- Drukuj
- 09 paź 2014
- Wędrownicze rozmyślania
- 3763 czytań
- 0 komentarzy
Uczący się człowiek zdobędzie świat, a nauczony spostrzeże, że został nieźle przygotowany do życia w świecie, który istniał w całkiem niedalekiej przeszłości...
Kończysz właśnie szkołę średnią. Maturę zdałeś na całkiem niezłym poziomie. Wypadałoby więc iść na studia...
Taki pogląd był powszechny w naszym społeczeństwie jeszcze całkiem niedawno. Dzisiaj zaczyna to wyglądać coraz częściej inaczej. Z różnych stron, zwłaszcza wśród zdolnych i aktywnych młodych ludzi, podnoszą się głosy w dość mocny sposób negujące potrzebę studiowania. Chodzi oczywiście o studia formalne, na uczelni, kończące się zdobyciem wyższego wykształcenia i odpowiedniego dyplomu. Dlaczego tak się dzieje? Skąd takie pomysły? A może... Ci młodzi ludzie mają rację?
Całkiem niedawno byłem w Anglii. Ot, krótka wizyta w celach powiedzmy turystyczno - towarzyskich :) Poznałem tam kilkoro młodych Anglików, takich rodowitych, więc miałem okazję porozmawiać z nimi jak to wygląda w kraju stojącym na znacznie wyższym poziomie rozwoju gospodarczego i społecznego niż Polska. Teoretycznie więc w kraju będącym dla nas wzorcem. Wśród Anglików, z którymi rozmawiałem, 1 miał wyższe studia, 1 studiował, a 3 już od kilku lat pracowało w różnych fabrykach na stanowiskach robotniczych. Cóż się okazało? Status materialny pracujących w fabrykach był trochę lepszy od tego po studiach.
Faktem jest, że miał on lepsze perspektywy rozwoju, ale młodzi ludzie pracujący w fabrykach w ogóle mu tego nie zazdrościli. Żaden z nich nie żałował, że nie ukończył studiów (deklarowali, że właściwie to mogli ale... im się nie chciało) są mocno zadowoleni z tego co osiągnęli i są SZCZĘŚLIWI. To dało mi dość mocno do myślenia. Do tej pory stałem na stanowisku, że studia to minimum, które każdy wędrownik powinien mieć...
W kraju rozwiniętym praca nie tylko na stanowiskach związanych z wyższym wykształceniem przynosi wystarczające do spokojnego dostatniego życia zarobki. 2 osoby z tych, z którymi rozmawiałem są już właścicielami domów, na które zapracowali własną pracą. Zgadnijcie jakie mają wykształcenie? Absolwent studiów liczy, że już za 5 lat kupi dom...
Oczywiście moje dotychczasowe przemyślenia bazują na faktach pozyskanych w Anglii, a my przecież żyjemy w Polsce. Jak to wygląda u nas? Skąd biorą się liczne głosy o nieprzydatności, a czasem wręcz o szkodliwości studiów wyższych?
Mam dobrego kolegę, doktora inżyniera, a więc człowieka, któremu na pewno nie można zarzucić braku wykształcenia. Zresztą to bardzo inteligentny młody człowiek, z którym, mam nadzieję, połączy nas kiedyś przyjaźń ;) Podczas niedawnej dyskusji przytoczył takie historie:
Mam kumpla z liceum, który ukończył 2 kierunki studiów - filozofię i filologię polską. Podwójny tytuł magistra w Polsce gwarantował mu co najwyżej pracę przy frytkach w maku. Wyjechał zaraz po studiach do Szwecji, gdzie zaczął pracę totalnie nie w swoim "zawodzie". Dziś, ponad 5 lat od wyjazdu, kupuje dom i żałuje jedynie, że zmarnował 5 lat na studiach, zamiast wyjechać do Szwecji od razu.
Mam też drugiego kumpla, z podstawówki. Studiów żadnych nie skończył, za to skończył dobre technikum. Najpierw z ojcem trochę sprowadzał używany sprzęt AGD z Niemiec, potem załapał się na dofinansowanie do założenia własnej firmy i otworzył zakład wulkanizacyjny. Dziś otwiera drugą firmę. Nadal nie ma studiów i nie są mu do niczego potrzebne.
Nie można zapomnieć o jeszcze jednym kumplu, studiowaliśmy razem. Tak się złożyło, że angażował się on już od liceum w projekty open-source i tam zdobył spore doświadczenie w programowaniu i pracy przy dużych projektach. Na 2 roku studiów, gdy my jedliśmy chleb z przysłowiowym keczupem, on mógł sobie pozwolić na własny pokój w mieszkaniu. W połowie studiów je rzucił, gdyż kolidowały mu z pracą. Dziś radzi sobie świetnie, choć zmienił pracę już kilkukrotnie. Kolejna praca znajduje go praktycznie sama, a na rozmowach kwalifikacyjnych nikt nie pyta o dyplom, tylko o doświadczenie w poprzednich projektach i znane technologie.
O! Jeszcze dwóch kumpli mam. Jeden chodził ze mną do liceum, potem skończył automatykę w Poznaniu. Drugi jest od nas o parę lat młodszy, znamy się z harcerstwa, skończył technikum elektroniczne. Obaj pracują dziś w tej samej firmie - sporej korporacji papierniczej Mondi - na tych samych stanowiskach. Przemysł szczególnie wysoce wykwalifikowany (jak np. Pesa w Bydgoszczy czy Mondi w Świeciu) sam szkoli sobie kadry, bo i tak nie ma studiów, które by przygotowały im pracowników.
Uważam, że jedynie w tzw. obszarze STEM (science, technology, engineering, mathematics) studiowanie ma jakiś sens. W pozostałych obszarach osiągnąć można jakiś sensowny status życia jedynie jeśli jest się naprawdę wymiataczem z górnej półki
Zatem każdemu, kto staje przed wyborem studiów radziłbym się zastanowić, czy faktycznie ich potrzebuje. Czy czasami po tych studiach nie skończy i tak jako sprzedawca, kierowca, itp. Czasem (często) lepiej pójść do dobrej zawodówki i mieć te 5 lat szybszego startu przed konkurencją.
Mamy w chwili obecnej nadprodukcję magistrów i to słabych magistrów. A obserwując rynek pracy w mojej branży, dużo bardziej liczy się doświadczenie (np. w projektach open source czy zdobyte w wolontariacie) niż wykształcenie (które często nie nadąża za zmianami technologii).
Ot takie kilka doświadczeń z życia znajomych pewnego bezrobotnego doktora :D (który powoli myśli o wyjeździe do Szwecji).
Pewna sympatyczna studentka 1-go roku studiów historii sztuki na UW narobiła całkiem niezłego rabanu w sieci gdy opublikowała swój wpis na blogu: http://weronikalewandowska.natemat.pl zatytułowany: Nie siedź na studiach, bo tak chciała mama. Rzuć je, działaj. Wpis ten spowodował inne wpisy stojące w pewnym stopniu w opozycji do wpisu Weroniki... Ale nie zawsze i nie do końca. We wszystkich za to dostrzegane są powody, dla których czasem warto porzucić myśl o studiach i podjąć pracę na własny rachunek. Szczerze zachęcam do zapoznania się z wpisami w tym temacie, a w szczególności z tym: http://alexbarszczewski.natemat.pl/58297,formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto
We wpisie tym Alex Barszczewski, w niezły sposób przedstawił propozycję analizy jaką należy wykonać, jeśli zastanawiamy się nad tym co studiować i czy w ogóle studiować. Oczywiście analiza Alexa nie jest pełna i kompletna, zresztą nie sili się on na takie stwierdzenia, za to jest wartościowym głosem rozsądku, który prawie każdy maturzysta powinien sobie wziąć do serca.Świat zmienia się nam coraz szybciej. Wiele gatunków na ziemi wyginęło pomimo tego, że w części były potężniejsze od nas - ludzi. Dlaczego tak się stało? Ano dlatego, że żaden z nich nie był w stanie tak szybko jak człowiek adaptować się do zmieniających się warunków. Ta adaptacja bezwzględnie jest związana z umiejętnością analizy, wyciągania wniosków i uczenia się...
I tu dochodzimy do miejsca w którym wychodzi nam w piękny sposób jedna z przyczyn stanu rzeczy, w którym tak wielu ludzi neguje potrzebę studiowania. Otóż, studia zbyt często nie uczą jak się uczyć, lecz wymagają zakucia na pamięć prawd objawionych, zresztą bardzo często będących prawdami już jakiś czas temu, a dzisiaj będących jedynie echem przeszłości. W w wielu przypadkach takie studia mogą się stać nawet szkodliwe.
Przykładając jednak cały ten problem do naszych harcerskich standardów postępowania...
Jedną z zasad obowiązujących każdego wędrownika jest nakaz: Patrz szerzej, a jeśli widzisz jak szeroko patrzysz... To znaczy, że możesz patrzeć jeszcze szerzej ;) Jeśli spojrzymy w ten sposób na sprawę studiowania to zobaczymy, że tak naprawdę żadne studia nie są do końca czasem straconym. Owszem, w niektórych przypadkach dałoby się pewnie poświęcony tym studiom czas spożytkować, powiedzmy wydajniej np. z punktu widzenia budowy naszej kariery zawodowej tyle, że to wszystko wcale nie jest takie proste i oczywiste. Nawet studiując na kiepskiej uczelni, poznajemy wielu ludzi, czasem bardzo ciekawych, wchodzimy w interakcję z kadrą naukową, obsługą (np. pani Halinka z dziekanatu), całą resztą otaczającego nas świata. Uczymy się pośrednio wielu rzeczy i nie chodzi tylko o to co jest treścią studiów. Należy więc spojrzeć na okres studiów również poprzez pryzmat rozwoju społecznego człowieka, bo tak naprawdę pchanie się wprost w ścieżkę inwestowania w to, co rozumiemy pod pojęciem kapitału ludzkiego, bardzo często powoduje niedorozwój człowieka w innych dziedzinach. Człowiek nie jest tylko tym co potrafi, ale także tym kim jest, i przez to jest się w pewnym stopniu również sumą wszystkich przeżyć, zwłaszcza jeśli do tego te przeżycia będą podparte analizą i refleksją, a następnie zostaną wyciągnięte wnioski...
Od wielu lat promuję pogląd, że najlepszymi studiami na świecie są studia z... filozofii :) Ojj, nigdy jeszcze nie znalazłem praktycznie nikogo kto by się ze mną zgodził, w Polsce oczywiście. Taki mądry nie jestem, sam sobie tego nie wymyśliłem. Tak z 15 lat temu zapoznałem się z kilkoma analizami rynku pracy w USA i tam właśnie takie stwierdzenie się przebijało. I to dość mocno. Okazuje się bowiem, że MĄDRY pracodawca wcale nie szuka fachowców, lecz dobrych pracowników. Dobrych, to znaczy mądrych, zdyscyplinowanych, lojalnych i oczywiście potrafiących się uczyć :) Dobry biznesmen wie, że dzisiaj produkuje keczup, a jutro... kto wie, może plastikowe samochodziki? Maszyny można łatwo zmienić, dostawców materiału też, natomiast koszty pozyskania dobrych, sprawdzonych pracowników są ogromne. Jeśli więc posiada się kapitał firmy w postaci sprawdzonych, pewnych pracowników, to wystarczy ich w większości przeszkolić i... robimy autka :)
Tak więc podejmując decyzję o tym czy i gdzie studiować należy również, moim zdaniem, wziąć pod uwagę to na ile studia te rozwiną nas jako człowieka. Istotę kulturalną, potrafiącą się uczyć, widzącą świat takim jaki jest, a niekoniecznie przez pryzmat reklam i seriali oraz stereotypów krążących po sieci. Ano, dodać przy okazji jeszcze należy: prawdziwy świat, a nie ten wirtualny.
Bardzo dużo wartościowego materiału do przemyśleń o własnej przyszłości i na temat tego co powinieneś z nią zrobić, znajdziesz bez trudu Czytelniku w sieci. Na przykład niektóre dobre uczelnie wyższe "nie zasypiają gruszek w popiele" i jeśli uczą, że klient jest najważniejszy, to i tak samo starają się postępować. Przykładem takiego właściwego podejścia może być badanie przeprowadzone na zlecenie SGH wśród pracodawców na temat najważniejszych kompetencji jakie powinien posiadać dobry kandydat do pracy w ich firmie. I co się okazało? Na pierwszych 10 miejscach pożądanych kompetencji znalazły się, z jednym wyjątkiem, tzw. umiejętności miękkie czyli:
1 |
Efektywna komunikacja |
4,69 |
2 |
Znajomość języków obcych |
4,64 |
3 |
Otwartość na uczenie się i stały rozwój |
4,61 |
4 |
Zaangażowanie |
4,57 |
5 |
Umiejętność pracy w zespole |
4,50 |
6 |
Umiejętność określania i uzasadniania priorytetów |
4,49 |
7 |
Etyczne postępowanie jako podstawa w działaniu |
4,47 |
8 |
Odpowiedzialność |
4,46 |
9 |
Umiejętność organizacji pracy i efektywnego zarządzania czasem |
4,44 |
10 |
Elastyczność i zdolność do adaptacji |
4,42 |
A więc, tak naprawdę, jedynie język obcy jest kompetencją z katalogu umiejętności twardych... Reszty uczymy się w różny sposób, w różnych miejscach i w różnym czasie.
Na koniec, muszę zadać Ci Czytelniku pytanie, na które odpowiedź jest bardzo prosta. Zgadnij proszę, gdzie, w sposób niezwykle efektywny i przyjemny, od małego, uczysz się nieustannie właśnie tych najbardziej pożądanych przez pracodawców umiejętności ? No gdzie ? :D
Janusz Sikorski - instruktor harcerski ;)
Link do przykładowego badania – polecam: http://www.e-mentor.edu.pl/artykul/index/numer/46/id/946
-------------------------------------------------
Nr HR-a: 3-4/2014
Social Sharing: |