Nawigacja
Artykuły » Prosto w oczy ! » Janusz Sikorski: Quo Vadis ZHP ? (kilka przedzjazdowych przemyśleń drużynowego
Janusz Sikorski: Quo Vadis ZHP ? (kilka przedzjazdowych przemyśleń drużynowego
- Drukuj
- 29 wrz 2009
- Prosto w oczy !
- 5467 czytań
- 2 komentarze
(kilka przedzjazdowych przemyśleń drużynowego)
No właśnie, dokąd ? Patrzę sobie na to wszystko co się dzieje w naszej organizacji i sam już nie wiem. Właściwie to zastanawiając się dokąd iść należałoby wiedzieć gdzie się jest. Tymczasem tu jakaś paranoja zapanowała. Nie ma możliwości zdobyć nawet tak prostej niby informacji jaką jest aktualna liczebność ZHP. W dobie informatyki... Po prostu nie wiadomo. Ktoś tam coś ostatnio wspominał o 8 tysiącach drużyn. Pozostawię to bez komentarza. Jestem tylko ciekaw czy przestrzelił o 50 czy nawet 100 procent. Ale cóż, wkrótce pewnie wyjdzie szydło z worka...
W sumie trzeba będzie obyć się bez diagnozy, a więc biorąc pod uwagę zdanie klasyka "Ruszamy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja"...
Chciałoby się napisać "od pewnego czasu", ale trzeba chyba podać ramy czasowe i właściwym będzie zdanie "od kiedy komuna postanowiła zniszczyć harcerstwo" regularnie i mocno niszczy się jego resztki.
Kiedyś wyglądało to bardzo prosto. Należało wykrzewić kułackie i imperialistyczne naleciałości na ten jakże wspaniały i użyteczny Ruch. A więc trwała bitwa. Z jednej strony władza, a z drugiej świadome resztki polskiej inteligencji. Oczywiście wtedy dla myślących ludzi nie było tajemnicą, że harcerstwo będzie trzymało się mocno. Rozumieli oni, że harcerstwo to nie żadna firma czy jakaś tam organizacja. Harcerstwo jako Ruch wniknęło mocno w swoje otoczenie. Właściwie od swoich początków jasne było dla naszych "Ojców Założycieli", że kluczem do powodzenia ruchu harcerskiego będzie właśnie właściwe "umocowanie" harcerstwa.
Bardzo dobry publicysta Zygmunt Wasilewski już w 1919 roku świetnie scharakteryzował harcerstwo, a zarazem określił warunki jego prawdziwego rozwoju. "Patrzyłem na to, jak garstka wydoskonalonej młodzieży męczyła się w otoczeniu, próbowała propagandy, gorszyła się, walczyła i padała, nie mając żadnego w społeczeństwie oparcia, bo nasz >cywilizowany świat< zbudował się był już na wspak, a tzw. inteligencja była warstwą najmniej narodową, moralną i obyczajną."
Czy przypadkiem nie znasz Czytelniku przypadków takich właśnie drużyn? Młodych ludzi miotających się na prawo i lewo, którym na kursie drużynowych wciśnięto kit, że teraz to już wiedzą wszystko i mogą ruszać "w lud"... Ja osobiście widziałem wielu młodych instruktorów zdemotywowanych niepowodzeniami i przez to odchodzących z ZHP. Cóż mają twierdzić ? Czy przypadkiem nie to, że harcerstwo to bzdura która się przeżyła? Znamienny jest jeszcze jeden cytat z Zygmunta Wasilewskiego. "Toteż moim zdaniem, skauting w Galicji był błogosławiony przez to, że ci i owi ze starszych dzięki niemu mieli sposobność przejrzeć na oczy i odczuć nowe, rodzące się ideały świata prawdziwie cywilizowanego przez to, że wytworzył się w społeczeństwie zaród tęsknot do doskonałości i ferment etyczny. Życie jednak trzeba reformować szerzej, skoro się zło spostrzegło, nie posługując się dziećmi wyłącznie, bo jeśli nie damy swoim dzieciom lepszej atmosfery, to ideały skautingu zmarnieją w nich ku tym większej demoralizacji, zanim owoce wydadzą." I co, odkrywcze? Chyba bardzo, bo dziś wsparcia od organizacji można sobie wypatrywać, podobnie jak działań wśród instytucji państwowych. Harcerstwo jest "uncool" i tyle.
I tu doszliśmy w końcu do meritum tegoż artykułu. Co robi myślący człowiek gdy po przyjściu do miasteczka widzi ludzi walących łbami w deski by narąbać sobie drewna na opał? Ja pewnie wyciągnąłbym siekierę i pokazał jak jej użyć. Tymczasem my w ZHP po wyciągnięciu siekiery widząc grymas występujący na twarzach ludzi z miasteczka zamiast pokazać jak działa, rąbać drewno, dbać by była ostra... Malujemy trzonek, rzeźbimy w obuchu, wreszcie zaokrąglamy ostrze. Wszystko po to by rywalizować o srebrniki z największymi twardogłowcami. I nie szkodzi, że przy okazji nie narąbiemy już naszą siekierą drewna. Ważne by wykonać usługę czyli zdobyć kasę...
Jak się to ma do dzisiejszego ZHP? Zbliża się Zjazd. I jakie są propozycje? Kolejne kodeksy, przepisy, wytyczne. Generalnie gadka szmatka nie mająca wiele wspólnego z harcerstwem. Nie da się skodyfikować harcerstwa. Harcerstwo jest w myśli i w sercu. Harcerstwo jest tylko wtedy jeśli wypływa z nas a nie z przepisów i kodeksów. Zresztą Roland Philipps napisał to bardzo czytelnie (znacznie lepiej niż ja więc posłużę się cytatem): "System zastępowy nie jest metodą teoretyczną, pomyślaną jednolicie, ale jest on oparty na szczególnym stanie umysłów, na absolutnym przekonaniu, że kształtowanie charakteru i wychowania chłopca powinny być daleko więcej oparte na tym, co on kryje w sobie, niż narzucone z zewnątrz"
Tak więc indywidualność metody harcerskiej jest tym co uniemożliwia skodyfikowanie wszystkiego i zapięcie tegoż systemu w formułki prawne. Życzę powodzenia przy kodyfikowaniu owego "szczególnego stanu umysłów" i innych tego typu spraw, zresztą to jest zapewne przyczyną stanu w którym w zdecydowanej większości drużyn nie ma po prostu zastępów. Miast przygotować drużynowych do prowadzenia drużyny dajemy im "po komuszemu" regulaminy, dokumenty, wytyczne. Robimy wszystko by nie myśleli tylko odtwarzali jak roboty to co sie im każe, ot taki sposób na kontrolowanie wszystkiego przez władzę, doskonale "sprawdzający się" po dzień dzisiejszy np. w polskim wymiarze sprawiedliwości.
Zdecydowana większość pracy zespołów harcmistrzowskich przygotowujących różne dokumenty do Zjazdu to para w gwizdek. Niewiele to wniesie w prace harcerską drużyn. Drużyny naprawdę potrzebują właściwych warunków działania i wsparcia a nie takiej czy innej formułki w statucie ZHP. Płytkie widzenie skautingu jakie widać w dokumentach i działaniach niszczy wszystko. U przyczyn leży niezrozumienie indywidualności w metodzie harcerskiej. Wszyscy wiedzą, że jest taka cecha tyle, że już zrozumienie, iż właśnie ona wymaga efektu zwrotnego w wychowaniu, efektu który zmienia całą optykę systemów stopni, sprawności, pracy z kadrą, kształcenia (nie, arkusz ewaluacji nie ma nic wspólnego z indywidualnością) itd. przekracza chyba możliwość zrozumienia co poniektórych ludzi pracujących nad dokumentami ZHP. Nasza organizacja już dawno została przeregulowana. Czas więc wyrzucać na śmietnik kolejne instrukcje i regulaminy. Czas zająć się wspieraniem pracy drużynowych. Bo na razie to zmierzamy wprost na biurokratyczny śmietnik istniejący chyba jedynie po to by w środku ktoś mógł spełniać swoje dziwne ambicje przy ustawianiu papierów i graniu słowami, a na obrzeżach którego potrafią pojawiać się ludzie o nie zawsze przejrzystych intencjach !
I to właściwie koniec artykułu, jednak... Nie byłbym sobą nie stawiając kropki nad i. Nie chciałbym by ktokolwiek odniósł wrażenie, że nasza sytuacja jest jakaś wyjątkowa. Problem w tym, że jesteśmy jakieś 70 lat do tyłu w stosunku do innych organizacji. Za dowód niech posłużą słowa Pierre`a Bovet`a które napisał na temat organizacji w swojej doskonałej książce "Le genie de Baden-Powell" Autor opisuje tam m.in. niebezpieczeństwa jakim może ulec skauting przez nadmiar organizacji. Swobodne zabawy, naturalny ruch są zastępowane przez postawy które są sztuczne, czynności konwencjonalne. Wymagane są, jakby to była rzecz najważniejsza, postawa na baczność, sztywne ukłony. Wprowadza się skomplikowane hierarchie; aż do przesady wszystko jest ujmowane w przepisy, zapominając, że najważniejszą rzeczą jest zapewnienie i pobudzanie młodych do radosnej aktywności i wydajnej samorzutności. Do tego dodajmy jeszcze nadmiar papierków i nadto skomplikowane próby. Gdyby drużynowy chciał dokładnie stosować się do dyrektyw wyższych władz, od których niekiedy zależy, spędzałby większość swego czasu na wypełnianiu spisów, kart kontrolnych i wykazów. Jego praca poświęcona pisaninie nawet maksymalnie uproszczona i tak zajmuje kilka godzin w miesiącu. A czas drużynowego jest zawsze ograniczany (chociażby przez obowiązki zawodowe i rodzinne) - i lepiej by poświęcał czas skautom niźli papierom. Ale jest jeszcze coś gorszego. Skłonność do niepotrzebnego komplikowania prób...
Tak więc już dawno temu problemy organizacji skautowych zostały zdiagnozowane, opisane i zostały opracowane właściwe "lekarstwa". Ale cóż z tego? Przecież my Polacy nie gęsi i zawsze wiemy lepiej. Napiszmy kolejne regulaminy, systemy, dokumenty, zalecenia, standardy... A harcerstwo? Cóż, pożyjemy zobaczymy. No chyba, że nie pożyjemy bo u naszych "reformatorów" coś chyba nie do końca jest tak z ekonomią myślenia. A o brzytwie Ockhama to chyba nie słyszeli...
(dla leniwych... Brzytwa Ockhama - wprowadzona przez Williama Ockhama zasada: istnień nie należy mnożyć ponad potrzebę (łac. Non sunt multiplicanda entia sine necessitate), tłumaczona także tradycyjnie jako: Bytów nie mnożyć, fikcyj nie tworzyć, tłumaczyć fakty jak najprościej. W praktyce tłumaczy się to jako: proste rozwiązanie jest najlepsze albo nie wymyślaj nowych czynników jeżeli nie istnieje taka potrzeba, a jeżeli już, to udowodnij najpierw ich istnienie. )
I to by było na tyle.
pwd. Janusz Sikorski
drużynowy 8 TDHL "Birkuty"
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Quo Vadis ZHP!
to jest pytanie które nie daje spokoju w wielu kręgach ludzi związanych z harcerstwem.Tylko czy to jest już Quo Vadis i przeżyjemy upadek harcerstwa,a odrodzenie się z popiołów może być o wiele trudniejsze niż już dać możliwość poprowadzenia rozwoju własnych drużyn,środowisk przez instruktorów harcerzy na własny pomysł. oraz nie powinno się zamykać przed harcerzami chcącymi powrócić do aktywności po przerwie w życiu harcerskim-dla wielu decyzja odejścia z drużyny była bardzo trudna a wręcz nie do przyjęcia ale życie zmuszało do tego,,,
Dzisiaj często harcerstwo często zamyka się w sobie,zostaje zamknięte w danej "szufladce" a powinno otworzyć się na świat różności ludzi i każdy człowiek jest dla harcerstwa szansą rozwoju i jego wielką atrakcją,,,a nie potrzeba nam kolejnych papierków do wypełnienia ani zamykania się dla ludzi o innym sposobie myślenia mających swoją pasję.
Quo Vadis... dobre pytanie. Tylko ilu instruktorów serio zadaje sobie samym to pytanie. Ilu znajduje na to czas a co najważniejsze jest do tego zmotywowanych. W naszym Związku pełniłem różne funkcje: w hufcu, chorągwi, wreszcie w GK.Przez ten czas ciągle jestem drużynowym. Ciągle jeszcze znajduję radość w pokazywaniu moim harcerzom tego, że życie może wyglądać zupełnie inaczej... że można i trzeba być aktywnym, że trzeba innym dawać siebie... że trzeba wreszcie "świecić przykładem" nie dbając o rzucane niejednokrotnie w naszą stroną inwektywy. Jednak mając całkiem spore rozeznanie w tym co się w Związku dzieje zupełnie zgadzam się z treścią artykułu druha Janusza. Biurokracja nas przytłacza. Ciągłe zaś zmiany we wzmiankowanych regulaminach, kodeksach czy wreszcie w Statucie nasuwają takie oto pytanie: kim jesteśmy ? Kim są wszyscy funkcyjni naszej Organizacji ? Czy rzeczywiście do drużynowego nikt już nie ma zaufania i wszystko musi być na piśmie ? Cóż, widzę to po swoim środowisku... utknęliśmy w martwym punkcie... trwamy. Ciekawe jak długo jeszcze... znikąd nie widać odsieczy a każda inicjatywa budzi we władzach niepokój. Z przykrością stwierdzam, że zbyt mało "serca"... za dużo "szkiełka i oka". Zostaje tylko to niepokojące pytanie: Quo Vadis ZHP ?