Nawigacja
Dyskusja redakcyjna HR-a: Zloty czy Spędy?
- Drukuj
- 29 sty 2011
- Organizacja
- 3226 czytań
- 0 komentarzy
Przyszłość dużych imprez ZHP w świetle zlotu krakowskiego AD 2010: czy znów takie imprez będą nazywane "masowymi spędami" i czy czy dla środowisk harcerskich będą szansą na równanie w górę, czy okazją do równania w dół? Temat Zlotu stał się jednym z wiodących w dyskusji redakcyjnej "HR-a" 4 grudnia 2010:
Grzegorz Skrukwa (GS): Pojawiły się zarzuty do artykułu Magdy Pabin w ostatnim"HR" że opisuje tylko negatywne strony Zlotu w Krakowie
Stary Wilk (PN): No cóż, teraz dominuje niestety taka filozofia w ZHP, że jak coś oceniasz negatywnie, to jesteś "krytykantem". Przypomniała mi się dekada "propagandy sukcesu", jak mówić, to tylko dobrze i "konstruktywnie", cokolwiek by to miało znaczyć.
Janusz Sikorski (JS): Bo teraz tak jest rozumiane słowo "pozytywność"! Pozytywny - to nie znaczy że wzmacniasz pozytywne zachowania by ograniczyć negatywne, ale znaczy tyle, że tylko pozytywnie gadasz o innych, nie mówisz rzeczy krytycznych i niemiłych.
PN: Ja widzę że mamy bardzo poważny problem, bo górę w organizacji wzięli instruktorzy, którzy nie widzą harcerstwa jako ruchu wzajemnych oddziaływań. Widzą je natomiast jako wolontariat w którym osoby dorosłe organizują czas dzieciom i młodzieży, tzn. świadczą usługi wychowawcze. Mamy coraz częściej do czynienia z bardzo niedobrym parazawodowstwem, tzn. wplata się do pracy harcerskiej całe spektrum form, zajęć, a nawet zabaw zupełnie nie mających nic wspólnego z metodą harcerską. Symbolem tego był Ogólnopolski Zlot Drużynowych, gdzie trzeba było iść 4 kilometry żeby spokojnie odbyć ognisko harcerskie, a w centrum Zlotu był wielki składany basen i ryczące nagłośnienie.
GS: Coraz bardziej jest tak, że praca z drużyną jest postrzegana jako "użeranie się z dzieciakami" za które drużynowy "coś ma mieć", jakiś ubaw, oderwanie się od tego.
PN: I to jest tragedia! Zanika praca razem, przecież harcerstwo polega na tym że robimy razem, razem śpiewamy, razem wędrujemy, razem biwakujemy, wychowawcy i wychowankowie podług wspólnych zasad. A teraz zaczyna być tak że instruktor to ma być jakiś nadzorca nad stadem półgłówków. Np. w Krakowie gdy padła sieć internetu bezprzewodowego i tym samym system rejestracji na zajęcia, to wszystko padło: powstały kolejki do punktów rejestracji po 150 osób, jak za komuny po pomarańcze i kawę...Zastępy czekały, aż "organizator przyniesie zajęcia". Na szczęście obok był Kraków, harcerze szli do miasta, puby i pizzerie był pełne. OK - fajnie, niektórzy sobie przynajmniej zwiedzili Kraków, ale równie dobrze mogli pojechać od Dublina albo Wenecji, bo to nie miało nic wspólnego z 100-leciem harcerstwa. Tylko dlaczego w Londynie na Jambo w 2007 było pełno skautów w muzeach a nie w pubach i pizzeriach?
JS: Mam wrażenie że artykuł Maćka o Zlocie ZHPpgK mówi też dużo o ZHP. Maciej przedstawił Zlot bardzo pozytywnie, ale chyba też tam już wystąpiły wcześniej problemy które teraz mamy w ZHP...
PN: Ja bym nie oceniał ZHPpgK jako całości. To jest konglomerat różnych organizacji. Inne jest ZHPpgK w Anglii, inne w USA, inne w Francji, inne w Kanadzie. W jednym kraju rzeczywiście spetryfikowane na poziomie szkółki niedzielnej z pląsami, ale inne bardzo dużo zaczerpnęły ze skautingu w swoim kraju, są nowoczesne na sposób skautowy ale jednocześnie puszczańskie. U skautów jest wiele rzeczy które u nas są postrzegane jako "plastik", ale to jest wykorzystywane do harcerskich form pracy, nie zabija metody skautowej, np. nowoczesne wyposażenie biwakowe zastępu. A czy my mamy w ogóle jeszcze w ZHP zastępy?!
GS: Obawiam się że już prawie wcale nie...
PN: My mamy jakieś grupki, clubbing harcówkowy. Harcerstwo na poziomie szkoły podstawowej to przedłużenie wieku zuchowego z pląsami i zabawami. Potem gimnazjum, niestety najczęściej postrzegane jak "inkubator zła", do którego nie umiemy podejść. I w efekcie są 2 harcerstwa starsze jedno nazywane "HS" i jedno nazywane "wędrownictwem". Wędrownictwo powinno być ruchem jak najmniej zorganizowanym, jak najmniej sformalizowanym, ruch jednostek, często zbuntowanych i niepokornych w ramach gromad wędrowniczych, a nie sformalizowanych drużyn i wyczerpanego na tym poziomie systemu zastępowego.
JS: W ZHP są betonatorzy i petryfikatorzy, są ludzie którzy nie potrafią pogodzić się z harcerstwem jako ruchem dorosłych wychowawców, a nie "instytucją czasu wolnego".
PN: Hodujemy parazawodowców, pseudozawodowców, organizatorów pracy z dziećmi, animatorów czasu wolnego. Chcemy teraz zatrudniać drużynowych na umowy, bez wynagrodzenia - dorosłych do pracy z dziećmi. Skądinąd historia zatoczyła koło, mamy też znów zawód harcerz, jak ten komendant chorągwi co to lata już strawił jako komendant i wylobbował obalenie kadencyjności... Chorągiew jako firma, hufce jako firma... zwłaszcza pseudohufce gdzie nie ma harcerzy a hufiec jest po to by baza funkcjonowała. Ba, nawet niektóre szczepy są firmami! Niedawno spotkałem taki szczep gdzie od 30 lat jest ten sam szczepowy...
JS: ZHP się staje federacją firm, które oferują usługi turystyczno-edukacyjne, i stosują nieuczciwą konkurencję względem firm działających na rynku. Nieuczciwą, bo działają jako organizacja pożytku publicznego i korzystają z darmowej pracy "wolontariuszy".
GS: Wróćmy do zlotów. Czy nie obawiacie się, że znów będzie tak jak za komuny, że będzie trzeba unikać "spędów"? Czy będziemy musieli ostrzegać przed następnym Zlotem: Harcerze, nie jeździe tam!
PN: Zdecydowane tak! Jestem za formą Polowych Zbiórek Harcerzy Starszych, Watr Wędrowniczych.
JS: Ja byłem na Zlocie ze swoim środowiskiem, ale nie wpisywaliśmy się w tamtejszy format działania, gdyby nas było więcej , może i Zlot by wyglądał inaczej.
PN: Wszelki spęd - hufcowy, chorągwiany etc. ma sens wtedy gdy jest podsumowaniem pracy co najmniej 1 roku, inaczej nawet obóz nie ma sensu, jest świadczeniem usług obozowych. Dlatego trzeba się przyjrzeć zlotom grunwaldzkim, one są jednak podsumowaniem pracy całorocznej, środowiska grunwaldzkie wykonują dużą pracę by przygotować się do udziału w zlocie, poważnie do tego podchodzą. My kiedyś mieliśmy zastrzeżenia wobec pierwszego zlotu grunwaldzkiego, kojarzył się nam ze Stowarzyszeniem Grunwald, z polityką późnego Jaruzelskiego... Ale współcześnie tam jednak jest rzeczywiste przełożenie pracy w drużynach na zlot. Na tym tle Kielce i Kraków to zupełna porażka! Jeśli na Grunwaldzie są niedomagania organizacyjne i nie zawsze fajne zachowanie, to jest to chyba właśnie wynik braku jednoznacznej formy takich harcerskich Jamboree.
JS: W Krakowie nie było oboźnego, a naprawdę można było w godzinę z tego spędu zrobić Zlot harcerski, gdyby oboźny wziął się do roboty.
PN: Nowoczesne środki komunikacji - OK, są dobre zamiast tradycyjnych struktur komunikowania się, ale muszą być zastosowane z głową, obliczone logistycznie . Nie wystarczy byle jaka improwizacja, nie wystarczy postawić maszcik z sygnałem bezprzewodowego internetu, trzeba jeszcze przewidzieć transfer danych i liczbę korzystających. Jeśli na zlocie kodowano dostęp, to nie rozumiem problemów. W Londynie skauci mieli namioty dowodzenia i łączności, a działało to co najmniej tak samo dobrze jak w NASA na Cape Kennedy!
GS: Coraz częściej spotyka się na dużych imprezach harcerskich przykłady zachowań skrajnie negatywnych - to o czym opowiadali ludzie z Harcerskiej Służby Porządkowej: próby wnoszenia piwa, chamskie odzywki itd. Jest normalne że młodzi ludzie zachowują się jak urwani z łańcucha i mają szalone pomysły - ale gdzie są instruktorzy? Dlaczego na to nie zwracają uwagi? Gdzie jest ta rzesza szarż instruktorskich które mamy podobno w ZHP? Jeszcze jakichś drużynowych się widzi, ale reszta kadry? Gdzie są szczepowi, gdzie są komendanci hufców, dlaczego nie przewodzą, nie dają przykładu, nie interesują się co robi młodzież na Zlocie?
PN: Na Zlocie wychowawcy zostali zmarginalizowani. Instruktorzy z lilijkami na rękawach byli traktowani jak "uczestnicy". Powstała nowa kategoria: "organizatorzy". Podzielono instruktorów ZHP na "organizatorów" i całą resztę która jest na prawach jakiegoś "klienta". Samo HSP miało zastąpić kadrę. To chyba jakaś pomyłka. Nie mam nic przeciw ludziom z HSP, którzy wykonywali dobrą robotę. Ale taką służbę powinni głównie pełnić wszyscy instruktorzy! Powinna powstać lista instruktorów biorących udział w Zlocie i wszyscy oni powinni pełnić służbę, dyżury, uczestniczyć w prowadzeniu zajęć. Było chyba z 1000 instruktorów, ale nikt nie pomyślał żeby naprawdę wykorzystać ich do spraw organizacyjnych, czy programowych. Zamiast tego łazili po kawiarniach.
JS: Co robiło 300 osób w nocy pod kibelkami, o 1.00 pląsając "kółka dwa"? Gdzie byli ich oboźni, gdzie byli ich instruktorzy?
PN: Największe samobójstwo jakie można popełnić przy organizacji obozu to stworzyć "zastęp instruktorski". A tu były same takie "zastępy"! Pamiętam sytuację z lat 60-tych, gdy na wizytację przyjechał hm. Władysław Piliński "Pucek", wizytator obozów krakowskich. Zapytał czy może kilka dni pomieszkać przy naszym obozie, bo będzie miał bliżej do innych. I rozbił sobie namiot, postawił pryczę, potem przebrał się w jakieś robocze ubranie i zakasał rękawy do roboty - przez nikogo nie proszony zameldował się do oboźnego, porąbał drewno, wyszorował dwa kotły, przyjrzał się jak mamy ułożone zapasowe namioty w magazynie i poradził jak można to zrobić lepiej. Każdy instruktor na imprezie harcerskiej, czy to jest obóz czy zlot, powinien umieć sobie znaleźć pole do służby, albo trzeba mu je znaleźć.
Jakość kadry obecnego ZHP to jednak inna sprawa. Teoretycznie na zlocie na 10 harcerzy miał być 1 instruktor, więc teoretycznie byłoby tam 1000 instruktorów - to ogromna siła, można by chyba Kraków na nowo zbudować. A co było: został bałagan po zlocie, masakra jakaś. Takie są efekty podzielenia na "organizatorów" , "klientów" i "reprezentacje". Totalna pomyłka! Nasza kadra nie jest słaba, ale jest źle kształcona. Janusz - byłeś na LAS, widziałeś jak może wyglądać dobre kształcenie?
JS: Dla mnie ono też było jeszcze dalekie od tego co bym chciał widzieć. Np. powinno być tak, że uczestnicy kształcenia instruktorskiego sami budują sobie obozowisko, a nie tak że buduje im jakaś super drużyna z piłami łańcuchowymi. Wtedy, w pracy, tworzy się przeżycie, tworzą się więzi, w naturalny sposób są przekazywane pewne treści.
PN: zgadzam się, tak jak nad Wigrami! Tam pokazywali odcinek krzaków i mówili: tu sobie postaw szałas, tu sobie zbuduj miejsce do życia! Jak nie chcesz, to wracaj do Warszawy! Teraz przeżywamy rozdwojenie jaźni, sami jesteśmy skażeni konsumpcjonizmem, chcemy sprzedać młodzieży usługę, a nie robić coś razem z młodzieżą. Czy stary wyjadacz, czy młody biszkopt, musi się nauczyć że namiot musi mieć policzone śledzie, być suchy, przesypany talkiem, że trzeba o niego dbać. Inaczej wychowamy pasożytów.
JS: Zrobić coś samemu - satysfakcję ze zrobienia czegoś samemu nie jest tak trudno obudzić. Nawet u konsumpcyjnie nastawionej młodzieży, można po 3-4 dniach obozowania obudzić satysfakcję z pracy, kiedy przychodzi chłopak i mówi "nawet nie wiedziałem że tak się będę cieszył że umiem zrobić to i to". Ale musi to być na prawdziwym obozie, stawiającym wyzwania.
PN: Na tym polega harcerski, skautowy "fun", prawdziwy, jak w baden-powellowskim skautingu. Na robieniu razem czegoś fajnego. Ale my nie mamy "fun'u", my chyba jesteśmy strukturą jakichś popłuczyn po organizacyjkach młodzieżowych poprzedniej epoki. Harcerstwo bez "harcerskiego fun'u" to jakaś ponura, szpalerkowa organizacja zaganiająca dzieci pod pomniki. A instruktorzy, którzy nie mają radości z tego co robią w harcerstwie, to działacze, uprawiajacy działactwo.
JS: Albo niby radosna organizacja dzieciokwiatowa, przegięcia są w dwie strony, prawo i lewo, tylko zdrowego środka nie ma.
PN: Jaka to radość siedzieć całą noc, po ciszy nocnej, przy ogniu, cicho śpiewać. Jest ogłoszona cisza nocna, ale po chwili wszyscy wypełzają z namiotów i siedzą przy ogniu, nikt ich nie wygania, bo jest cudownie. Wyobrażacie sobie na Zlocie w Krakowie krąg ognia, gdy wszyscy zdejmują sznury, bo wobec ognia wszyscy są równi, i każdy może szczerze powiedzieć co ma na myśli, kilkunastoletni chłopak może powiedzieć oboźnemu co oboźny według niego skopał. Myślicie że na Zlocie byłoby to możliwe?
JS: to byłby szok!
(dyskusja redakcyjna "Harcerza Rzeczypospolitej" została przeprowadzona 4 grudnia 2010).
Grzegorz Skrukwa (GS): Pojawiły się zarzuty do artykułu Magdy Pabin w ostatnim"HR" że opisuje tylko negatywne strony Zlotu w Krakowie
Stary Wilk (PN): No cóż, teraz dominuje niestety taka filozofia w ZHP, że jak coś oceniasz negatywnie, to jesteś "krytykantem". Przypomniała mi się dekada "propagandy sukcesu", jak mówić, to tylko dobrze i "konstruktywnie", cokolwiek by to miało znaczyć.
Janusz Sikorski (JS): Bo teraz tak jest rozumiane słowo "pozytywność"! Pozytywny - to nie znaczy że wzmacniasz pozytywne zachowania by ograniczyć negatywne, ale znaczy tyle, że tylko pozytywnie gadasz o innych, nie mówisz rzeczy krytycznych i niemiłych.
PN: Ja widzę że mamy bardzo poważny problem, bo górę w organizacji wzięli instruktorzy, którzy nie widzą harcerstwa jako ruchu wzajemnych oddziaływań. Widzą je natomiast jako wolontariat w którym osoby dorosłe organizują czas dzieciom i młodzieży, tzn. świadczą usługi wychowawcze. Mamy coraz częściej do czynienia z bardzo niedobrym parazawodowstwem, tzn. wplata się do pracy harcerskiej całe spektrum form, zajęć, a nawet zabaw zupełnie nie mających nic wspólnego z metodą harcerską. Symbolem tego był Ogólnopolski Zlot Drużynowych, gdzie trzeba było iść 4 kilometry żeby spokojnie odbyć ognisko harcerskie, a w centrum Zlotu był wielki składany basen i ryczące nagłośnienie.
GS: Coraz bardziej jest tak, że praca z drużyną jest postrzegana jako "użeranie się z dzieciakami" za które drużynowy "coś ma mieć", jakiś ubaw, oderwanie się od tego.
PN: I to jest tragedia! Zanika praca razem, przecież harcerstwo polega na tym że robimy razem, razem śpiewamy, razem wędrujemy, razem biwakujemy, wychowawcy i wychowankowie podług wspólnych zasad. A teraz zaczyna być tak że instruktor to ma być jakiś nadzorca nad stadem półgłówków. Np. w Krakowie gdy padła sieć internetu bezprzewodowego i tym samym system rejestracji na zajęcia, to wszystko padło: powstały kolejki do punktów rejestracji po 150 osób, jak za komuny po pomarańcze i kawę...Zastępy czekały, aż "organizator przyniesie zajęcia". Na szczęście obok był Kraków, harcerze szli do miasta, puby i pizzerie był pełne. OK - fajnie, niektórzy sobie przynajmniej zwiedzili Kraków, ale równie dobrze mogli pojechać od Dublina albo Wenecji, bo to nie miało nic wspólnego z 100-leciem harcerstwa. Tylko dlaczego w Londynie na Jambo w 2007 było pełno skautów w muzeach a nie w pubach i pizzeriach?
JS: Mam wrażenie że artykuł Maćka o Zlocie ZHPpgK mówi też dużo o ZHP. Maciej przedstawił Zlot bardzo pozytywnie, ale chyba też tam już wystąpiły wcześniej problemy które teraz mamy w ZHP...
PN: Ja bym nie oceniał ZHPpgK jako całości. To jest konglomerat różnych organizacji. Inne jest ZHPpgK w Anglii, inne w USA, inne w Francji, inne w Kanadzie. W jednym kraju rzeczywiście spetryfikowane na poziomie szkółki niedzielnej z pląsami, ale inne bardzo dużo zaczerpnęły ze skautingu w swoim kraju, są nowoczesne na sposób skautowy ale jednocześnie puszczańskie. U skautów jest wiele rzeczy które u nas są postrzegane jako "plastik", ale to jest wykorzystywane do harcerskich form pracy, nie zabija metody skautowej, np. nowoczesne wyposażenie biwakowe zastępu. A czy my mamy w ogóle jeszcze w ZHP zastępy?!
GS: Obawiam się że już prawie wcale nie...
PN: My mamy jakieś grupki, clubbing harcówkowy. Harcerstwo na poziomie szkoły podstawowej to przedłużenie wieku zuchowego z pląsami i zabawami. Potem gimnazjum, niestety najczęściej postrzegane jak "inkubator zła", do którego nie umiemy podejść. I w efekcie są 2 harcerstwa starsze jedno nazywane "HS" i jedno nazywane "wędrownictwem". Wędrownictwo powinno być ruchem jak najmniej zorganizowanym, jak najmniej sformalizowanym, ruch jednostek, często zbuntowanych i niepokornych w ramach gromad wędrowniczych, a nie sformalizowanych drużyn i wyczerpanego na tym poziomie systemu zastępowego.
JS: W ZHP są betonatorzy i petryfikatorzy, są ludzie którzy nie potrafią pogodzić się z harcerstwem jako ruchem dorosłych wychowawców, a nie "instytucją czasu wolnego".
PN: Hodujemy parazawodowców, pseudozawodowców, organizatorów pracy z dziećmi, animatorów czasu wolnego. Chcemy teraz zatrudniać drużynowych na umowy, bez wynagrodzenia - dorosłych do pracy z dziećmi. Skądinąd historia zatoczyła koło, mamy też znów zawód harcerz, jak ten komendant chorągwi co to lata już strawił jako komendant i wylobbował obalenie kadencyjności... Chorągiew jako firma, hufce jako firma... zwłaszcza pseudohufce gdzie nie ma harcerzy a hufiec jest po to by baza funkcjonowała. Ba, nawet niektóre szczepy są firmami! Niedawno spotkałem taki szczep gdzie od 30 lat jest ten sam szczepowy...
JS: ZHP się staje federacją firm, które oferują usługi turystyczno-edukacyjne, i stosują nieuczciwą konkurencję względem firm działających na rynku. Nieuczciwą, bo działają jako organizacja pożytku publicznego i korzystają z darmowej pracy "wolontariuszy".
GS: Wróćmy do zlotów. Czy nie obawiacie się, że znów będzie tak jak za komuny, że będzie trzeba unikać "spędów"? Czy będziemy musieli ostrzegać przed następnym Zlotem: Harcerze, nie jeździe tam!
PN: Zdecydowane tak! Jestem za formą Polowych Zbiórek Harcerzy Starszych, Watr Wędrowniczych.
JS: Ja byłem na Zlocie ze swoim środowiskiem, ale nie wpisywaliśmy się w tamtejszy format działania, gdyby nas było więcej , może i Zlot by wyglądał inaczej.
PN: Wszelki spęd - hufcowy, chorągwiany etc. ma sens wtedy gdy jest podsumowaniem pracy co najmniej 1 roku, inaczej nawet obóz nie ma sensu, jest świadczeniem usług obozowych. Dlatego trzeba się przyjrzeć zlotom grunwaldzkim, one są jednak podsumowaniem pracy całorocznej, środowiska grunwaldzkie wykonują dużą pracę by przygotować się do udziału w zlocie, poważnie do tego podchodzą. My kiedyś mieliśmy zastrzeżenia wobec pierwszego zlotu grunwaldzkiego, kojarzył się nam ze Stowarzyszeniem Grunwald, z polityką późnego Jaruzelskiego... Ale współcześnie tam jednak jest rzeczywiste przełożenie pracy w drużynach na zlot. Na tym tle Kielce i Kraków to zupełna porażka! Jeśli na Grunwaldzie są niedomagania organizacyjne i nie zawsze fajne zachowanie, to jest to chyba właśnie wynik braku jednoznacznej formy takich harcerskich Jamboree.
JS: W Krakowie nie było oboźnego, a naprawdę można było w godzinę z tego spędu zrobić Zlot harcerski, gdyby oboźny wziął się do roboty.
PN: Nowoczesne środki komunikacji - OK, są dobre zamiast tradycyjnych struktur komunikowania się, ale muszą być zastosowane z głową, obliczone logistycznie . Nie wystarczy byle jaka improwizacja, nie wystarczy postawić maszcik z sygnałem bezprzewodowego internetu, trzeba jeszcze przewidzieć transfer danych i liczbę korzystających. Jeśli na zlocie kodowano dostęp, to nie rozumiem problemów. W Londynie skauci mieli namioty dowodzenia i łączności, a działało to co najmniej tak samo dobrze jak w NASA na Cape Kennedy!
GS: Coraz częściej spotyka się na dużych imprezach harcerskich przykłady zachowań skrajnie negatywnych - to o czym opowiadali ludzie z Harcerskiej Służby Porządkowej: próby wnoszenia piwa, chamskie odzywki itd. Jest normalne że młodzi ludzie zachowują się jak urwani z łańcucha i mają szalone pomysły - ale gdzie są instruktorzy? Dlaczego na to nie zwracają uwagi? Gdzie jest ta rzesza szarż instruktorskich które mamy podobno w ZHP? Jeszcze jakichś drużynowych się widzi, ale reszta kadry? Gdzie są szczepowi, gdzie są komendanci hufców, dlaczego nie przewodzą, nie dają przykładu, nie interesują się co robi młodzież na Zlocie?
PN: Na Zlocie wychowawcy zostali zmarginalizowani. Instruktorzy z lilijkami na rękawach byli traktowani jak "uczestnicy". Powstała nowa kategoria: "organizatorzy". Podzielono instruktorów ZHP na "organizatorów" i całą resztę która jest na prawach jakiegoś "klienta". Samo HSP miało zastąpić kadrę. To chyba jakaś pomyłka. Nie mam nic przeciw ludziom z HSP, którzy wykonywali dobrą robotę. Ale taką służbę powinni głównie pełnić wszyscy instruktorzy! Powinna powstać lista instruktorów biorących udział w Zlocie i wszyscy oni powinni pełnić służbę, dyżury, uczestniczyć w prowadzeniu zajęć. Było chyba z 1000 instruktorów, ale nikt nie pomyślał żeby naprawdę wykorzystać ich do spraw organizacyjnych, czy programowych. Zamiast tego łazili po kawiarniach.
JS: Co robiło 300 osób w nocy pod kibelkami, o 1.00 pląsając "kółka dwa"? Gdzie byli ich oboźni, gdzie byli ich instruktorzy?
PN: Największe samobójstwo jakie można popełnić przy organizacji obozu to stworzyć "zastęp instruktorski". A tu były same takie "zastępy"! Pamiętam sytuację z lat 60-tych, gdy na wizytację przyjechał hm. Władysław Piliński "Pucek", wizytator obozów krakowskich. Zapytał czy może kilka dni pomieszkać przy naszym obozie, bo będzie miał bliżej do innych. I rozbił sobie namiot, postawił pryczę, potem przebrał się w jakieś robocze ubranie i zakasał rękawy do roboty - przez nikogo nie proszony zameldował się do oboźnego, porąbał drewno, wyszorował dwa kotły, przyjrzał się jak mamy ułożone zapasowe namioty w magazynie i poradził jak można to zrobić lepiej. Każdy instruktor na imprezie harcerskiej, czy to jest obóz czy zlot, powinien umieć sobie znaleźć pole do służby, albo trzeba mu je znaleźć.
Jakość kadry obecnego ZHP to jednak inna sprawa. Teoretycznie na zlocie na 10 harcerzy miał być 1 instruktor, więc teoretycznie byłoby tam 1000 instruktorów - to ogromna siła, można by chyba Kraków na nowo zbudować. A co było: został bałagan po zlocie, masakra jakaś. Takie są efekty podzielenia na "organizatorów" , "klientów" i "reprezentacje". Totalna pomyłka! Nasza kadra nie jest słaba, ale jest źle kształcona. Janusz - byłeś na LAS, widziałeś jak może wyglądać dobre kształcenie?
JS: Dla mnie ono też było jeszcze dalekie od tego co bym chciał widzieć. Np. powinno być tak, że uczestnicy kształcenia instruktorskiego sami budują sobie obozowisko, a nie tak że buduje im jakaś super drużyna z piłami łańcuchowymi. Wtedy, w pracy, tworzy się przeżycie, tworzą się więzi, w naturalny sposób są przekazywane pewne treści.
PN: zgadzam się, tak jak nad Wigrami! Tam pokazywali odcinek krzaków i mówili: tu sobie postaw szałas, tu sobie zbuduj miejsce do życia! Jak nie chcesz, to wracaj do Warszawy! Teraz przeżywamy rozdwojenie jaźni, sami jesteśmy skażeni konsumpcjonizmem, chcemy sprzedać młodzieży usługę, a nie robić coś razem z młodzieżą. Czy stary wyjadacz, czy młody biszkopt, musi się nauczyć że namiot musi mieć policzone śledzie, być suchy, przesypany talkiem, że trzeba o niego dbać. Inaczej wychowamy pasożytów.
JS: Zrobić coś samemu - satysfakcję ze zrobienia czegoś samemu nie jest tak trudno obudzić. Nawet u konsumpcyjnie nastawionej młodzieży, można po 3-4 dniach obozowania obudzić satysfakcję z pracy, kiedy przychodzi chłopak i mówi "nawet nie wiedziałem że tak się będę cieszył że umiem zrobić to i to". Ale musi to być na prawdziwym obozie, stawiającym wyzwania.
PN: Na tym polega harcerski, skautowy "fun", prawdziwy, jak w baden-powellowskim skautingu. Na robieniu razem czegoś fajnego. Ale my nie mamy "fun'u", my chyba jesteśmy strukturą jakichś popłuczyn po organizacyjkach młodzieżowych poprzedniej epoki. Harcerstwo bez "harcerskiego fun'u" to jakaś ponura, szpalerkowa organizacja zaganiająca dzieci pod pomniki. A instruktorzy, którzy nie mają radości z tego co robią w harcerstwie, to działacze, uprawiajacy działactwo.
JS: Albo niby radosna organizacja dzieciokwiatowa, przegięcia są w dwie strony, prawo i lewo, tylko zdrowego środka nie ma.
PN: Jaka to radość siedzieć całą noc, po ciszy nocnej, przy ogniu, cicho śpiewać. Jest ogłoszona cisza nocna, ale po chwili wszyscy wypełzają z namiotów i siedzą przy ogniu, nikt ich nie wygania, bo jest cudownie. Wyobrażacie sobie na Zlocie w Krakowie krąg ognia, gdy wszyscy zdejmują sznury, bo wobec ognia wszyscy są równi, i każdy może szczerze powiedzieć co ma na myśli, kilkunastoletni chłopak może powiedzieć oboźnemu co oboźny według niego skopał. Myślicie że na Zlocie byłoby to możliwe?
JS: to byłby szok!
(dyskusja redakcyjna "Harcerza Rzeczypospolitej" została przeprowadzona 4 grudnia 2010).
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.