- Drukuj
- 06 lut 2015
- Kształcenie Mistrzów Harców
- 4365 czytań
- 0 komentarzy
Kurs podharcmistrzowski prawdziwe wyzwanie
Kształtowanie instruktora przebiega na wielu płaszczyznach, wpływają na niego: ciągła praca nad sobą, wsparcie opiekuna i mentora, zadania, których się podejmuje, ludzie z którymi pracuje i wyzwania, z którymi się mierzy. Wszystko to zbiera się na obraz kształtujący człowieka. Nie zastąpi tego żaden kurs, a jednak mimo to kurs może stać się ważnym i szalenie inspirującym wydarzeniem.
Kurs instruktorski to w moim przekonaniu kuźnia opinii i charakterów. Jego głównym zadaniem powinno być uzmysłowienie jaka jest rola przewodnika, podharcmistrza czy harcmistrza. Jakie obowiązki ciążą na kandydacie, a także jakie korzyści i przywileje za zdobytym stopniem idą. “Kim jestem dla siebie i dla związku?” - odpowiedzi na to pytanie szukamy wraz z uczestnikami.
Szukając tej odpowiedzi ZKK Hufca Łódź-Polesie przystąpiło do przygotowania Kursu Podharcmistrzowskiego SCRABBLE. Mieliśmy w swoim CV kilka kursów kadry kształcącej, kilka kursów podharcmistrzowskich i wiele innych doświadczeń, a najważniejszymi z nich były 3 kursy drużynowych - obozowe, przeżyciowe i uczące w działaniu.
Robiąc ostatnio kursy podharcmistrzowskie dbaliśmy o to by w każdym z nich było jakieś przeżycie, uczenie w działaniu, inspirujące wydarzenie. Ale gdy do perfekcji doprowadzaliśmy kolejne, całodzienne gry terenowe, a później podsumowywaliśmy je po zakończeniu działań, coś w nas pękało i zdaliśmy sobie sprawę, że to jest sztuczna sytuacja, kreowana przez nas dziejąca się w przydzielonych godzinach. Trzeba było iść krok dalej przejść przez tę granicę. Nasze kursy dotychczas były aktywne, dające szanse się sprawdzić, bardzo inspirujące i chwalone, a jednak ciągle czuliśmy, że trzeba nam iść dalej.
Usiedliśmy więc do planowania z myślą o zmianach. Wzięliśmy na warsztat nie standard, który stawia wytyczne poszczególnym zajęciom, a ideę stopnia, która stawia wymagania kursowi.
Przyznam, że pisząc plan pracy kursu balansowaliśmy na granicy standardu. Ale tak to czujemy i nie było już odwrotu. Pisząc plan podjęliśmy wyzwanie by poszczególne działania pozwoliły utożsamić się kursantowi z odpowiednim fragmentem idei stopnia.
Nasz plan uwzględniał:
idea |
zajęcia |
Określa kierunki swojego rozwoju. |
|
Swoją postawą propaguje harcerski system wartości. |
|
Rozumie ludzi i otaczającą go rzeczywistość – reaguje na ich potrzeby. |
|
Potrafi zauważyć sytuacje problemowe i je rozwiązywać. |
|
Umie spojrzeć na nie szerzej, niż tylko z perspektywy własnego środowiska. |
|
Buduje swój autorytet. |
|
Doskonali swą wiedzę i umiejętności wychowawcze. |
|
Pracuje w zespole instruktorskim - ma własny pogląd na sprawy nurtujące jego środowisko harcerskie. |
|
Wiele zajęć odpowiadało na więcej niż jeden z elementów idei stopnia. Najważniejsze jest chyba jednak to, że takiego samego przyporządkowania w trakcie podsumowania dokonali sami uczestnicy. Po pierwsze pokazało to nam, że potrafili oni sami utożsami treści z ideą, a po drugie, że wszystkie zaproponowane przez nas treści pozwoliły im się stawać podharcmistrzem.
Kurs trwał dwa zjazdy, pierwszy 3 pełne dni, drugi od piątku wieczorem do niedzieli plus praca własna pomiędzy zjazdami. I opierał się na dwóch bardzo ważnych osiach pierwszą była wędrówka, a drugą Zjazd Chorągwi Łódzkiej ZHP.
Pierwszy weekend rozpoczęliśmy od spotkania na dworcu i od tego momentu zaczęliśmy harcerską przygodę. Była praca zastępami - wędrowanie, gotowanie, przechodzenie po moście linowym nad Wartą (który kadra w mozole budowała pół dnia), chodzenie po ciemku (choć to nie było w planie), zgubienie szlaku, zwiedzanie, nocleg u dobrych ludzi, rozmyślania nad swoim harcerskim życiem, dyskusje o autorytecie, roli opiekuna i wielkie dla nas wszystkich przeżycie, jakim było ognisko z Przewodniczącym ZHP hm. Dariuszem Supłem. Te wszystkie działania pozwoliły nam patrzeć na to jak uczestnicy, najpierw strasznie szybko integrują się w zastępach, oddając sobie całe swoje doświadczenie i wiedzę, a następnie jak szybko otwierają się przed nami, chcąc czerpać w każdym momencie kursu. Żadne zadanie nie było dla nich za trudne, każdy kolejny kilometr, choć dla części był wyzwaniem, stawał się po prostu harcerstwem w czystej postaci - gdzie ludzie ze sobą są i od siebie się uczą.
Przerażające jest tylko to, że byli uczestnicy, którzy pierwszy raz wędrowali w tym wymiarze, ale daliśmy im na pewno przeżycie.
Ostatnie zajęcia na tym zjeździe dotyczyły metody, ale użycia metody w pracy z instruktorami.
Analizując wszystkie cechy i elementy metody sprawdzaliśmy, na ile użyte zostały one podczas zajęć i samej wędrówki - wierzcie mi, że bez problemu kursanci znaleźli wszystko co dla nich zaplanowaliśmy, a my udowodniliśmy, że metodę da się realizować w pracy instruktorskiej*.
Drugą osią kursu był Zjazd Chorągwi Łódzkiej ZHP - muszę przyznać, że był to przypadek, szukaliśmy terminu i okazało się, że 4 października jest zjazd (na którym część kadry była delegatami). W pierwszym odruchu zaczęliśmy szukać nowego terminu, ale po chwili wydało nam się oczywiste, że nie ma większej szkoły demokracji i odpowiedzialności za Związek. Kurs zaczął się w piątek zrobiliśmy wtedy olbrzymią analizę dokumentów zjazdowych, statutu ZHP oraz instrukcji działania Chorągwi, kursanci sami zaplanowali czemu chcą się na zjeździe przyjrzeć, a w czasie zjazdu przygotowywali pytania, które my jako delegaci mogliśmy zadawać. W najśmielszych wyobrażeniach nie sądziłam, że ci przewodnicy tak zaangażują się w obserwację tego wydarzenia. A podkreślę, że dla części był to zjazd obcej chorągwi. W czasie “nudniejszych” części zjazdu, kursanci prowadzili dyskusje nad case’ami, do których musieli przygotować się wcześniej. Wieczorem natomiast spotkaliśmy się ze wspaniałym partnerem do rozmów o ZHP i ZHR hm. Adamem Kraliszem z łódzkiego ZHR.
Oba zjazdy okrasiliśmy warsztatami z pracy z kadrą, roli opiekuna i lidera, z kompetencji podharcmistrzów, a także dyskusjami np. o autorytecie.
Zrobienie takiego kursu to nie prosta sprawa. Wyjście z pewnych utartych ram zawsze budzi wątpliwości. Jakich wizji byśmy nie mieli to zawsze jest to kurs podharcmistrzowski objęty w Związku standardami i zawsze musimy przekazać wiedzę, która jest w jakiś sposób zunifikowana. Nasz kurs miał dać jednak coś jeszcze, mianowicie ducha, ideę, poczucie zrozumienia swojej roli. Ważny był balans i musieliśmy uważać, by kursantom nie przejadła się ta “idea”.
Często na takich kursach, nie znamy większości grupy, możemy tylko wyobrazić sobie kim będą, znając uczestników od nas z hufca. Czy wszyscy jednak zrozumieją o co nam chodzi? Ważne było by nie wylać dziecka z kąpielą.
Grupa, którą dostaliśmy pod swoje skrzydła okazała się świetna. Choć wierzę też mocno, że forma to wspomogła. Po spotkaniu na dworcu wysłaliśmy ludzi w świat i umówiliśmy się z nimi po 7 h w konkretnym miejscu. Po tym czasie dotarły do nas zgrane, znające się zastępy, świadome siebie, swoich naturalnych obrzędowości i zadań, które mają do wykonania. Już zaangażowani i ciekawi kolejnych działań. Nigdy wcześniej na kursach instruktorskich nie udało nam się tak zgrać ludzi i tak zjednoczyć w koło idei. Żaden stacjonarny kurs na to nie pozwala, układ zajęć, które następują jedne po drugich z przerwami na ciastko i kawę, nie dają szans na wspólne przeżywanie.
Wędrówka czy praca podczas zjazdu były dla nas wyzwaniem organizacyjnym, często gdy jeden element zawiedzie, wszystko jest w stanie się posypać, a działać trzeba natychmiast. Nie ma czasu na to by odpocząć w czasie zajęć innego prowadzącego. Ważne jest też by zaangażować także zewnętrznych prowadzących w całość kursu by wiedzieli oni jaka jest idea całości, by rozumieli gdzie w tej całości są umieszczone jego zajęcia.
Robiąc jakikolwiek kurs trzeba mieć pewność, że jest się w stanie coś innym dać, że można być przykładem. Kurs w tym wydaniu to wyzwanie dla dobrych liderów, którzy pociągną za sobą podczas wędrówki, ciężkich zadań intelektualnych i autentycznych przeżyć związanych z ideą. Trzeba być na 100 % i cały czas dawać z siebie. Zastępy kursowe dostały opiekunów spośród kadry, a zadania, które realizowali kursanci wymagały obserwacji nas i rozmowy z kadrą o swoich przemyśleniach, czas zaskakiwano nas dziwnymi pytaniami. I nie chodzi mi wcale o to, że na każdy temat trzeba mieć zdanie, ale o tym, że to było ważne intelektualne doświadczenie, na które trzeba być gotowym. Organizacja tego szkolenia pozwoliła nam zgromadzić super doświadczenia i samemu poczuć, że przeżyliśmy coś świetnego.
Ważne w tym naszym kursie było jeszcze jedno, mianowicie podsumowanie. Owszem zapytaliśmy jak podobały im się zajęcia. Ale dużo ważniejsze były pytania o to czego kursanci się nauczyli i z jakimi postanowieniami wrócą do domu, co zechcą wdrożyć w swoich środowiskach, a co w swoim instruktorskim życiu. Te odpowiedzi naprawdę były inspirujące.
Pisali:
-
zniwelować bylejakość,
-
zostać członkiem KSI,
-
pozyskiwać starszych instruktorów do pracy,
-
zdynamizować kadrę hufca,
-
szkolić instruktorów,
-
phm to nie pwd, muszę przekonać innych, wiem co dla nas jest dobre,
-
robić próby jako opiekun,
-
szukać miejsc na rozwijające pole służby,
-
ważne zadanie - praca z instruktorami,
-
że fajny mamy hufiec i trzeba budować wspólnotę,
-
trzeba jasno określać oczekiwania.
Nie ma wątpliwości, że uczyliśmy w działaniu, kształciliśmy i inspirowaliśmy naszych kursantów, ale także siebie. I dzięki temu doświadczeniu, które mam nadzieję, uda nam się powtórzyć jeszcze kiedyś, dorasta we mnie inne marzenie kształceniowe “a gdyby tak wziąć kursantów w góry i przejść z nimi przez szczyty, dyskutować przy ogniu, żyć razem, a na koniec już wiedzieć kto z nich będzie dobrym instruktorem?”
hm. Agnieszka Rytel
członkini RN ZHP
członkini ZKK Hufca Łódź-Polesie
* o pracy metodą z instruktorami piszę w artykule “Praktycznie więc metodą”.
Nr HR-a: I/2015 Numer Specjalny - Kształcenie
Social Sharing: |