, większość turystyczno-bieszczadzkich z lat 80-tych, żeglarskie - z I połowy 90-tych...
3. Pionierka obozowa
Wraz ze spadkiem liczby obozów samodzielnych (puszczańskich, pionierskich) oraz wraz ze wzrostem wymagań sanitarno-ekologicznych wobec takich obozów, skala tradycyjnej pionierki obozowej się zmniejsza. U większości środowisk które obozują tylko na stanicach, pionierka ogranicza się do budowy bram obozowych, zdobnictwa obozowego, masztów flagowych itp. W użyciu jeszcze jest piła, młotek i siekiera, ale w coraz mniejszym stopniu łopata. Zanikły prace ziemne - np. budowa ziemianek. Wraz z wyeliminowaniem tradycyjnych kuchni polowych opalanych drewnem zanika też szlachetna umiejętność rąbania drewna.
4. Przyrządzanie posiłków
Jest prawie fatalnie. Ogromnie niewykorzystanym polem do działania jest gotowanie plenerowe. W starych książkach o harcerstwie jeden ze standardowych obrazków to zastęp siedzący przy ognisku i warzący zupę w kociołku. Dziś niestety prawie nie spotykane w praktyce. Na obozach na stanicach z kucharkami harcerze nie mają żadnego udziału w gotowaniu, ale niestety bylejakość przenosi się na biwaki i inne imprezy, gdzie można by wiele ciekawych rzeczy przyrządzić. Utarł się bardzo niedobry zwyczaj, że na wyjazdach harcerskich je się byle co i byle jak... i tylko w części jest to usprawiedliwione kwestią ceny. Raczej jest to efekt bylejakości. Niestety harcerskie menu na biwakach to chleb byle jak posmarowany pasztetem i paprykarzem szczecińskim, obiad to makaron z sosem pomidorowym albo zupa pomidorowa z makaronem, herbata to lura bez smaku. Brak estetyki, nie używa się przypraw, dodatków, brak pomysłów na urozmaicenie. Nie używa się piekarników, rusztów, patelni itp. które przecież często są dostępne w schroniskach młodzieżowych i innych miejscach noclegowo-biwakowych.
Nadal chyba funkcjonuje stereotyp "Harcerz nie świnia, wszystko zje"... i to w czasach gdy cała Polska latem grilluje, gdy modne są różne programy kulinarne w TV, są kulinarni celebrities, Robert Makłowicz, Nigella Lawson itd. A z drugiej strony bardzo wielu nastolatków (nie wyłączając harcerzy!) ma fatalne nawyki żywieniowe, żywi się głównie colą, chipsami i zupkami w proszku... Tym bardziej jest tu wielkie pole do popisu.
5. Biwakowanie
Niestety zanika albo w ogóle już zanikło śródroczne biwakowanie pod namiotami. Większość biwaków drużyn to noclegi w budynkach (PTSM-y, szkoły) mimo, że namioty 2-4-osobowe są dziś bardzo lekkie i tanie. Być może jest to wytłumaczalne trudnościami ze znalezieniem miejsca na rozbicie namiotów - miejsc, gdzie można to legalnie robić, jest bardzo mało. A szkoda, bo nocowanie w namiocie to jedna z największych atrakcji dla młodych ludzi.
6. Majsterkowanie i zajęcia plastyczne
Bardzo słabo to wygląda. Ogromny potencjał tkwi w prostych często niedocenianych i zapomnianych zabawach z majsterkowaniem. Naprawdę wystarczy spróbować, by się przekonać że bardzo atrakcyjne dla harcerzy, a nawet harcerzy starszych jest budowanie latawców, łódek z kory, łuków i strzał itd. Dla młodzieży która jest ukształtowana przez plastik i migoczący monitor komputera, takie zajęcia są wbrew pozorom bardzo atrakcyjne. Niestety zamiast korzystać z tego co jest w lesie, wozi się na obozy szary papier, farbki plakatowe i markery...
7. Łączność
Na coraz większą dużą skalę stosowane są w harcerstwie radiotelefony PMR, zarówno jako uatrakcyjnienie gier terenowych, jak i czysto użytkowo, jako środek łączności na biwakach, rajdach, obozach itd. To bardzo dobrze.
Telefony polowe przez jednych są wręcz wyśmiewane jako symbol oldskulowości harcerstwa, przez drugich nadal są stosowane jako sztuka dla sztuki. Np. harcerz lub zastęp na biegu dostaje zadanie połączyć dwa telefony - tyle, że kabel jest tak krótki, że rozmówcy się widzą i lepiej słyszą na żywo niż przez słuchawkę... Nie wykorzystuje się telefonów polowych do budowy stałych sieci łączności na biwakach i obozach, ani nie wykorzystuje się ich jako uatrakcyjnienia gier terenowych.
Niestety nadal w bardzo wielu drużynach dział technik harcerskich łączność jest utożsamiany z szyframi i to tymi najprostszymi i najbardziej standardowymi, powszechnie znanymi (gaderypoluki itp., czy alfabet Morser'a traktowany jako "szyfr"). Nieobecne a szkoda, są w harcerstwie zabawy z szyframi książkowe czy inne bardziej skomplikowane. Dan Brown się kłania...
8. Terenoznawstwo
Tu od razu muszę się zastrzec że moje obserwacje są niereprezentatywne, gdyż w moim hufcu (Poznań-Nowe Miasto_ na dość wysokim poziomie jest postawiony orienteering i terenoznawstwo. Co roku organizowane są Harcerskie Dni Orienteeringu, na których odbywają się praktyczne zajęcia szkoleniowe z mapami i busolami dla harcerzy młodszych i starszych, połączone z mistrzostwami w nocnych biegach na orientację. Tu dokonał się tu w ciągu ostatnich kilku lat wielki postęp - przejście od teoretyzowania do praktyki. Uczy się realnego orientowania się w terenie i posługiwania się mapą, a nie opowiada się jakichś głodnych kawałków o mchu na północnej stronie drzewa. Obawiam się jednak, że nie wszędzie tak jest.
9. Przyrodnoznawstwo
Ogromny potencjał, ogromne trudności i ogromne zaniedbania. Można rzec, że takich zajęć prawie się nie prowadzi, choć w poradnikach są o tym całe rozdziały. Wydaje mi się, że dobre poprowadzenie zajęć przyrodniczych jest bardzo trudne, z dwóch powodów. Po pierwsze wiedza przeciętnego instruktora o polskiej przyrodzie jest bardzo mizerna (przysłowiowa nieumiejętność odróżnienia kruka od wrony). Po drugie, obserwowanie przyrody to zajęcie wymagające dużej cierpliwości, koncentracji, a najlepiej się to robi samotnie lub w małej maksymalnie 3-osobowej grupie. Wycieczki szkolne do ogrodu botanicznego mnie zawsze nudziły i nic z nich nigdy nie zapamiętywałem...
10. Ekologia
Tu jest całkiem nieźle. Robi się sporo zajęć uświadamiających potrzebę ochrony środowiska, segregacji śmieci itd.
11. Wiedza o historii, symbolice i strukturach ZHP
Nadal często przekazywana w sposób szkolny, albo w najlepszym razie pseudoharcerski. Osobiście uważam, że np. zajęć poświęconych na tłumaczenie symboliki krzyża i lilijki mogłoby w programie pracy zastępu i drużyny nie być wcale. O wiele lepszy efekt się osiągnie opowiadając o tym "mimochodem" gdzieś podczas marszu na rajdzie, podczas powrotu z nocnej gry czy na ognisku.
12. Historia, pamięć narodowa itd.
To tak szeroki i kontrowersyjny temat (zwłaszcza po serii różnych publikacji i postów na forach i listach dyskusyjnych), że wolałbym się tu nie wypowiadać... lepszy będzie osobny tekst.
13. Gry terenowe
Postęp i regres. Z jednej strony widać, ze na harcerskie gry terenowe spory wpływ wywierają gry fabularne. Jest więcej gadżetów, rekwizytów i innych elementów fabularnych. Z drugiej strony większość gier terenowych na obozach i zbiórkach nawet nie zbliża się do poziomu proponowanego w książce "Szkoła Harców" Pawła Wieczorka-Kohuba w rozdziałach III i IV (polecam). Często "grą terenową" nazywa się coś, co jest tylko biegiem harcerskim: drużyna czy patrol musi się przemieścić od punktu do punktu wg schematu zaznaczonego na mapie i na każdym wykonać jakieś zadanie rz technik harcerskich. .
14. Ratownictwo przedmedyczne dawniej zwane samarytanką.
Tu wytworzyła się bardzo dziwna sytuacja. Z jednej strony jest to"technika harcerska" stojąca dziś w ZHP niewątpliwie na najwyższym poziomie w porównaniu z innymi, dzięki działalności Harcerskiej Szkoły Ratownictwa. Na pewno większość młodych instruktorów i duża część wędrowników jest znacznie lepiej przygotowana do udzielania pierwszej pomocy, niż, powiedzmy, 10 lat temu. Z drugiej strony słabo się to przekłada na program drużyn młodszych. Brakuje pomysłów dotyczących nie tyle ratowania, co higieny codzienno-obozowej. Nikt chyba nie wie jak się ma dziś regulamin sprawności samarytańskich ZHP do odznaki BORM itd. Czasem efekt jest taki, że bojąc się palnąć jakieś głupstwo za które zostali by wdeptani w ziemię przez ludzi w czerwonych polarach, drużynowi po prostu zaprzestali prowadzenia zajęć z samarytanki.
Zestawienie na pewno nie jest kompletne, w innym zakątku Polski wszystko może wyglądać inaczej. Ale bez takich obserwacji trudno myśleć o modernizacji i podniesieniu poziomu programu harcerskiego. A zaległości są ogromne.
Przed 1939 co roku pojawiało się mnóstwo poradników harcerskich, pisanych na bieżąco przez ludzi będących obeznanymi nie tylko z harcerstwem. Np. autor legendarnego poradnika "Harcerz w polu" Zygmunt Wyrobek był fachowcem od wychowania fizycznego i pierwszym w Polsce sędzią piłkarskim (nota bene podejrzewano go o "wydrukowanier" wyniku pierwszego meczu Kraków - Lwów). W latach 1945-1947 też ukazało się sporo poradników. W latach 1957-1959 znów, choć coraz mniej było świeżej myśli, a coraz więcej reedycji. Potem na długo zapanował zastój i regres związany z przekształceniem ZHP w polityczno-wychowawczą organizację dziecięco-młodzieżową;. Renesans nastąpił dzięki KIHAM-owi i trwał do około 1987-1988, choć też było wtedy co najmniej tyle samo reedycji jeszcze sprzed 1939 co świeżych myśli. A potem zapanowała martwa cisza... Jeszcze na początku lat 90-tych harcerstwo wbrew pozorom było nowoczesne i z wieloma rzeczami w awangardzie. Pierwsze radia CB w Polsce były na obozach harcerskich (obok taksówkarzy i tirowców). Wspinaczka skałkowa, eksploracja fortyfikacji i podziemi, rajdy przygodowe - przecież w dużym stopniu zaczęli to w Polsce uprawiać ludzie wywodzący się ze środowisk harcerskich. Tak samo rekonstrukcje historyczne. Tak samo gry fabularne RPG i LARP. Podobnie paintball. I wiele wiele innych rzeczy. Ale szybko okazało się, że po pierwsze, takie rzeczy o wiele łatwiej można robić poza strukturami ZHP. Po drugie, zwykłe drużyny harcerskie nie mają pieniędzy na sprzęt do takich zajęć. Po trzecie, nikt nie spróbował doświadczeń środowisk z ww. technikami przełożyć na spójny program Związku, a zwłaszcza przełożyć tych technik na warianty "light" dla harcerzy młodszych. Czas najwyższy!
G.S.
(Grzegorz Skrukwa)
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 5/2008
"Jaki mamy program? Ten realny program. Bo dla mnie ten realny program to SUMA TEGO CO ROBIĄ DRUŻYNY.
Z chęcią zobaczyłbym takie zestawienie planów pracy, jakąś ich analizę, bo czasami mam wrażenie że gadamy o niestworzonych rzeczach a w drużynach ciągle to samo... A może się mylę? Czy w ogóle mamy pojęcie co takiego robi się w drużynach? Tak generalnie? Bo ja wiem co robi się w mojej, w kilku innych..."
Niestety wiem chyba tylko tyle samo. Próbowałem się przyjrzeć, jak realnie funkcjonują dziś "techniki harcerskie" czy inne działy aktywności tradycyjnie wyodrębniane w poradnikach, informatorach czy regulaminach stopni. Starałem się uwzględnić to co zaobserwowałem w ostatnich kilku latach wokół siebie oraz na obozach innych środowisk które miałem okazję widzieć sąsiadując z nimi. Co robią zwykłe, niespecjalnościowe drużyny harcerskie i harcerzy starszych lub wielopoziomowe z przewagą tych grup wiekowych?
Stosunkowo dużą część czasu i energii poświęca się na "urodziny drużyn" czy obchody Dnia Myśli Braterskiej i tym podobne imprezy, np. organizowanie Dnia Kobiet przez męski pion środowiska dla pionu żeńskiego, lub vice versa Dnia Chłopaka. Imprezy te polegają generalnie na zejściu się kilku drużyn i wspólnym śpiewaniu, zabawach, konkursach itd. Bardzo często te imprezy są mało rozwijające. Nieraz jest tak że się idzie na nie tylko z grzeczności, albo z konieczności. A dlaczego są organizowane? Albo z siły przyzwyczajenia, albo dlatego że takie coś najłatwiej zorganizować.
Oczywiście nie chcę potępiać tego kierunku działalności w czambuł, te imprezy mają swoje dodatnie strony, o ile się je organizuje z umiarem i nie jako pierwszoplanowy kierunek pracy.
Śpiewać każdy może, jeden trochę lepiej inny trochę gorzej. Harcerze niewątpliwie dużo śpiewają. Ale czy to jest rozwijające? To już inna sprawa. Z ogniskami jest tak, że bardzo często traktuje się je wyłącznie jako odprężenie po całym dniu, a nie jako formę pracy harcerskiej. Niejednokrotnie brakuje zastanowienia: po co jest to ognisko, dla kogo, i kto nim kieruje. Jak się dorwą do głosu i gitary "starzy", to leci Kaczmarski i Kult, a "młodzi" nic nie rozumieją. Jak przy ognisku razem z harcerzami jest gromada zuchowa, to zawsze ktoś musi stwierdzić "zaśpiewajmy coś zuchowego by i zuszki się dobrze bawiły". No i zawsze się musi znaleźć jakiś idiota lub idiotka która powie "No to teraz zapląsajmy!". Dość częste jest też bezrefleksyjne śpiewanie wszystkiego jak leci. Na raz ponurą pieśń o ciężkim życiu wielorybników, a na dwa teraz, hop wesoło o krasnoludkach... Hej!
Oczywiście nie chcę wzywać do planowania przebiegu ognisk ze śmiertelną powagą, to jest forma pracy w dużym stopniu żywiołowa, tym niemniej troszkę refleksji by się czasem przydało.
No i generalnie jest bardzo mało dobrych nowych piosenek w dzisiejszej estetyce - większość piosenek tzw. harcerskich (tzn. te gdzie są słowa "harcerz" "mundur" "lilijka" itd.) pochodzi sprzed 1939 albo sprzed 1958, większość turystyczno-bieszczadzkich z lat 80-tych, żeglarskie - z I połowy 90-tych...
Wraz ze spadkiem liczby obozów samodzielnych (puszczańskich, pionierskich) oraz wraz ze wzrostem wymagań sanitarno-ekologicznych wobec takich obozów, skala tradycyjnej pionierki obozowej się zmniejsza. U większości środowisk które obozują tylko na stanicach, pionierka ogranicza się do budowy bram obozowych, zdobnictwa obozowego, masztów flagowych itp. W użyciu jeszcze jest piła, młotek i siekiera, ale w coraz mniejszym stopniu łopata. Zanikły prace ziemne - np. budowa ziemianek. Wraz z wyeliminowaniem tradycyjnych kuchni polowych opalanych drewnem zanika też szlachetna umiejętność rąbania drewna.
Jest prawie fatalnie. Ogromnie niewykorzystanym polem do działania jest gotowanie plenerowe. W starych książkach o harcerstwie jeden ze standardowych obrazków to zastęp siedzący przy ognisku i warzący zupę w kociołku. Dziś niestety prawie nie spotykane w praktyce. Na obozach na stanicach z kucharkami harcerze nie mają żadnego udziału w gotowaniu, ale niestety bylejakość przenosi się na biwaki i inne imprezy, gdzie można by wiele ciekawych rzeczy przyrządzić. Utarł się bardzo niedobry zwyczaj, że na wyjazdach harcerskich je się byle co i byle jak... i tylko w części jest to usprawiedliwione kwestią ceny. Raczej jest to efekt bylejakości. Niestety harcerskie menu na biwakach to chleb byle jak posmarowany pasztetem i paprykarzem szczecińskim, obiad to makaron z sosem pomidorowym albo zupa pomidorowa z makaronem, herbata to lura bez smaku. Brak estetyki, nie używa się przypraw, dodatków, brak pomysłów na urozmaicenie. Nie używa się piekarników, rusztów, patelni itp. które przecież często są dostępne w schroniskach młodzieżowych i innych miejscach noclegowo-biwakowych.
Nadal chyba funkcjonuje stereotyp "Harcerz nie świnia, wszystko zje"... i to w czasach gdy cała Polska latem grilluje, gdy modne są różne programy kulinarne w TV, są kulinarni celebrities, Robert Makłowicz, Nigella Lawson itd. A z drugiej strony bardzo wielu nastolatków (nie wyłączając harcerzy!) ma fatalne nawyki żywieniowe, żywi się głównie colą, chipsami i zupkami w proszku... Tym bardziej jest tu wielkie pole do popisu.
Niestety zanika albo w ogóle już zanikło śródroczne biwakowanie pod namiotami. Większość biwaków drużyn to noclegi w budynkach (PTSM-y, szkoły) mimo, że namioty 2-4-osobowe są dziś bardzo lekkie i tanie. Być może jest to wytłumaczalne trudnościami ze znalezieniem miejsca na rozbicie namiotów - miejsc, gdzie można to legalnie robić, jest bardzo mało. A szkoda, bo nocowanie w namiocie to jedna z największych atrakcji dla młodych ludzi.
Bardzo słabo to wygląda. Ogromny potencjał tkwi w prostych często niedocenianych i zapomnianych zabawach z majsterkowaniem. Naprawdę wystarczy spróbować, by się przekonać że bardzo atrakcyjne dla harcerzy, a nawet harcerzy starszych jest budowanie latawców, łódek z kory, łuków i strzał itd. Dla młodzieży która jest ukształtowana przez plastik i migoczący monitor komputera, takie zajęcia są wbrew pozorom bardzo atrakcyjne. Niestety zamiast korzystać z tego co jest w lesie, wozi się na obozy szary papier, farbki plakatowe i markery...
Na coraz większą dużą skalę stosowane są w harcerstwie radiotelefony PMR, zarówno jako uatrakcyjnienie gier terenowych, jak i czysto użytkowo, jako środek łączności na biwakach, rajdach, obozach itd. To bardzo dobrze.
Telefony polowe przez jednych są wręcz wyśmiewane jako symbol oldskulowości harcerstwa, przez drugich nadal są stosowane jako sztuka dla sztuki. Np. harcerz lub zastęp na biegu dostaje zadanie połączyć dwa telefony - tyle, że kabel jest tak krótki, że rozmówcy się widzą i lepiej słyszą na żywo niż przez słuchawkę... Nie wykorzystuje się telefonów polowych do budowy stałych sieci łączności na biwakach i obozach, ani nie wykorzystuje się ich jako uatrakcyjnienia gier terenowych.
Niestety nadal w bardzo wielu drużynach dział technik harcerskich łączność jest utożsamiany z szyframi i to tymi najprostszymi i najbardziej standardowymi, powszechnie znanymi (gaderypoluki itp., czy alfabet Morser'a traktowany jako "szyfr"). Nieobecne a szkoda, są w harcerstwie zabawy z szyframi książkowe czy inne bardziej skomplikowane. Dan Brown się kłania...
Tu od razu muszę się zastrzec że moje obserwacje są niereprezentatywne, gdyż w moim hufcu (Poznań-Nowe Miasto_ na dość wysokim poziomie jest postawiony orienteering i terenoznawstwo. Co roku organizowane są Harcerskie Dni Orienteeringu, na których odbywają się praktyczne zajęcia szkoleniowe z mapami i busolami dla harcerzy młodszych i starszych, połączone z mistrzostwami w nocnych biegach na orientację. Tu dokonał się tu w ciągu ostatnich kilku lat wielki postęp - przejście od teoretyzowania do praktyki. Uczy się realnego orientowania się w terenie i posługiwania się mapą, a nie opowiada się jakichś głodnych kawałków o mchu na północnej stronie drzewa. Obawiam się jednak, że nie wszędzie tak jest.
Ogromny potencjał, ogromne trudności i ogromne zaniedbania. Można rzec, że takich zajęć prawie się nie prowadzi, choć w poradnikach są o tym całe rozdziały. Wydaje mi się, że dobre poprowadzenie zajęć przyrodniczych jest bardzo trudne, z dwóch powodów. Po pierwsze wiedza przeciętnego instruktora o polskiej przyrodzie jest bardzo mizerna (przysłowiowa nieumiejętność odróżnienia kruka od wrony). Po drugie, obserwowanie przyrody to zajęcie wymagające dużej cierpliwości, koncentracji, a najlepiej się to robi samotnie lub w małej maksymalnie 3-osobowej grupie. Wycieczki szkolne do ogrodu botanicznego mnie zawsze nudziły i nic z nich nigdy nie zapamiętywałem...
Tu jest całkiem nieźle. Robi się sporo zajęć uświadamiających potrzebę ochrony środowiska, segregacji śmieci itd.
Nadal często przekazywana w sposób szkolny, albo w najlepszym razie pseudoharcerski. Osobiście uważam, że np. zajęć poświęconych na tłumaczenie symboliki krzyża i lilijki mogłoby w programie pracy zastępu i drużyny nie być wcale. O wiele lepszy efekt się osiągnie opowiadając o tym "mimochodem" gdzieś podczas marszu na rajdzie, podczas powrotu z nocnej gry czy na ognisku.
To tak szeroki i kontrowersyjny temat (zwłaszcza po serii różnych publikacji i postów na forach i listach dyskusyjnych), że wolałbym się tu nie wypowiadać... lepszy będzie osobny tekst.
Postęp i regres. Z jednej strony widać, ze na harcerskie gry terenowe spory wpływ wywierają gry fabularne. Jest więcej gadżetów, rekwizytów i innych elementów fabularnych. Z drugiej strony większość gier terenowych na obozach i zbiórkach nawet nie zbliża się do poziomu proponowanego w książce "Szkoła Harców" Pawła Wieczorka-Kohuba w rozdziałach III i IV (polecam). Często "grą terenową" nazywa się coś, co jest tylko biegiem harcerskim: drużyna czy patrol musi się przemieścić od punktu do punktu wg schematu zaznaczonego na mapie i na każdym wykonać jakieś zadanie rz technik harcerskich. .
14. Ratownictwo przedmedyczne dawniej zwane samarytanką.
Tu wytworzyła się bardzo dziwna sytuacja. Z jednej strony jest to"technika harcerska" stojąca dziś w ZHP niewątpliwie na najwyższym poziomie w porównaniu z innymi, dzięki działalności Harcerskiej Szkoły Ratownictwa. Na pewno większość młodych instruktorów i duża część wędrowników jest znacznie lepiej przygotowana do udzielania pierwszej pomocy, niż, powiedzmy, 10 lat temu. Z drugiej strony słabo się to przekłada na program drużyn młodszych. Brakuje pomysłów dotyczących nie tyle ratowania, co higieny codzienno-obozowej. Nikt chyba nie wie jak się ma dziś regulamin sprawności samarytańskich ZHP do odznaki BORM itd. Czasem efekt jest taki, że bojąc się palnąć jakieś głupstwo za które zostali by wdeptani w ziemię przez ludzi w czerwonych polarach, drużynowi po prostu zaprzestali prowadzenia zajęć z samarytanki.
Zestawienie na pewno nie jest kompletne, w innym zakątku Polski wszystko może wyglądać inaczej. Ale bez takich obserwacji trudno myśleć o modernizacji i podniesieniu poziomu programu harcerskiego. A zaległości są ogromne.
Przed 1939 co roku pojawiało się mnóstwo poradników harcerskich, pisanych na bieżąco przez ludzi będących obeznanymi nie tylko z harcerstwem. Np. autor legendarnego poradnika "Harcerz w polu" Zygmunt Wyrobek był fachowcem od wychowania fizycznego i pierwszym w Polsce sędzią piłkarskim (nota bene podejrzewano go o "wydrukowanier" wyniku pierwszego meczu Kraków - Lwów). W latach 1945-1947 też ukazało się sporo poradników. W latach 1957-1959 znów, choć coraz mniej było świeżej myśli, a coraz więcej reedycji. Potem na długo zapanował zastój i regres związany z przekształceniem ZHP w polityczno-wychowawczą organizację dziecięco-młodzieżową;. Renesans nastąpił dzięki KIHAM-owi i trwał do około 1987-1988, choć też było wtedy co najmniej tyle samo reedycji jeszcze sprzed 1939 co świeżych myśli. A potem zapanowała martwa cisza... Jeszcze na początku lat 90-tych harcerstwo wbrew pozorom było nowoczesne i z wieloma rzeczami w awangardzie. Pierwsze radia CB w Polsce były na obozach harcerskich (obok taksówkarzy i tirowców). Wspinaczka skałkowa, eksploracja fortyfikacji i podziemi, rajdy przygodowe - przecież w dużym stopniu zaczęli to w Polsce uprawiać ludzie wywodzący się ze środowisk harcerskich. Tak samo rekonstrukcje historyczne. Tak samo gry fabularne RPG i LARP. Podobnie paintball. I wiele wiele innych rzeczy. Ale szybko okazało się, że po pierwsze, takie rzeczy o wiele łatwiej można robić poza strukturami ZHP. Po drugie, zwykłe drużyny harcerskie nie mają pieniędzy na sprzęt do takich zajęć. Po trzecie, nikt nie spróbował doświadczeń środowisk z ww. technikami przełożyć na spójny program Związku, a zwłaszcza przełożyć tych technik na warianty "light" dla harcerzy młodszych. Czas najwyższy!
G.S.
(Grzegorz Skrukwa)
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 5/2008
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
G.S. = Grzegorz Skrukwa
To chyba skutek "skuchy" redakcyjnej
A g00rek zapytał sie chyba tu:
http://listy.czuwaj.net/pipermail/czuwaj/2008-February/013877.html