Nawigacja
Maciek Pietraszczyk: Dziury w burcie
Z toczonych od jakiegoś czasu ostrych nieraz dyskusji na forum.zhp.pl wyłania się obraz Titanica, który już dawno zderzył się z górą lodową, ale odpowiedzialni za to ludzie (i nie mam tu na myśli wyłącznie statutowych władz Związku) nie widzą tego. A nawet jeśli widzą, to i tak niewiele to zmienia. Powołując się na "klasyków" skautingu usiłują budować coś, co ze skautingiem i harcerstwem (polskim skautingiem) nie ma wiele wspólnego: jakąś dziecięco-młodzieżową korporację spędzania wolnego czasu w miejsce ruchu, którego celem jest wdrożenie młodego człowieka do samodzielnej pracy nad sobą.

W burcie naszego statku dziury pojawiły się w kilku miejscach:

- skauting był utożsamiany z osobą popularnego, lubianego i szanowanego BOHATERA jakim był Baden-Powell - skaut zakładając kapelusz identyczny z kapeluszem B-P był "prawie jak" jego idol (w Polsce taką rolę spełniała rogatywka, która powodowała, że harcerz był "prawie jak" dziadek z powstania styczniowego, czy tata w czasie bitwy warszawskiej) - obecnie te odwołania do mitologii bohaterskiej są w harcerstwie ganione, słusznie krytykowane są przegięcia polegające na zabawie w wojsko, ale w ślad za tym tępi się wszelkie przejawy odwoływania się strojem do wzoru osobowego, a to już jest poważny błąd wychowawczy. Dodatkowo nie potrafimy wskazać takich postaci, jakimi dla przedwojennych harcerzy był gen. Haller, a dla nas Orsza, Świst i Kamiński. Co nie znaczy, że ich nie ma. Po prostu, nie ma woli i działania, żeby je znaleźć i na nich oprzeć promocję harcerstwa wśród młodych;

- skauting łamał bariery społeczne i narodowe poprzez jednolity mundur, a jednocześnie poprzez różnokolorowe sznury, plakietki, chusty dawał możliwość pełnej indywidualizacji: nie było dwóch takich samych mundurów skautowych - w ZHP w ramach "wyrazistości" i "czytelności" zabija się indywidualizm, niektórym nie mieści się w głowie, że w przedwojennej składnicy harcerskiej można było kupić kilka równoprawnych wzorów mundurowych (widać to na zdjęciu w jednym z wydanych w latach 80-tych albumów harcerskich), w efekcie mamy jednolitą bezkształtną bryłę, od której każdy młody człowiek zawsze ucieknie z krzykiem;

- skauting nobilitował społecznie poprzez partnerskie relacje z ludźmi "lepszymi" - dzieciak z blokowiska był w jednym zastępie z hrabiczem i bawił się z nim w hrabiowskim pałacu, miał z nim wspólne tajne zawołania, wspólne szyfry itp. To go nobilitowało i we własnych oczach i w oczach otoczenia. W warunkach zglajszachtowania polskiego społeczeństwa i odbudowywania barier społecznych, zamykania się środowisk na siebie nawzajem, co widać nawet we frazeologii polityków ten czynnik skautingu jest bardzo trudny do realizacji. Dochodzi do patologii, że ludzie z jednej drużyny patrzą na siebie z góry tylko dlatego, że jedni popierają PiS, a drudzy PO. Podziękujmy za to obu stronom konfliktu, bo nikt nie jest bez winy;

- skauting nobilitował także w wymiarze pokoleniowym poprzez to, że harcerz przebywał w otoczeniu traktujących go partnersko osób starszych od siebie. Wyrażał to nawet mundur harcerski. Obecnie załatwiliśmy to sobie odmownie poprzez podział na H i HS oraz wprowadzenie takich samych mundurów dla każdej grupy wiekowej. W efekcie - poza nic nie mówiącymi ludziom spoza harcerstwa odznakami organizacyjnymi - nie ma żadnego widocznego i czytelnego (sic!) znaku awansu pokoleniowego. Chodzenie w mundurze takim samym jak noszą harcerze jest dla zucha nobilitacją, chodzenie w mundurze takim samym jak noszą zuchy jest dla harcerza, a szczególnie wędrownika, obciachem;

- skauting proponował "wielką wizję", "wielki cel" był zawsze po coś, ile razy tracił z oczu cel, tracił na popularności - obecnie jest po nic;

- skauting rewelacyjnie (szczególnie w Polsce) potrafił zdyskontować swoje "dni chwały" i zbudować na nich legendę "nakręcającą" następne pokolenia. Obecnie zmarnowaliśmy okazję nakręcenia legendy w oparciu o chwałę harcerstwa podczas powodzi w 1997. Po krótkiej fazie aplauzu i aktywności w zakresie ratownictwa i programu "Bądź gotów" całość rozmieniła się na drobne. Zupełnie nie wykorzystaliśmy medialnie choćby Białej Służby, choć kolumny harcerzy idące na służbę witane były nieraz oklaskami;

- skauting był widoczny, rzucający się w oczy. Harcerz chodził w mundurze do szkoły POMIMO tego, że uważano to za "obciach", instruktora było widać z dala i po charakterystycznym "obciachowym" mundurze i po krzyżu lub jego miniaturce w ubraniu cywilnym. Obecnie nas nie widać, a "kolekcja ZHP" poza tym, że jakościowo denna, to niczym nie wyróżnia się z codziennego ubrania poza "logo ZHP". Z dystansu naprawdę trudno odróżnić człowieka w kurtce i polarze z 4Ż od człowieka w kurtce i polarze firmy Wolfgang. No chyba, że po znacznie wyższej jakości tej drugiej;

- instruktorzy byli wyraziści w swoich poglądach i postawach, nie zmieniali ich wraz ze zmianą opcji, harcerze mieli w nich oparcie także dlatego, że wiedzieli, że drużynowemu nie zmieni się nagle i nie odwoła jutro tego, co powiedział wczoraj, że co mówi, to robi. Mieli w nich stały punkt odniesienia;

- skauting robili ludzie młodzi i pracujący na codzień z młodzieżą, obecnie pierwsze skrzypce grają ci, co żywego harcerza oglądali sto lat temu na filmie niemym (żeby nie było słychać jak gówniarze krzyczą).

Czy uda nam się odbudować "wielką wizję skautingu"? Mam nadzieję, że tak. Kryzys ruchu odbieram jako element kryzysu tożsamości kulturowej Europy. Ruch odwołujący się do wartości nie ma wielkich szans w społeczeństwie, które wartości neguje lub relatywizuje. Ale biorąc pod uwagę, że nawet we Francji zaczyna się od tego relatywizmu odwrót, a większość liderów nihilizmu po prostu wymiera, można mieć pewne nadzieje.

Maciek P.


-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2008

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.