Nawigacja
Maryna Kołeczek: Wędrownicze przemyślenia opiekunki zastępu
Funkcja zastępowego jest chyba najbardziej niewdzięczną w całym ZHP. Mnóstwo obowiązków, zero przywilejów. Zastępowy musi dbać o swoich podopiecznych, zajmować się nimi, pilnować. I co z tego ma? Tyle, że jeśli na moment straci czujność, a jego zastęp coś przeskrobie, to jemu się właśnie oberwie najbardziej.

A tak na poważnie - zastępowi są bardzo ważnymi ogniwami w metodycznym łańcuchu. Ciąży na nich z tego powodu wielka odpowiedzialność. To trudne prowadzić podopiecznych po harcerskiej drodze. Jest to skomplikowane zwłaszcza wtedy, gdy samemu dopiero co się na tę drogę weszło i dlatego młodzi zastępowi potrzebują czasami wsparcia. Takim wsparciem ma być opiekun zastępu. Mam przyjemność pełnić tę właśnie funkcję. Od jakiegoś czasu zajmuję się zastępem młodszych dziewcząt i muszę przyznać, że jest to naprawdę pouczające zajęcie. Oto kilka rzeczy których dowiedziałam się o zastępach:

Po pierwsze: zastęp (przynajmniej w pierwotnej fazie istnienia) winien być zapatrzony w swojego zastępowego i absolutnie przekonany o jego geniuszu. Autorytet jest tutaj bardzo ważną kwestią, nawet jeśli wyobrażenia o obiekcie kultu są lekko przesadzone. Zastęp musi ufać swojemu wodzowi, lubić z nim pracować i zabiegać o jego pochwały. Młodzi harcerze potrzebują kogoś, za kim mogliby pójść w ciemno zanim dorosną do tego, by samodzielnie decydować o swojej drodze. Małe, zagubione niebożątka muszą mieć kogoś, kto pomoże im się odnaleźć w tym nowym, dziwnym świecie jakim jest dla nich harcerstwo.

Jednakże taki stosunek do zastępowego niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo. Jak wiadomo lenistwo jest najgorszym i najczęściej ujawniającym się wrogiem harcerza. Nawet zastępowi mają z nim problemy. Zwłaszcza młodzi zastępowi. Dlatego gdy mają wokół siebie ludzi wykonujących każdy rozkaz, łatwo im (np.: pod pozorem ważniejszych obowiązków) trochę się poobijać, gdy reszta pracuje. Nawet nie trochę... Zastępowy cieszący się szacunkiem i sympatią swoich podwładnych może być zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. W zasadzie zachowanie zastępowego w tej kwestii zależy w znacznym stopniu od tego jak był traktowany, gdy jeszcze sam musiał słuchać rozkazów starszego harcerza z brązowym sznurem.

Wracając, na moment, do obijania się... Nie będzie to rewolucyjna myśl, ale muszę tu wspomnieć, że w grupie większej niż siedem osób bardzo łatwo udawać, że się pracuje (więc zastęp nie powinien być większy).

Skoro szacunek i podziw w stosunku do zastępowego jest tak ważny w pracy, to warto wspomnieć jak je zdobyć. Otóż (i tu przykład z życia wzięty) mówienie swoim ludziom na zbiórce, że się czegoś nie wie albo nie potrafi nie jest najlepszym pomysłem. Zastępowy musi być zawsze krok przed zastępem (wyższy stopień, więcej sprawności, itp.), ale jeśli już zdarzy mu się nie być doskonałym, to pod żadnym pozorem nie może tego pokazywać. Dzieci bardzo łatwo stracą poważanie dla osoby, która nie spełnia ich oczekiwań (np. nie potrafi czegoś wyjaśnić), więc niestety trzeba kombinować.

Jeśli zastęp nie stworzył się sam i nie ma w nim naturalnego lidera, to zastępowym zostaje ktoś ze starszych harcerzy. I tu znów pojawia się problem. Dowódca nie może być zbyt młody, bo nie ma jeszcze dość wiedzy, cierpliwości i wyczucia by pracować z młodszymi jeszcze od siebie dziećmi. Jeśli jednak będzie za stary, to nie znajdzie z zastępem wspólnego języka. Idealnie jest gdy grupa ma wspólne zainteresowania i spotyka się też poza zbiórkami.

Być zastępowym jest bardzo trudno, bo zawsze trzeba się trzymać zasady aurea mediocritas.

To skomplikowane być jednocześnie wodzem i kumplem. Stawać po stronie złej kadry, a jednocześnie być solidarnym z zastępem. Kierować pracą, a zarazem samemu pracować. Być nieomylnym i zwyczajnym jednocześnie. Biedni, oj biedni zastępowi...

samarytanka Maryna z „Leśnych”

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.