- Drukuj
- 03 lut 2015
- Kształcenie Mistrzów Harców
- 3605 czytań
- 0 komentarzy
KSZTAŁCENIE KSZTAŁCENIOWCA
Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w kilku szkoleniach pozaharcerskich. Tematyka szkoleń była dość różnorodna, dotyczyła zarówno kompetencji miękkich jak i twardych, dających konkretne umiejętności i wiedzę. Uczestnictwo w szkoleniach jako odbiorca to zawsze dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Jako kształceniowiec uczę się przede wszystkim pokory i tego że ciągle można się czegoś nauczyć. Brzmi to banalnie, ale chyba za każdym razem uzmysławiam sobie to na nowo. Bo z jednej strony na myśl o kolejnym warsztacie z pracy w grupie czy komunikacji dostaję gęsiej skórki, mam poczucie że już wszystko wiem i będę się na zajęciach nudzić.
Lata pracy jako organizator warsztatów i kursów prowadzą czasem do próżności. Ale jak już biorę udział w szkoleniu jako uczestnik okazuje się, że wiele mogę się nauczyć, i staram się z niego czerpać jak najwięcej. Bacznie obserwuję prowadzącego, jego styl pracy i panowania nad grupą, stosowane formy pracy, konstrukcję warsztatu itd. Oczywiście automatycznie przekładam to na nasze harcerskie realia i zestawiam z tym w jaki sposób my prowadzimy kształcenie. Po ostatnich szkoleniach mam kilka przemyśleń, co do celu, formy i prowadzącego.
Po pierwsze cel. W harcerstwie to podstawa działania. Świadomość i dobrowolność celu to wszak jedna z cech naszej metody. Wszystkie nasze działania ku czemuś konkretnemu zmierzają, a jak nie zmierzają to szybko się okazuje, że coś się rozłazi i harcerstwem być przestaje. Nieustannie stawiamy sobie te duże i małe cele, te indywidualne i grupowe. Naciskamy na młodych drużynowych, by ich działania nie były tylko „fajne i atrakcyjne”, ale żeby były wychowawcze, bo to jest celem nadrzędnym pracy harcerskiej. Czasem może nawet nie formułujemy celów wprost, ale jednak mamy jakąś wizję do której chcemy zmierzać. Dla mnie, gdy organizuję zajęcia na kursie to punkt wyjściowy – co chciałabym osiągnąć, czego nauczyć, co pokazać. Oczywiście cel udaje mi się osiągnąć w mniejszym lub większym stopniu, ale bez jego wyznaczenia w ogóle nie umiałabym zacząć pracy.
Jakież więc było moje zdziwienie kiedy miałam okazję brać udział w szkoleniu, które celu nie miało. Serio! I przyznam że jako odbiorca warsztatu, nie umiałam sobie poradzić z tym. Także inni uczestnicy szkolenia, na co dzień sami pracujący jako trenerzy odczuli, że nigdzie nie zmierzamy i zaczęli się buntować. Co więcej prowadząca była zaskoczona i nawet w pewnym stopniu oburzona, że oczekujemy od niej przedstawienia celu. Tłumaczyła, że pokazuje różne rzeczy ot tak, nie ma celu do jakiego zmierza. Chaos jaki w związku z tym panował odbił się na atmosferze. Każdy z nas przystąpił do szkolenia z jakimiś oczekiwaniami, tylko prowadząca nie zakładała nic, niczego nie oczekiwała, czekała na rozwój wydarzeń, ot tak. I nie wydaje mi się, że była to jakaś specjalna coachingowa forma pracy z grupą, zwłaszcza że było to szkolenie z tzw. umiejętności twardych.
Po drugie formy. Każdy z prowadzących przedstawiał się jako „trener”, na co dzień zajmujący się organizacją i prowadzeniem szkoleń. To na pewno kwestia indywidualnych umiejętności, choć zakładając, że ci „trenerzy” robią to zawodowo, to jednak oczekiwałam pewnych umiejętności pracy z grupą, dostosowania przekazu do odbiorcy. Bo przecież nie każdy musi być trenerem, ale jeśli ktoś już się decyduje na taką pracę, to powinien swoimi działaniami prezentować jakiś poziom nie tylko wiedzy, ale też umiejętności jej przekazania. Jestem dorosła i już nie zawsze chce mi się biegać i skakać, a siedzieć wolałabym w wygodnym krześle niż na podłodze. Ale kilkugodzinny godzin wykład też stanowczo nie jest dla mnie. Jedynym urozmaiceniem jest prezentacja multimedialna (czyli coś dla wzrokowców – można przeczytać to co prowadzący akurat mówi, z rzadka ujrzeć można ilustracją poglądową). Marzeniem w takiej chwili jest zwykła praca w grupie, wypisywanie czegoś na kartonie. Gdy temat jest ciekawy, a prowadzący ma charyzmę to taki wykład jest jeszcze do zniesienia, choć raczej jako jednorazowe działanie a nie tygodniowe szkolenie. Jeśli jednak idzie o słuchanie monotonnego wywodu o przepisach prawnych, to mimo dobrej woli wracają do łask wszelkie formy niepożądanej dla prowadzącego aktywności z czasów szkolnych i studenckich – gry na telefonie, rozmowy na fb, rysowanie tysięcznego kwiatka, ciche rozmowy z osobą siedzącą obok i inne działania świadczące w moim odczuciu, że jako trenerzy ponieśliśmy totalną klęskę.
Inna prowadząca starał się stosować różne formy, ale jak się okazało, miała w swym repertuarze zestaw kilku ćwiczeń, które przeprowadza ze wszystkimi w mniej więcej taki sam sposób, niezależnie od składu grupy, wieku czy doświadczenia. Zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę są takie rzeczy, które są uniwersalne i ponadczasowe.
I na koniec praca z grupą. Zdałam sobie sprawę jak bardzo ważna jest otwarcie prowadzącego na oczekiwania i potrzeby grupy do której skierowane jest szkolenie. Kolejna rzecz, która wydawać się może oczywista, a taką jak się okazuje nie jest. Kilku prowadzących konsekwentnie trzymało się swojego harmonogramu, ale może jednak za bardzo. Ucinali wszelkie dyskusje i pytania uczestników, nie proponując np. przeniesienia rozmowy na inny czas, czy lektury czegoś co choć częściowo odpowiedziałoby na wątpliwości. Dodam, że spontanicznie powstałe rozmowy były jak najbardziej merytoryczne i wyraźnie ożywiły i zaangażowały uczestników. Rozumiem, że istnieje przekonanie, że zabawę należy skończyć w momencie gdy wszyscy bawią się w najlepsze, jednak przerwanie dyskusji poruszającej istotne zagadnienia związane z tematyką szkolenia pozostawia uczucie niedosytu i rozżalenia. Bo nasuwa się pytanie czy prowadzący warsztat jest dla grupy, czy grupa dla niego.
I mam na to też pozytywny przykład. Szkolenie dotyczyło kompetencji miękkich, stąd może łatwiejsza elastyczność ze strony prowadzącej. Ja osobiście byłam zachwycona jej współpracą z nami. W czasie kilku ćwiczeń na początku starała się poznać grupę, zorientować się co do naszych oczekiwań i reagowała na nasze potrzeby. Widać było, że ma swoją wizję zajęć, pewne zamierzeni, ale otwarta była na mniejsze czy większe modyfikacje planu. Czułam, że to szkolenie było naprawdę dla mnie, że odpowiada na moje potrzeby.
Reasumując: obserwacje i przemyślenia z punktu widzenia odbiorcy formy są dla mnie bardzo istotne. Idealnie wpisują się hasło które przyświeca moim kształceniowym poczynaniom „zrobiłem i zrozumiałem”. Tyle, ze tym razem nie chodziło o wiedzę, ale styl pracy trenera. Bo dobrze wiemy, że w kształceniu osoba prowadzącego (przygotowanie, wiedza, prowadzenie, postawa) może przesądzić o sukcesie lub porażce formy.
hm. Katarzyna Kurowska – członkini ZKK Hufca Łódź-Polesie
https://radapuchaczy.wordpress.com
Nr HR-a: I/2015 Numer Specjalny - Kształcenie
Social Sharing: |