Nawigacja
Marcin Wysmułek: Elita - o etos harcerza
O ileż łatwiej by mi było w życiu, gdybym był łajdakiem. To zatrważające, że dranie mają lepiej. Nie musiałyby mnie krępować jakieś zasady, obietnice, prawa. Przyjąłbym za aksjomat, że wolno mi wszystko to, co nie jest zakazane. I nieważne jest cierpienie, nieważna krzywda innych. Bo dla mnie, ja, mnie, o mnie, mi. I dobrze, że jestem jaki jestem.

Byłbym swoim bogiem.

Wybrałem jednak inną drogę. Niektórzy mówią, że jestem głupcem. A ja poszedłem za moim zastępowym prawie trzydzieści lat temu, za moją drużynową, za bohaterami mojego Hufca. Wybrałem inną drogą. Uznałem, że służba, działanie pro publico bono, dawanie z siebie jest wartością, że jest czymś dobrym, po prostu naturalnym. Że stałe doskonalenie się poprzez próby na kolejne stopnie, poprzez zdobywanie sprawności, naramiennika, przechodzenie prób stawianych mi przez moich instruktorów i wreszcie stawianych samemu sobie stanowią o mojej wartości i chcę to robić bo to też jest czymś dobrym, naturalnym po prostu. Być może zrobiłem to dla siebie bo ta wiara mnie wzbogaca, trudności mnie hartują. Uważam to za naturalny porządek rzeczy. I tak jak ja uważają tysiące osób. To wspaniałe.

Z grubsza rzecz ujmując i oczywiście upraszczając znacznie, widzę w naszym Ruchu dwa poglądy. Jedni uważają, że harcerstwo jest po to by zapewniać zajęcie w czasie wolnym dla dzieci i młodzieży. Inni uważają, że jest stylem bycia, światopoglądem, wartością.

Kiedy w harcerstwie brakuje idei harcerstwo zanika. Środowiska mogą gromadzić się wokół charyzmatycznego wodza i prężnie działać, ale gdy przekaże on funkcję następcy najczęściej zaczynają się kłopoty. Jeśli w ogóle znajdzie się następca. Kiedy harcerstwo służy jedynie do organizacji czasu wolnego to zaczyna przegrywać z klubami RPG, grami komputerowymi, Internetem, klubingiem albo z organizacjami, które jakąś ideę mają czy to organizacjami paramilitarnymi czy przybudówkami partii politycznych.

Jest to szczególnie odczuwalne w małych miejscowościach kiedy drużynowy czy komendant zaczyna studia, albo pracę w odległym mieście i zwyczajnie nie ma komu kontynuować jego dzieła. Dlaczego? Bo nikt nie jest przygotowany, bo brakuje szkoleń, brakuje wiary, potrzeby, brakuje spajającej wszystko idei.

Istotą Ruchu harcerskiego jest idea, są zasady, które przyjmujemy za własne. Z początku dlatego, że takie zasady wyznają ci, których podziwiamy, z czasem dojrzewamy i przyjmujemy je za własne. Nasz kształtujący się światopogląd pokrywa się Prawem i Przyrzeczeniem Harcerskim, chcę wzorować się na bohaterach drużyny, szczepu, hufca.

Harcerstwo, Związek Harcerstwa Polskiego (ale i inne organizacje harcerskie tak samo) nie jest organizacją zapewniającą czas wolny, jest organizacją wychowawczą. Mamy pewne ideały, wzorce i wierząc, że są słuszne, że warto do nich dążyć robimy wszystko by nasi podopieczni także uznali je za ważne. Ale nie nakazem, a własnym przykładem. Jeśli drużynowy ma autorytet i żyje według zasad, które głosi to jego podopieczni też będą starali się tak żyć i często wcale nie musi im mówić "róbcie tak, a tak nie".

Spotykam się czasem z zarzutem, że uważam harcerstwo za ruch (organizację?) elitarną. Że nie należy się wywyższać, że to niewychowawcze i tak dalej. Próbowałem znaleźć "politycznie poprawne" słowo komentarza, ale nie znajduję. Powiem więc wprost - to brednie.

Dlaczego boimy się słowa "elita"? Mówimy harcerzom: bądź prawy, bądź uczciwy, bądź sprawiedliwy, uczynny, ofiarny, bądź jak Orsza, Zawisza, Rudy, Zośka, Alek, Pilecki, Kamiński, ale nie mówimy im: bądź elitą, dąż do tego, aspiruj do elity. Dlaczego?

Harcerstwo od zarania swych dziejów gromadziło elitę, kształciło elitę, było elitą. W dwudziestym roku minionego stulecia całe drużyny szły na front, było naturalnym, że szeregi karnych w najlepszym tego słowa znaczeniu, młodych ludzi odpowiedziały na apel Ojczyzny. Byli potrzebni. Stawili się. Czwórkami.

Także pod okupacją w latach czterdziestych, w Szarych Szeregach i Koniczynach, w małym sabotażu, w Bojowych Szkołach, w Powstaniu - byli potrzebni. Stawili się. I było naturalnym, że są, bo są potrzebni. Można oczywiście snuć rozważania, czy nie lepiej było przeczekać, żeby zachować życie i zdrowie dla "Pojutrza" zamiast wpisywać się w tradycję bohaterskiego oddawania życia w powstaniach, ale nie o tym chcę mówić. Byli potrzebni i stawili się. Także w czasie okupacji przygotowywali się do tego "Jutra" i "Pojutrza", zdobywali wiedzę, umiejętności, zawody, dyplomy i doświadczenie. Każdy kto przeczytał choć jedną książkę o tych czasach, albo posłuchał choć jednego ich uczestnika wie o czym mówię.

I po wojnie, i później, i już w czasach nam współczesnych harcerze zawsze byli w awangardzie, zawsze zdobywali, właśnie zdobywali, a nie "dostawali" stopnie, realizowali próby, doskonalili się, w istotę swojego życia, w fundament życiowych wyborów zawsze wpisywali służbę, braterstwo i samodoskonalenie.

Prowadziłem wiele prób na stopnie harcerskie i instruktorskie, szefowałem kapitule HR i widziałem tych prób jeszcze więcej i nie były to zadania łatwe. Moi podopieczni poprzeczkę sami sobie ustawiali bardzo wysoko, zgodnie z zasadą "na progu możliwości", żeby zbyt łatwe zadanie nie było demotywujące, a zbyt trudne nie było nierealizowalne. Sami chcieli. I sami te zadania realizowali, zdobywali stopnie, nikt im ich nie dawał ot tak.

To jakże nazwać takich ludzi jeśli nie elitą? Czymże zatem jest elita?

Nie chodzi o ty by się chełpić, mienić mianem lepszych od innych i pławić w blasku chwały, zarozumiałych nigdy nie brakuje, ale w etosie harcerza tego nie ma. Kiedy tylko jesteśmy potrzebni - jesteśmy. W powodziach, zbiórkach żywności dla ubogich, białych służbach, pomocy samarytańskiej, ale także w codziennej służbie "bez nagrody", pomocy osobom starszym, słabszym, potrzebującym. Oddziałujemy także na rówieśników naszą postawą, naszymi ideami, światopoglądem bronionym "bez względu na to kto go kwestionuje", naszymi wartościami, naszymi powinnościami.

Od zucha zdobywamy sprawności, realizujemy próby drużyną i personalnie, w końcu sami sobie je tworzymy i sami stajemy przed komisjami by zdać z nich raport. Zdobywamy kolejne stopnie szukając sobie opiekunów, wzorów, ludzi, którzy nie są przeciętni by się od nich uczyć, by czerpać z ich właśnie doświadczeń. I w życiu powszednim stawiamy sobie zadania zbyt trudne dla innych. I realizujemy je.

Wszystkie próby umasowiania harcerstwa kończyły się źle. Co z tego, że były klaso-drużyny, że każdy "harcerzem" być w pewnym momencie musiał. To nie było harcerstwo. Stąd wziął się w powszechnym rozumieniu termin "harcerzyka" czyli kogoś naiwnego, kto robi wszystko byle jak, niepoważnie. A przecież przed wojną harcerz był uosobieniem kogoś na kim można polegać, kto od siebie wymaga, kto coś sobą reprezentuje. Staraliśmy się ten etos przywrócić. I wreszcie się udaje. To nasza gotowość do pełnienia bezinteresownej służby zawsze, wszędzie i fachowo (sic!) przynosi takie owoce. Jest powszechnie wiadome, że będziemy tam gdzie będziemy potrzebni, nie tylko poproszeni, ale sami stawimy się bez wezwania. I będziemy dobrzy, bo się stale doskonalimy.

Znów jesteśmy rmyr1;, mamy mundury, nie mundurki, na mundurach mamy symbole, które od stu już lat nas jednoczą. Bo jesteśmy w swej wielości zjednoczeni, pomimo kilku organizacji, pomimo różnic, w swojej istocie, w służbie, braterstwie i samodoskonaleniu jesteśmy razem.

Harcerstwo jest elitarne. Każdy może wstąpić do harcerstwa, ale nie każdy może w nim zostać, niektórym jest za trudno. Ale nie dlatego, że brakuje im obiektywnych cech, a dlatego, że brakuje im charakteru. A mimo to jeśli trafią na dobrego instruktora ten charakter wykuje im się w ogniu codziennych prób, które postawi przed nimi drużynowy, a później sami będą sobie je stawiać.

Tak, należymy do elity, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Zapraszamy każdego, nie każdego stać na to by z nami zostać. Bo trzeba siły i odwagi by umieć z czegoś rezygnować w imię wyższych celów. Nas na to stać. Nawet jeśli czasem zdarza się, że nie.

A że są harcerze, drużyny dla których to o czym piszę jest obce? Są. I cóż z tego? Pewien człowiek zaczepił kiedyś Andrzeja Małkowskiego na dworcu i powiedział, że tam w barze dworcowym skauci piją piwo. To nie są skauci - odpowiedział Małkowski. Jak to nie skauci, mają przecież mundury - utrzymywał mężczyzna. Kartofle też są w mundurkach - odparł Małkowski.

Nie rozumiem strachu przed wielkimi słowami. Uważam jak Zbigniew Herbert, że trzeba "je powtarzać, powtarzać z uporem". Nie chodzi o to by wpajać pogardę do innych, gorszych, ale by stawiać wysokie wymagania i wpierać dążenie do nich.

Na sztandarach mamy "Bóg, Honor i Ojczyzna", na lilijkach "Ojczyzna, Nauka, Cnota". Czy mamy zmienić te hasła, czy nie są już aktualne? Czy też może stanowią o istocie harcerstwa, są naszą cechą odróżniającą nas od innych. Poważnie traktujemy wędrownicze "Służba, Braterstwo, Samodoskonalenie" czy też są to słowa puste, reklamowe slogany?

Nasi harcerze potrzebują jasnych drogowskazów, zasad trzymając się których będą mogli się zdefiniować jako harcerzy, jako Harcerzy, jako ludzi porządnych, prawych. Mamy Prawo, mamy Przyrzeczenie, mamy tradycje i mamy wielkie słowa jak patriotyzm, służba, dobro publiczne, doskonalenie się, Polska, braterstwo i szereg innych. Mamy też naszych bohaterów, wzorce na których życiu i działaniu chcemy się wzorować i są to nie byle jakie nazwiska.

Dobry instruktor musi znać "wielkie słowa" i umieć o nich mówić. Nikt za nami nie pójdzie jeśli mu powiemy: chodź z nami, będziesz przeciętny.

hm Marcin Wysmułek HR

Artykuł jest rozwinięciem materiału opublikowanego na forum.zhp.pl i na facebooku.

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.