Nawigacja
Magda Pabin, Kraków i po Krakowie
- Drukuj
- 19 lis 2010
- Prosto w oczy !
- 29295 czytań
- 42 komentarze
Cóż, od zakończenia Zlotu w Krakowie minęły już prawie 3 miesiące a ja jakoś nie mogłam zebrać się do napisania tego tekstu. Ale jednak, siedząc na korytarzu uczelni znalazłam chwilę, aby podzielić się z Wami moimi odczuciami. Żeby jednak dopełnić całości i dostarczyć pełnego obrazu moich odczuć będę często dostarczać Wam wtrąconych aluzji dotyczących innych wydarzeń.
Miejsce zlotu.
Cóż - Kraków Krakowem i wiadomo, że Błonia to jedno z tych najbardziej charakterystycznych miejsc tego miasta. Moim zdaniem jednak zdecydowanie za duże, zwłaszcza że tereny przydzielone gniazdom zajmowały tylko połowę terenu zaznaczanego i opłotowanego jako teren zlotowy. Przed wejściem na teren zlotowy ustawiona była scena koncertowa. Dlaczego tak? Przecież w tym momencie harcerze musieli często w późnych godzinach opuszczać teren zlotu, a w czasie powrotów pojawiała się konieczność zwiększenia (nielicznej niestety) ochrony HSP. Biedne HSP dwoiło się i troiło, ale posiadając niecałe 60 osób na cały Zlot i tak musiało dojść do zgrzytów. Kolejnym wielkim problemem okazał się brak drzew. Można zacząć się przyzwyczajać do tego, że zloty harcerzy zazwyczaj połączone są z opadami deszczu i wichurami (mieliśmy to w Gnieźnie, było i w Kielcach), jednak w Kielcach przynajmniej dzięki zalesieniu terenu nasze obozowiska nie były małymi jeziorkami, a do domu nie przywieźliśmy dość sporej ilości błota.
Warto jednak podkreślić, że Błonia posiadały jeden duży plus: bliskość krakowskiego Rynku i związanej z nim infrastruktury turystycznej - dwie największe w Polsce restauracje typu Fast Food przeżywały swój "złoty tydzień", a jedna z krakowskich pizzerii dostarczała na teren Zlotu pizze, których zakup za okazaniem ulotki odbywał się z 50% upustem. Miejmy przynajmniej tylko nadzieję, że większość harcerzy miała okazję obejrzeć też historyczną i artystyczną stronę Krakowa, przespacerować się Kazimierzem i odkryć te miejsca, które pomijane są w większości przewodników...
Jedzenie
Temat dość oczywisty w relacjach pozlotowych. Każdy coś jeść musi, ale jak się okazuje po kilku kolejnych zlotach ZHP, brakuje "złotego klucza" - pomysłu na wyżywienie takiej grupy harcerzy. "Model Kielecki" (catering obiadowy oraz zakupy pozostałych produktów w marketach) nie do końca się sprawdził. Do tej pory nadal wszyscy mają w pamięci osławione historyczne już krokiety oraz problemy z dostawami produktów do marketów. Tym razem wrócono do tego, że harcerze jednak potrafią sami gotować i dostarczano nam półprodukty na obiad. Fajnie, można samemu dostosować ilość wydanych porcji i ich wielkość, zazwyczaj drugie danie znikało w całości, a pozostałą zupę po prostu wylewano.
Problem natomiast pojawiał się jeśli chodzi o przechowywanie żywności na śniadania i kolacje. Wiadomo, że nigdy nie można przewidzieć ile zjedzą nasi podopieczni, a przecież każdy musiał odebrać przydziałową porcję żywności. Mogę powiedzieć, że mój podobóz miał szczęście. Zabraliśmy ze sobą dodatkowy duży namiot pełniący rolę kuchni polowej oraz niewielką lodówkę turystyczną, która schowana w odpowiednim miejscu utrzymywała niższą temperaturę niż ta, panująca w czasie dziennych upałów na obozowisku. Jednak wielu z nas było zbulwersowanych ilością marnowanego na Zlocie jedzenia. Dopiero po 5 dniach zlotu pojawiła się możliwość zwrotu produktów, ale tylko tych całkowicie zamkniętych. Powstała więc sytuacja, w której nie można było zwrócić połowy dwukilogramowej paczki z wędliną tylko dlatego, że została w połowie zjedzona. Jakoś daliśmy sobie z tym radę, nasze kanapki posiadały po prostu dużą ilość obkładu, bo inaczej zostałby on wyrzucony.
Program
To chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych punktów moich subiektywnych notatek. W dobie komputeryzacji... internetowy system rejestracji na zajęcia pozwalał na rejestracje na te same zajęcia po kilka razy a jednocześnie w żaden sposób nie można było od samego początku zgrać ze sobą miejsc programowych. Codziennie rano pod biurem programowym Zlotu ustawiała się kolejka instruktorów pragnących w sensowny sposób połatać program dla swojego zastępu, ponieważ mimo stworzenia przez WNT dostępu do bezprzewodowego Internetu na terenie całego Zlotu system rejestracji na zajęcia programowe przestał działać, a po ponownym uruchomieniu okazywało się, że na zajęcia pomimo wolnych miejsc dla zastępów nie można się zapisać.
Program był owszem ciekawy, ale głównie nastawiony na to by harcerzy było widać. Oczywiście modne były zajęcia muzyczne, sportowe i pozwalające na jakąkolwiek działalność artystyczną. Niestety w trakcie przeglądania proponowanych zajęć programowych niewiele znalazłam takich, które pozwalają na wszechstronny rozwój harcerza i otworzą mu oczy na świat. Owszem, pojawiły się zajęcia o problemach etnicznych w Turcji czy o globalizacji. Lecz kierowane były one do wędrowników oraz do instruktorów, którzy niestety nie mogą zostawić samym sobie swoich harcerzy. Pod koniec zlotu zmieniłam jednak zdanie o odpowiedzialności instruktorów za harcerzy, dowiadując się, że jeden z przyszłych instruktorów pozwolił na samodzielny powrót z Rynku na teren podobozu swoim podopiecznym, wśród których żaden nie miał ukończonych 18-nastu lat, a i trudno doszukać się było w tym gronie 16-latka.
Wreszcie chyba już czas podzielić się moimi własnymi spostrzeżeniami zlotowymi, które odkryłam w będąc w swoim podobozie, ale także obserwując innych. Myślę, że pora zastanowić się nad drogą , którą kroczy nasz Związek. Kilka problemów sprawiło wręcz, że gotowa byłam spakować się i przenieść do innego podobozu. Jako osoba działająca w Związku od blisko 18 lat, całkowicie świadoma tego co chce robić od jakiś 10 lat, a od 2 będąca pełnoprawną instruktorką myślałam, że widziałam i słyszałam dużo. Jednak okazuje się, że mój pogląd był błędny. Na Zlocie dowiedziałam się bowiem, że np. przyszły instruktor może powiedzieć komendantowi obozu, że "on przyjechał tu wypocząć, a jeśli ten ma do niego jakąś sprawę to niech sam się pofatyguje. " Komendantka hufca może przy harcerzach zrugać komendantkę obozu za czynności, którymi sama obiecała wcześniej się zająć, lecz słowa nie dotrzymała. 40 harcerzy może czekać blisko godzinę na robiące się w markecie ostatnie przedzlotowe zakupy. W końcu dowiedziałam się, że zasady dobrego wychowania nie obowiązują w harcerstwie, że instruktora można obarczać całym złem tego świata tylko dlatego, że ma inne poglądy i nie pozwoli się obrażać.
Nigdy nie ukrywałam, że nasz Związek nie jest idealny, często miałam odmienne zdanie od tych, będących na górze. Jednak uważam, że każdy ma prawo do własnych opinii i sposobu myślenia. Zdaję sobie sprawę, że mój obraz Zlotu nie jest zbyt optymistyczny. Niestety po czasie miłe chwile odeszły w niepamięć bardziej z powodów czysto uczuciowych. Relacja ta ma charakter subiektywny i mimo tego, iż bardzo wiele złych wspomnień zostaje w pamięci wiem, że w Kraków był jedną z nielicznych okazji na spotkanie prawie całej ekipy "Regionów", najlepszych z biura prasowego XXXVI Zjazdu oraz wielu innych ludzi od lat spotykanych na harcerskim szlaku. A to chyba najważniejsze - bo to ludzie właśnie tworzą ten Związek...
pwd. Magda Pabin
Chorągiew Wielkopolska ZHP
Międzyhufcowy Zespół Kadry Kształcącej
(fotografie: phm. Anna Pospieszna, Katarzyna Niwińska, oraz autor nieznany)
Miejsce zlotu.
Cóż - Kraków Krakowem i wiadomo, że Błonia to jedno z tych najbardziej charakterystycznych miejsc tego miasta. Moim zdaniem jednak zdecydowanie za duże, zwłaszcza że tereny przydzielone gniazdom zajmowały tylko połowę terenu zaznaczanego i opłotowanego jako teren zlotowy. Przed wejściem na teren zlotowy ustawiona była scena koncertowa. Dlaczego tak? Przecież w tym momencie harcerze musieli często w późnych godzinach opuszczać teren zlotu, a w czasie powrotów pojawiała się konieczność zwiększenia (nielicznej niestety) ochrony HSP. Biedne HSP dwoiło się i troiło, ale posiadając niecałe 60 osób na cały Zlot i tak musiało dojść do zgrzytów. Kolejnym wielkim problemem okazał się brak drzew. Można zacząć się przyzwyczajać do tego, że zloty harcerzy zazwyczaj połączone są z opadami deszczu i wichurami (mieliśmy to w Gnieźnie, było i w Kielcach), jednak w Kielcach przynajmniej dzięki zalesieniu terenu nasze obozowiska nie były małymi jeziorkami, a do domu nie przywieźliśmy dość sporej ilości błota.
Warto jednak podkreślić, że Błonia posiadały jeden duży plus: bliskość krakowskiego Rynku i związanej z nim infrastruktury turystycznej - dwie największe w Polsce restauracje typu Fast Food przeżywały swój "złoty tydzień", a jedna z krakowskich pizzerii dostarczała na teren Zlotu pizze, których zakup za okazaniem ulotki odbywał się z 50% upustem. Miejmy przynajmniej tylko nadzieję, że większość harcerzy miała okazję obejrzeć też historyczną i artystyczną stronę Krakowa, przespacerować się Kazimierzem i odkryć te miejsca, które pomijane są w większości przewodników...
Jedzenie
Temat dość oczywisty w relacjach pozlotowych. Każdy coś jeść musi, ale jak się okazuje po kilku kolejnych zlotach ZHP, brakuje "złotego klucza" - pomysłu na wyżywienie takiej grupy harcerzy. "Model Kielecki" (catering obiadowy oraz zakupy pozostałych produktów w marketach) nie do końca się sprawdził. Do tej pory nadal wszyscy mają w pamięci osławione historyczne już krokiety oraz problemy z dostawami produktów do marketów. Tym razem wrócono do tego, że harcerze jednak potrafią sami gotować i dostarczano nam półprodukty na obiad. Fajnie, można samemu dostosować ilość wydanych porcji i ich wielkość, zazwyczaj drugie danie znikało w całości, a pozostałą zupę po prostu wylewano.
Problem natomiast pojawiał się jeśli chodzi o przechowywanie żywności na śniadania i kolacje. Wiadomo, że nigdy nie można przewidzieć ile zjedzą nasi podopieczni, a przecież każdy musiał odebrać przydziałową porcję żywności. Mogę powiedzieć, że mój podobóz miał szczęście. Zabraliśmy ze sobą dodatkowy duży namiot pełniący rolę kuchni polowej oraz niewielką lodówkę turystyczną, która schowana w odpowiednim miejscu utrzymywała niższą temperaturę niż ta, panująca w czasie dziennych upałów na obozowisku. Jednak wielu z nas było zbulwersowanych ilością marnowanego na Zlocie jedzenia. Dopiero po 5 dniach zlotu pojawiła się możliwość zwrotu produktów, ale tylko tych całkowicie zamkniętych. Powstała więc sytuacja, w której nie można było zwrócić połowy dwukilogramowej paczki z wędliną tylko dlatego, że została w połowie zjedzona. Jakoś daliśmy sobie z tym radę, nasze kanapki posiadały po prostu dużą ilość obkładu, bo inaczej zostałby on wyrzucony.
Program
To chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych punktów moich subiektywnych notatek. W dobie komputeryzacji... internetowy system rejestracji na zajęcia pozwalał na rejestracje na te same zajęcia po kilka razy a jednocześnie w żaden sposób nie można było od samego początku zgrać ze sobą miejsc programowych. Codziennie rano pod biurem programowym Zlotu ustawiała się kolejka instruktorów pragnących w sensowny sposób połatać program dla swojego zastępu, ponieważ mimo stworzenia przez WNT dostępu do bezprzewodowego Internetu na terenie całego Zlotu system rejestracji na zajęcia programowe przestał działać, a po ponownym uruchomieniu okazywało się, że na zajęcia pomimo wolnych miejsc dla zastępów nie można się zapisać.
Program był owszem ciekawy, ale głównie nastawiony na to by harcerzy było widać. Oczywiście modne były zajęcia muzyczne, sportowe i pozwalające na jakąkolwiek działalność artystyczną. Niestety w trakcie przeglądania proponowanych zajęć programowych niewiele znalazłam takich, które pozwalają na wszechstronny rozwój harcerza i otworzą mu oczy na świat. Owszem, pojawiły się zajęcia o problemach etnicznych w Turcji czy o globalizacji. Lecz kierowane były one do wędrowników oraz do instruktorów, którzy niestety nie mogą zostawić samym sobie swoich harcerzy. Pod koniec zlotu zmieniłam jednak zdanie o odpowiedzialności instruktorów za harcerzy, dowiadując się, że jeden z przyszłych instruktorów pozwolił na samodzielny powrót z Rynku na teren podobozu swoim podopiecznym, wśród których żaden nie miał ukończonych 18-nastu lat, a i trudno doszukać się było w tym gronie 16-latka.
Wreszcie chyba już czas podzielić się moimi własnymi spostrzeżeniami zlotowymi, które odkryłam w będąc w swoim podobozie, ale także obserwując innych. Myślę, że pora zastanowić się nad drogą , którą kroczy nasz Związek. Kilka problemów sprawiło wręcz, że gotowa byłam spakować się i przenieść do innego podobozu. Jako osoba działająca w Związku od blisko 18 lat, całkowicie świadoma tego co chce robić od jakiś 10 lat, a od 2 będąca pełnoprawną instruktorką myślałam, że widziałam i słyszałam dużo. Jednak okazuje się, że mój pogląd był błędny. Na Zlocie dowiedziałam się bowiem, że np. przyszły instruktor może powiedzieć komendantowi obozu, że "on przyjechał tu wypocząć, a jeśli ten ma do niego jakąś sprawę to niech sam się pofatyguje. " Komendantka hufca może przy harcerzach zrugać komendantkę obozu za czynności, którymi sama obiecała wcześniej się zająć, lecz słowa nie dotrzymała. 40 harcerzy może czekać blisko godzinę na robiące się w markecie ostatnie przedzlotowe zakupy. W końcu dowiedziałam się, że zasady dobrego wychowania nie obowiązują w harcerstwie, że instruktora można obarczać całym złem tego świata tylko dlatego, że ma inne poglądy i nie pozwoli się obrażać.
Nigdy nie ukrywałam, że nasz Związek nie jest idealny, często miałam odmienne zdanie od tych, będących na górze. Jednak uważam, że każdy ma prawo do własnych opinii i sposobu myślenia. Zdaję sobie sprawę, że mój obraz Zlotu nie jest zbyt optymistyczny. Niestety po czasie miłe chwile odeszły w niepamięć bardziej z powodów czysto uczuciowych. Relacja ta ma charakter subiektywny i mimo tego, iż bardzo wiele złych wspomnień zostaje w pamięci wiem, że w Kraków był jedną z nielicznych okazji na spotkanie prawie całej ekipy "Regionów", najlepszych z biura prasowego XXXVI Zjazdu oraz wielu innych ludzi od lat spotykanych na harcerskim szlaku. A to chyba najważniejsze - bo to ludzie właśnie tworzą ten Związek...
pwd. Magda Pabin
Chorągiew Wielkopolska ZHP
Międzyhufcowy Zespół Kadry Kształcącej
(fotografie: phm. Anna Pospieszna, Katarzyna Niwińska, oraz autor nieznany)
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Druh Sikor napisał: "gdybym ja napisał ten tekst to dopiero posypały by się wióry". Nie wątpię. Gdybym ja napisała także by było podobnie. Jednak druh sikor chyba przyzna, że gdyby pisał o nieporadności organizatorów to jako osoba inteligentna zaproponowałby jak usprawnić ich działanie. Jeżeli pisałby o problemie zlewkowym, zapewne starałby się zaradzić problemowi. Jeśli druh pisze o problemie z programem to poza krytyką dając alternatywne rozwiązanie zmusi druh do myślenia odbiorców i organizatorów.
Artykuł nie może być tylko krytyką samą w sobie. Myślę, że zdajemy sobie wszyscy sprawę z tego, że wywód Magdy jest słaby pod względem stylistycznym i merytorycznym. Jedynie pod względem językowym jest powyżej średniej.
O rzetelności czy obiektywnym pisaniu lepiej nie wspominajmy
@Hanka:
Żeby mnie zagotować trzeba trochę więcej, niż dwie osoby chcące uchodzić za autorytety w sprawach, na których się nie znają. Informacja jest gatunkiem dziennikarskim. I zawsze nim była. Dotyczą jej inne zasady, niż publicystyki. Na przykład musi właśnie mieć tzw. drugą stronę. Zresztą to też się robi odpowiednio, żeby druga strona powiedziała dokładnie to, na czym nam zależy.
A co do reszty produkcji druhen, to po prostu mam inne zajęcia, niż kłótnia z osobami niezdolnymi do merytorycznego odniesienia się do tekstu.
pozdrawiam serdecznie
mgr komunikacji społecznej, 20 lat pracy w mediach
@marta... Pewnie w napisanym przeze mnie artykule byłyby rozwiązania problemów. Tylko, że ja mam 20 kilkuletnie doświadczenie oboźnego więc wiem nie tylko co jest nie tak. Wiem również jak można temu zaradzić. Ale to nie znaczy, że artykułu krytycznego nie może napisać osoba która WIE, bo widziała co jest nie tak, ale niekoniecznie wie dlaczego i jak powinno być. Wiesz to na zasadzie takiej, jak w przypadku gdy kierowcy samochodu odpada koło. WIE, że nie powinno tak być ale na pewno nie będzie pisał do fabryki, że stało się tak na skutek zbyt dużego nawęglenia materiału z którego zrobiony był wahacz. Magda to młoda dziewczyna która odważyła napisać i OPUBLIKOWAĆ artykuł przedstawiający jej zdanie. I za to wielkie brawa. Zachęcam do poddania pod krytykę publiczna swoich dokonań dziennikarskich. Naprawdę warto.
mgr Maćku, czytałeś może "Dziennikarstwo i świat mediów" red. Zbigniewa Bauera i Edwarda Chudzińskiego? Skoro wybitne autorytety w swojej książce oznajmiają, że informacja nie jest gatunkiem to będę im wierzyła. Istnieją co prawda gatunki informacyjne, ale do nich informacja nie należy, co najwyżej: reportaż, wzmianka, notatka, sprawozdanie, relacja, życiorys, sylwetka, wywiad, kalendarium i przegląd prasy.
Wydaje mi się, że nie tylko ty się kształcisz na tym świecie.
20 lat pracy w mediach nie oznacza, że nie możesz popełnić błędu.
Trochę skromności Ci się przyda
Także pozdrawiam serdecznie,
Dużo czytająca, lubiąca dyskusje, jeszcze nie mgr, Hanka
Sikorze, nie znam się na motoryzacji (zdawałam na prawo jazdy w 84), ale brzmi to dość logicznie Rozumiem także to, że dziewczyna jest młoda i nabędzie wiedzę i umiejętności pisania z czasem (choć sama pisze, że w zhp jest 18lat a od 10 wie czego chce). Jednak ktoś jej musi wskazać gdzie popełnia błędy i jak temu zaradzić. Po to właśnie są komentarze. W tej nauce dużą rolę odgrywacie także wy, redakcja, wskazując błędy i chwaląc za dobre strony. Dlatego też nie można powiedzieć, że negatywne komentarze są zbędne. Jak ktoś uważa, że artykuł jest zły to ma prawo to napisać. Jak sam coś pisze to także podlega krytyce. Krytyka powinna być rzeczowa, ale moim zdaniem obowiązkowa.
Jest także kilka pozytywów tego, że ten tekst się ukazał. Oprócz paru postów (głównie Maciusia i 1 Hanki) wywiązała nam się piękna dyskusja
P.S.
Kto wie? Może na samym końcu tej dyskusji wyciągniemy wspólnie wnioski. Zaradzimy złym sytuacją w przyszłości. Dzięki temu może organizatorzy kolejnego Zlotu zrobią to lepiej. Druhna Magda będ\zie pisać bogatsze artykuły, a my dojdziemy do wspólnego porozumienia
Właśnie dlatego umożliwiamy komentowanie artykułów. Jeśli robią to ludzie mający określone zdanie w temacie to jest to jak najbardziej dobre. Ja staram się wskazać możliwe pobudki i przyczyny takiego a nie innego stylu artykułu.. Jak dla mnie jest niezły i bardzo się ciesze że dziewczyna go napisała. Następny na pewno będzie lepszy itd itd... Przecież o ten progres właśnie nam chodzi. Oczywiście najważniejszym jest by artykuł dotarł do organizatorów oraz to by się nad nim zastanowili. Po to by następny zlot był lepszy. Ja osobiście totalnej krytyce poddawałem wyżywienie w Kielcach. Chociaż tam mnie nie było bo zapowiedziałem że żadne środowisko związane z nami nogi tam nie postawi gdzie są kombinacje cateringowe. I co ? Tu wyszło nieźle. A do tego trochę sprzętu poszło do środowisk. Niestety cieniem na to się rzucił brak pracy oboźnych i całkowity rozgardiasz programowy. I to są fakty.
A na razie ... Czekam na artykuły druhen. I wcale nie muszą dotyczyć zlotu (chociaż mogą) Jeśli coś się wie to warto się dzielić tą wiedzą z innymi. Pozdrawiam
@hanka:
A moje wybitny autorytet, dr Maciej Mrozowski i prof. Jerzy Bralczyk twierdziły coś dokładnie przeciwnego. Ale cóż, jedni ufają profesorom, a inni redaktorom. :-)
Przyznam szczerze, że chociaż głównie spieramy się o ten artykuł i o to co ze sobą niesie to jestem pod wrażeniem powstałego wątku Hani i Maćka o gatunkach literackich. Skusiłam się na wysiłek i postanowiłam także poszukać informacji na temat informacji.
Choć ciężko znaleźć takie publikacje, które stwierdzą czy informacja jest gatunkiem dziennikarskim to jednak kilka istnieje.
W żadnej nie znalazłam, potwierdzenia słów Maciusia. Racją jest także to, że w "Dziennikarstwo i świat mediów" jest podane, że informacja to NIE JEST gatunek.
Wskazówka prawdy ewidentnie przechyla się w stronę Hani. Może druh Maciuś podałby jakieś dowody na to, że informacja to gatunek także w postaci jakiegoś dzieła, publikacji, artykułu.
Na razie druh bazuje na swojej NIEZAWODNEJ wiedzy. Wypadałoby aby taki wybitny autorytet poparł swoje stwierdzenie dowodami ;-)
Druhno Martusiu, nie przypominam sobie, żebyśmy schodzili na taki poziom poufałości.
Poza tym, ja nie pisałem o gatunkach LITERACKICH, tylko o informacji, jako gatunku DZIENNIKARSKIM. Dokładnie, to o informacji DZIENNIKARSKIEJ odpowiadającej na pięć W i budowana jest na zasadzie odwróconej piramidy. Autorzy w tej kwestii:
Maciej Mrozowski,
Tomasz Goban-Klas,
Jerzy Bralczyk,
Włodzimierz Głodowski.
Poza tym, szukajcie, a znajdziecie:
http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:_b9yNl-H-v0J:www.politologia.pl/fck_pliki/File/Style.doc+informacja+dziennikarska&cd=7&hl=pl&ct=clnk&gl=pl
Cytowana przez was praca jest podstawą do informacji na wikipedii i padłem ze śmiechu, jak ją przeczytałem. Widać, że autorzy o dziennikarstwie mają średnie pojęcie.
Myślę, że po studiach dziennikarskich (dają tytuł mgr komunikacji społecznej) oraz 20 latach w mediach wiem, co piszę.
No, ale skoro JEDNA książeczka znaczy więcej, niż pięć lat studiów i dwadzieścia lat doświadczenia, to gratuluję poczucia pewności siebie.